Ojciec z Ukrainy w Olkuszu


WIARA I MIŁOŚĆ LUDZI ZE WSCHODU

W niedzielę 15 stycznia 2006 gościł w Olkuskiej Bazylice Ojciec Zbigniew Sawczuk OFM Cap - ze Zgromadzenia OO. Kapucynów. Przyjechał on z Ukrainy, aby głosić przez cały dzień Boże Słowo i dzielić się doświadczeniami z duszpasterskiej pracy w tym sąsiadującym z nami kraju, a także zbierać ofiary z myślą o Polakach na Wschodzie.

Ojciec Z. Sawczuk powiedział w homilii m.in.: „Od pięciu lat mam możliwość, (…) taką Łaskę – Pan Bóg mi dał, być wśród tego ludu po naszej wschodniej granicy. Bardzo często jest tak, że (…) na ludzi zza” tamtej „granicy patrzymy (…) przez pryzmat różnych doświadczeń negatywnych – przez to, że czasami nas oszukali albo coś innego; jednak Pan Bóg jest taki, że potrafi także pokazać dobro w tych ludziach” i nas również zbliżyć.

Odkrycie głębszego powołania
„Moi rodzice jeszcze żyli koło Lwowa, podczas zawieruchy wojennej. Wtedy sąsiadka mojego dziadka przybiegła i mówi: - Słuchaj Janek, moi synowie razem z mężem w tę noc przyjdą, by zabić całą waszą rodzinę. Proszę cię uciekaj, ponieważ tylko w tym jest twój ratunek – i mój dziadek, długo nie myśląc, spakował rzeczy najbardziej potrzebne, wziął babcię i (…) uciekał. Jakaś taka (niechęć) nienawiść (…) do narodu ukraińskiego od tej pory była w naszej rodzinie. Bo tato mówił w ten sposób: - Zobacz, tam mieliśmy swój dom, tam mieliśmy urodzajną ziemię, a tutaj mieszkasz w bloku i masz tylko ogródek. Zobacz, co może być dobrego od Ukraińców. Ledwie co, a by nas zabili. – Dopiero później przyszła taka myśl, że dzięki tej kobiecie, dzięki tej Ukraince, mój tato i mój dziadek, i my możemy żyć.
A takie całkowite chyba nawrócenie zdarzyło się wtedy, gdy razem z chórem kleryckim odwiedzaliśmy miasta Ukrainy i tam śpiewaliśmy koncerty w czasie Bożego Narodzenia. I pojechaliśmy także do ukraińskiego miasta Winnicy – 450 tysięcy mieszkańców – i w czasie przebywania tam (…), proboszcz stanął przed swoimi parafianami (…) po koncercie i mówi: - Proszę Was, żebyście zabrali tych moich współbraci do siebie na noc, ponieważ w klasztorze nie ma miejsca. – Jeszcze klasztor nie był oddany; tam mieszkali ludzie, po prostu z miasta. I przyszły różne osoby, zabrały po dwie, po trzy, po więcej osób. Nasza czwórka poszła razem do ubogiej kobiety, która żyła bardzo skromnie. Mieszkała w jednym pomieszczeniu, przedzielonym tylko takimi tekturowymi zasłonkami: w jednym była kuchnia, w drugim sypialnia, w trzecim (…) toaleta. I tak pomyślałem sobie, że pewnie ta kobieta coś chce w zamian: czy zaproszenie do Polski, a może jeszcze jakiś kontakt. Ale nic z tych rzeczy. Męża wysłała nad rzekę, nad Bug, po to, by złowił dla nas ryby. Rano na śniadanie mieliśmy świeże ryby. Pomyślałem sobie, jak wiele Pan Bóg działa przez taką czy inną osobę, przez taki czy inny gest – przez miłość. Bo chyba dzięki temu zmieniło się moje nastawienie do tego narodu”. I nie tylko to, bo to było chyba przyczyną odkrycia głębszego powołania. „Z tego czasu, z tego miejsca u tej kobiety” dwóch nas „przyjechało na Ukrainę: jeden jest w Winnicy, ja pracuję w Krasiłowie, już od trzech lat. Pan Bóg bardzo wiele może zdziałać wtedy, gdy człowiek jest Mu posłuszny”.

