Komuniści i liberałowie wobec Katolików. Cz. 1.


ECHA SZYDERCZEGO ŚMIECHU KOMUNISTY
czyli „dobre” złego początki

Kiedy przyglądam się stosunkowi komunistów do polityków związanych z Kościołem Katolickim, do osób które nie boją się odważnie świadczyć o swojej wierze - w przestrzeni działalności politycznej - widzę, że tylko pozornie jest to dialog polityczny. Bo kiedy sięgnę do źródeł zmian w Polsce po „okrągłym stole”, wszystko staje się jasne. Według zamierzeń obu stron, zaangażowanych w rozmowy z 1989 roku, do prac nad „okrągłym stołem” dopuszczono tylko te osoby, które uznawały daleko posuniętą tolerancję dla działań i ustępstw, na które żaden Katolik nie mógłby się zgodzić. Winę za ten stan rzeczy ponoszą więc nie tylko komuniści, ale i liberałowie, którzy „pod przykrywką” przyznawania się do wiary katolickiej, w rzeczywistości, jeszcze przed przystąpieniem do rozmów, tak dobierali skład reprezentacji „solidarnościowej”, by nikt o twardych przekonaniach, wyznający prawdziwe katolickie zasady moralne, nie uznający kompromisów ze złem, nie miał szansy wypowiedzi, dzięki której zostałby zburzony plan zawarcia tajnego układu, który miał pozwolić „przetrwać” na „stołkach” komunistom, a liberałom miał pomóc udawać, że dokonała się bezkrwawa rewolucja, przywracająca pełną demokrację w Polsce - a ostatecznie umożliwić im także dojście do władzy.

Oczywiście trzeba przyznać, że system totalitarny upadł – do czego w dużym stopniu przyczynił się Ojciec Święty Jan Paweł II. Należy jednak pamiętać, że ukryte skłonności totalitarne nadal istnieją w niektórych środowiskach (również politycznych, zwłaszcza powiązanych z komunistami) i dają o sobie znać publicznie. To dowodzi jak słaba i niepełna jest jeszcze nasza demokracja. A to właśnie błędy „okrągłego stołu” sprawiły, że tak trudno jest nam dziś otrząsnąć się z pozostałości komunistycznego zniewolenia.
Gdyby to był tylko sposób na likwidację systemu totalitarnego, to jeszcze można by zrozumieć. Ale po przejęciu władzy, tzw. prawica, zamiast unieważnić ustalenia „okrągłego stołu”, traktując je jako rokowania „pod lufą” niebezpiecznych przestępców, zaczęła spełniać żądania kryminalistów i ich sprzymierzeńców z dawnej PZPR.
Swoistym „szczytem” absurdu było przebaczenie komunistom win, z gruntu fałszywe, w postaci tzw. grubej kreski premiera Mazowieckiego. Jeśli był tak skory do nie karania przestępców komunistycznych, to może by chciał też zaprzestać karania gwałcicieli, złodziei czy morderców? Oni przecież tak samo przekroczyli prawo (ale nie prawo ustanawiane przez przestępców, lecz prawo oparte na szacunku dla osoby ludzkiej). Oczywiście przebaczyć trzeba, ale kara także musi zostać wymierzona, gdyż (za wyjątkiem kary śmierci, która jest niedopuszczalna, oprócz karania osób, które nawet w więzieniu są niebezpieczne dla społeczeństwa) kara służy zasadniczo poprawie przestępcy. Kto nie został ukarany za zło, które popełnił, niejednokrotnie nie czuje, że źle uczynił. Kara jest wyrazem miłosierdzia dla przestępcy (kto wie, może pan Mazowiecki przez to źle rozumiane przebaczenie dodał wielu komunistom cierpień pośmiertnych, które mogli odpokutować na ziemi).
Tymczasem wyniki rozmów z 1989 roku (prowadzonych przecież na nierównych prawach) zostały uznane za początek demokratycznego państwa i jako obowiązujące, przyjęte przez obie strony konfliktu bez żadnych oporów. Zasady te próbuje się utrzymywać do dziś jako „owoc okrągłego stołu”. Kto chce mówić publicznie o budowaniu prawdziwej demokracji, wolności narodowej i przestrzeganiu wszystkich zasad Katolickiej Nauki Społecznej w życiu społecznym oraz całej pełni zobowiązań płynących z Dekalogu, powołując się na zwycięstwo ugrupowań związanych z Kościołem Katolickim, traktowany jest jakby szargał „świętości” narodowe, jakby próbował „przekłamywać” jedno z „największych” wydarzeń historii Polski. Nic więc dziwnego, że wychodząc z takich założeń, nie traktuje się do końca poważnie głosu Katolików, który czasami przebija się wśród zalewającej media pogańskiej propagandy.
Myślę, że to określenie – pogaństwo - powinno z powrotem wrócić do szerszego obiegu – i czasami już wraca - jako najbardziej adekwatne w odniesieniu do całych mas ludzi, którzy kierując się różnymi poglądami, nieraz nawet częściowo katolickimi (i nazywając siebie katolikami), w rzeczywistości służą „obcym bogom”, za których zasłoną kryje się w jakiś sposób władca piekieł – szatan i jego demony; ci ludzie opanowali dziś większość mediów w Polsce, co dzień jest o nich głośno, więc nie można mówić, by to były jakieś niewielkie grupki „opętane diabelskimi pomysłami” – dziś poganieje większość Polaków. To jest fakt obok którego nie można przechodzić obojętnie, bo to jest nasza narodowa tragedia, a jej skutki mogą być w przyszłości porównywalne, a może nawet straszniejsze od drugiej wojny światowej i komunistycznej niewoli. Są ludzie, i to nawet niektórzy Katolicy, którzy nie chcą nawet myśleć o polityce i odradzają to innym, ale ci ludzie nie są patriotami, a nie będąc, łamią czwarte Przykazanie Boże, które zobowiązuje wyznawców Chrystusa, także do szacunku i miłości ku swojej Ojczyźnie.
A co do konwersarzy „okrągłego stołu”, to powinni odejść z życia politycznego. Oni już pokazali, że nie są w stanie rządzić tak, żeby się Panu Bogu to podobało. Bez tego ostatecznego odniesienia – i to w kraju od wieków katolickim – żadna władza na dłużej się nie ostoi.