Wobec choroby alkoholowej w Parafii
„W Krasiłowie mamy rekolekcje i są to rekolekcje dla różnych grup: dla starszych, dla młodzieży, dla dzieci. Są także rekolekcje dla alkoholików. Dla Wspólnoty Franciszkańskich Zakonów Świeckich – kontynuował Ojciec. - I na jednych takich rekolekcjach, po Mszy Świętej, po dziękczynieniu, jedna kobieta wstała, tak pośród innych ludzi, i mówi: ja słyszę Jego głos, ja wierzę, że On jest właśnie tutaj. Mówiła tak o Jezusie, którego doświadczyła w Komunii Świętej. Co znaczy wiara człowieka. Jak On przez nią może działać. Jak wiele może zrobić, jak wiele przemienić.
Jakieś dwa, dwa i pół roku temu może, do naszej Parafii w Krasiłowie przyszedł alkoholik (…) – był pod wpływem alkoholu – i mówi, że żona wyrzuciła go z domu, że nie może się spotykać z dwuletnią swoją córeczką, a także, że pracodawca nie płaci (mu) pieniędzy, że śpi na klatce schodowej i nie ma nadziei na życie, chce popełnić samobójstwo. I zazwyczaj jest tak, że mówimy: słuchaj, przyjdź wtedy, gdy będziesz trzeźwy. Ale (…) chyba Pan Bóg chciał zupełnie inaczej, bo daliśmy mu spanie, daliśmy mu jedzenie. Spał dwie noce i dwa dni. Później były rekolekcje dla anonimowych alkoholików i wysłałem go na te rekolekcje. Przeżył (je) jakoś tak bardzo emocjonalnie, bo gdy na jednej z przerw przyszedł do mnie”, powiedział: „Bracie, ja wierzę, że Pan Bóg pozwolił mi już więcej nie pić, że da mi trzeźwość. Tak pomyślałem sobie: dobrze, że ty wierzysz, bo ja za bardzo w to nie wierzę. Ale faktycznie Pan Bóg zrobił mały cud. Potem (…) nie tylko, że przestał pić, ale zaczął koło siebie gromadzić swoich kolegów, alkoholików, z którymi wcześniej pił. Na początku to były trzy osoby, później sześć, aż do dwunastu osób”. Następnie „zaczął jeździć po różnych miejscach, melinach, gdzie razem ze swoimi kolegami pili”. Zapraszał ludzi z tamtych miejsc „do nas na spotkania, a nawet powiedział (…): Bracie, jedno spotkanie w tygodniu to za mało. Za mało, żeby ludzie spotykali się tylko w poniedziałki, ponieważ chłopcy nie wytrzymują w trzeźwości od poniedziałku do poniedziałku. Trzeba im zrobić drugi termin (…). Od tego czasu zaczęli się spotykać, przy naszej Parafii, dwa dni w tygodniu”, w poniedziałki i czwartki. Później też zaczął jeździć (…) po różnych ośrodkach, po innych miastach. Pomyślałem sobie, ile w Panu Bogu jest dobra i miłości, że z człowieka, który chce popełnić samobójstwo, odebrać sobie życie, czyni narzędzie do tego, by życie poprawić innym, by prowadzić innych, jak dobry jest Pan, jak wiele On może zdziałać.
A na tych spotkaniach (…) oni (…) czasami się modlili, czasami tylko opowiadali, jak to jest trudno wytrwać w trzeźwości. I kiedyś na jedno z takich spotkań przyszedłem – to było po Mszy Świętej” – jeden z nich: „Mówi, że nie pije już trzy, cztery tygodnie. Wszyscy mu wtórują brawem i są zadowoleni. Winszują mu, że trzy tygodnie wytrwał w trzeźwości. Ktoś mówi, że pół roku. I też jest to (…) podtrzymanie ze strony tej grupy. Jeden przyszedł i mówi, że nie pił dwie godziny i też mu biją brawo (…). Pomyślałem sobie: no tak, była Msza Święta, spotkanie, czyli napił się przed Mszą Świętą. Ale właśnie jakoś oni jeden drugiego nie osądzają, ale podtrzymują. Na pewno nie oskarżają, bo wierzą, że Pan Bóg im pomoże, że to jest po prostu choroba, z której tylko Bóg może dać wyjście.
Jeszcze kilkanaście lat temu nie można było sobie swobodnie (…) odprawiać Eucharystii, być na Mszy Świętej, spowiadać się. Bardzo często nasze babcie, właśnie z tamtych terenów, sobie znanymi sposobami przychodziły do kościołów (…). I tam, jak opowiadały, na Ołtarzach, które były czasem miejscem libacji alkoholowych, oczyszczały te Ołtarze, obrusami przykrywały, rozstawiały świeczki, kładły ornaty księży – bo akurat wtedy nie wszędzie byli księża – i cicho” czytały teksty liturgiczne, „teksty Eucharystii. Jaka wiara. Czasami, gdy mamy kościół obok kościoła, nie doceniamy tego, że możemy się tu wyspowiadać, że możemy przyjąć Komunię Świętą. To jest takie na co dzień. Tam teraz to wszystko powraca do życia, ale kilkanaście lat temu nie było takiej możliwości. I bardzo często te kobiety, najczęściej nasze babcie, na kolanach przed konfesjonałem wyznawały swoje grzechy – przed pustym konfesjonałem. Mówiły: jak Pan Bóg jest wszechmogący, to nawet bez księdza potrafi odpuścić grzechy. Jaka wiara w tych osobach”, przekazujących wiarę i miłość.