Poganiejemy… !?
Od czasu „okrągłego stołu”, władzę w Rzeczypospolitej sprawowali na zmianę liberałowie i komuniści. A co się stało, gdy prawdziwi Katolicy chcieli zająć się polityką i dla dobra społecznego startować w wyborach do władz państwowych? Przede wszystkim zostali z góry wyśmiani przez media, będące w rękach komunistów i liberałów, a więc „zwycięzców” „okrągłego stołu”. A dlaczego ich wyśmiano? No jak to, przecież to nie oni „uratowali” Polskę. Gdzie oni się tu pchają – zdało się jakby słyszeć pomruk z trybun ówczesnego składu sejmu i senatu. Wymyślano im od cyrkowców i klaunów. Kiedy w rzeczywistości to oni byli prawdziwym głosem Katolickiej Polski (nie chcę tu podawać nazw partii, ponieważ rozdział prawdziwych Katolików nie zawsze przebiega po linii podziałów partyjnych; a i prawowierność polityków nie zawsze jest stała – oczywiście nigdy nie można tu zaliczać liberałów różnej „maści” ani członków partii komunistów).
Poganiejemy jako Naród. To jest fakt obiektywny, który widać na co dzień w sposobie życia wielu Katolików (na szczęście nie wszystkich), w podejściu do norm życia katolickiego, do symboli religijnych (ilu Katolików żegna się przed przydrożnymi Krzyżami, przed posiłkiem, podróżą, w ilu sklepach ludzi wierzących jest Krzyż, który nie będzie bezczeszczony handlowaniem w niedzielę? itp.). W życiu społecznym spoganienie Polaków szczególnie widoczne jest przy prezentacji wyników i frekwencji wyborczych. O pogaństwie panującym w wielu mediach już nie wspomnę, gdyż to trwa już od dawna, a w telewizji publicznej (co dawniej oznaczało: jedynej), od początku jej istnienia w Polsce (najpierw jako źródło propagandy komunistycznej).
Trzeba tu jasno stwierdzić, że Katolik, który tylko częściowo realizuje nauczanie Kościoła Katolickiego, a resztę swoich poglądów i zasad życia bierze z innych źródeł – liberalnych, komunistycznych, sekciarskich itp. - nie jest Katolikiem, ale poganinem. To prawda, że w każdym człowieku jest więcej dobra niż zła, że każdy ma sumienie, choć niektórzy zagłuszone, to prawda również, iż w każdej głupocie jest trochę prawdy. Trzeba nam też pamiętać, że zanim coś zauważymy odnośnie błędów – zwłaszcza moralnych - na arenie życia polityczno-gospodarczego czy społecznego, musimy starać się ocalić człowieka, niezależnie od jego poglądów, gdyż przed Panem Bogiem, dopóki żyjemy w doczesności ziemskiej, każdy ma takie same szanse na Zbawienie wieczne. Ale pamiętamy, że odstępując od zasad, które dał nam Pan Bóg dla naszego dobra, odstępujemy od samego Pana Boga, a więc także zmniejszamy swoje szanse za Zbawienie i szczęście nieskończone. Dotyczy to tak Katolików jak i pogan, tyle, że Katolicy mają o wiele lepsze środki dążenia do Zbawienia (zwłaszcza Sakramenty Święte i pełnię Objawienia Bożego).