Po pielgrzymce Ojca Świętego
„W 2001 roku na Ukrainę przyjechał Papież Jan Paweł II”. Dziennikarze mówili, że po co ten tak stary człowiek „przyjeżdża do nas, co on może zmienić? Tak wielu ludzi mówiło i mówi, (że to) tylko puste słowa. Słowa bez pokrycia. My nie potrzebujemy już takich ludzi. Potrzebna pomoc gospodarcza, a nie tylko nowe kłamstwa.
I wtedy, gdy Papież przemówił, całując ziemię ukraińską - ziemię, o której poeci mówili, że jest ziemią przeklętą i zapomnianą przez Boga i przez ludzi, tę ziemię zbroczoną krwią (…) ofiar (…) – jakby otworzył ich serca; i mówił po ukraińsku. I dzienniki (…) na drugi, na trzeci dzień, zupełnie inaczej opowiadały o tym człowieku”. Mówili, że: „to jest Pielgrzym Pokoju i że ten człowiek przynosi Boga i nadzieję; że nie musimy się bać o to, że Katolicy zechcą zabierać Prawosławnym (…) cerkwie (…). Ten Papież mówi o tym, by być Prawosławnym, ale (…) Bożym Prawosławnym – służyć Panu Bogu i ludziom”. A gazety pisały, że: „Nikt wcześniej po ukraińsku i do Ukraińców tak nie mówił, jak Papież – Polak. Właśnie z taką żywą wiarą”, z nawiązaniem do „trudnych korzeni Narodu Ukraińskiego, do tradycji. Czasami jesteśmy świadkami tego, jak wiele zmieniła ta wizyta”.
Chociaż, gdzieś na górze, we władzach kościelnych można dostrzec nie przyjmowanie tego wszystkiego ze strony Prawosławia: „I nawet jak z pielgrzymką chodziliśmy, jak co roku, czternasty raz, z Mińska do Berdyczowa, wtedy, jak w wiosce zawsze nas przyjmowali przy cerkwi, tak w tym roku, gdy Papież przyjechał, to ludzie, ze łzami w oczach mówią, że zabronili im przyjmować nas przy kościele (swoim), ale oni nas przyjmą za swoją wioską: z mlekiem, z chlebem – i ze łzami w oczach, mówiąc, że: my przyjmujemy Boga w was; nie widzimy różnicy – jeden Bóg, jedna wiara, jedno Niebo nas czeka – czyli prości ludzie czasami więcej rozumieją (…) niż ktoś kto ma tytuły, ma także sakramenty święceń kapłańskich.
W naszym Domu Rekolekcyjnym gromadzimy wielu ludzi, między innymi młodzież (…). Czasami bywa tak – sam prowadziłem takie rekolekcje – gdzie były 184 osoby, dzieci (…). I wtedy Dom „jak z gumy” jest i się „rozszerza” (…). Organizujemy (również) takie rekolekcje (…) dla osób starszych”.

Podziękowania i świadectwo
Ojciec Z. Sawczuk podziękował Ks. Dziekanowi S. Roguli, Proboszczowi Olkuskiej Bazyliki za możliwość głoszenia Słowa Bożego. Prosił także o pomoc, przede wszystkim duchową, pomoc wiary: „Może i wśród Was będą ludzie, którzy zechcą przyjechać też na Ukrainę. A była taka akcja parę lat temu, która jest dalej kontynuowana: „Stracić rok dla Jezusa”. Młodzież z Polski zostawiała swoje rodziny, czasem nawet i studia – brała „dziekanki”, po to by móc pojechać na Ukrainę i tam służyć w duszpasterstwie, w modlitwach, w innych parafiach, w prowadzeniu rekolekcji. Muszę powiedzieć, że bez tej młodzieży nigdy byśmy tego nie zrobili (…) – co właśnie Pan Bóg robi. Przede wszystkim przez świeckich. Bo tam to jest komunia, to jest jedność. Księża muszą być ze świeckimi razem, bo sami nic by nie zrobili – tak samo z siostrami zakonnymi. I może właśnie ktoś z młodzieży, ze studentów będzie chciał, to zapraszam”.
Ojciec przytoczył też świadectwo pewnej studentki pochodzącej z Krasiłowa, gdzie O. Z. Sawczuk jest Proboszczem (oprócz niego jest jeszcze trzech Braci), która: „Na modlitwie odczytała, że ma w jakiś sposób pomagać ludziom, mówić im o Jezusie. Ale nie tak (…) w kościele” tylko „na ulicy. I wymyśliła, że będzie Bożym pucybutem, że będzie ludziom czyściła buty – dlatego zorganizowała sobie takie stoisko, taki kramik, gdzie ktoś mógł przyjść, usiąść i ona, najpierw oczyściła, później wypastowała i wypolerowała buty. Zapłatą dla niej nie były pieniądze, ale to, że w tym samym czasie mogła mówić o Jezusie - tym, którzy do niej przychodzili. I mówiła (…), że to Jezus jest dla niej nagrodą. Jak wiele wiary, jak wiele (…) miłości w tych ludziach ze Wschodu, którym także służymy” (przy wyjściu z kościoła wierni mogli złożyć ofiarę dla Kościoła na Ukrainie; można też było przekazać artykuły gospodarstwa domowego…). Następnie, w imieniu swoim, a także Braci Kapucynów na Ukrainie, Ojciec z serca podziękował.
Tomasz Wilczyński

Dodano dnia 28 Apr 2006 przez Tomek

32-300 Olkusz, ul. Szpitalna 1.
Tel. Kancelaria: (0-32) 643-15-20; fax (0-32) 647-81-57 Tel. Ks. Proboszcz:(0-32) 643-08-91
e-mail Parafii: bazylika@bazylika.pl
All rights reserved. Copyright © by Bazylika Olkusz 2003.
Graphics by kordian, HTML & PHP by bartm