Przy „korycie”
Śmiech komunisty, któremu wtóruje śmiech liberała najczęściej można obserwować w programach publicystycznych, komentujących wydarzenia polityczne. Dziś już może sytuacja się „nieco” zmieniła. Myślę, że większość życia politycznego można określić przysłowiem: „na złodzieju czapka gore”. Komuniści mają poważne „problemy”, liberałowie szykują się do przejęcia władzy. Ale myślę, że w sytuacji trudnej należy trzymać się niezmiennych prawidłowości. Do takich właśnie należało szydercze powitanie prawdziwych Katolików w strukturach władzy przez trzymających „sztamę” „okrągłostołową” komunistów i liberałów.
Wciąż, jakby bez przerwy, słychać slogan pseudowolnościowych idei, że trzeba jak najszybciej zapomnieć złą przeszłość komunistów. Teraz, wybieleni, w czyściutkich „mundurkach” SLD, z niebieską „wypustką” nakrapianą gwiazdek unijnych kółkiem, idą w blasku swojego programu, którego istotą jest wieczne podcinanie gałęzi, na której siedzą, a „korytem” wciąż napełnianym – korupcja, manipulacja i propaganda.

Nadzieja polskich Patriotów
Pomysł na ten artykuł podsunął mi właśnie słyszany niejednokrotnie w telewizyjnych programach publicystycznych ów „śmiech komunisty”, szyderczy i zadufany w sobie, współbrzmiący ze śmiechem liberałów. Pisząc obecnie na ten temat chcę wskazać na efekty tego „śmiechu”, który jeszcze nie tak dawno był wyraźniej dostrzegalny na scenie politycznej. Obserwując to wszystko zacząłem się wówczas zastanawiać, skąd się wziął taki jad, takie kompletne lekceważenie tych, którzy przecież głosem wyborców zasiadają w sejmie na tych samych prawach, co oni? – ten bezczelny sposób podejścia do Katolików zajmujących się polityką widoczny był zwłaszcza zaraz po ostatnich wyborach parlamentarnych (przed również). I zrozumiałem, że przecież ten sposób szydzenia z polskich Katolików był od zawsze domeną komunistów. Liberałowie nie chcieli dopuścić do tej bezpośredniej konfrontacji. Ale popełnili kardynalny błąd, gdyż w imię szczytnych ideałów wyprowadzenia Polski z systemu totalitarnego próbowali zamknąć usta Katolikom. To doprowadziło do pomieszania różnych systemów wartości. Przeciętny Polak-Katolik w niedługim czasie po przejęciu władzy przez „prawicę” (gdzie prym wiodła tak naprawdę liberalna Unia Wolności) stracił „wątek”, przestał cokolwiek rozumieć. Bo niby Katolicy wygrali wybory (w końcu to przy Kościele Katolickim w czasie komunistycznej niewoli skupiała się cała prawica), a o wywalczanie zgodnych z Katolicką Nauką Społeczną ustaw było coraz trudniej. A jeśli już coś uznano to nie często do końca zgodnie z nauczaniem Kościoła, czyli: „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.”
Ustępstwa wobec innych ugrupowań „prawica” tłumaczyła tym, że aby coś wywalczyć, trzeba w czymś innym ustąpić. Tu jednak był kolejny błąd w założeniach. Dotyczył on tematyki oraz osób, którym się ustępuje. A zatem, po pierwsze, katolik nie ma prawa – moralnego – ustąpić w sprawach podstawowych dla wiary. Po drugie, jeśli np. anioł z diabłem wejdzie w spór, to musieli by pójść na bardzo duże, wprost nie kończące się ustępstwa, żeby się „dogadać” (co na szczęście nie jest konieczne, bo wobec aniołów Pana Boga diabeł jest bezsilny). I, analogicznie, jeśli się „wpuszcza” do parlamentu osoby związane z totalitarnym systemem władzy, to nie można liczyć na łatwe tworzenie ustaw, niezbędnych do właściwego funkcjonowania wolnego państwa. Komunistów w ogóle nie powinno być u władzy. Przestępców trzeba karać, a nie uczyć się od nich rządzenia! Podczas żadnego chyba przewrotu politycznego w historii zwycięzcy nie czuli się tak uzależnieni od przegranych, jak tu.
Inną sprawą jest wytrwanie Katolików przy swoich zasadach. Władza wymaga szczególnej roztropności i pokory. Łatwo ulec fałszywym ideom i manipulacjom. Polityka jest dziedziną życia, gdzie trzeba być jasnym i przejrzystym. W przeciwnym razie traci się wiarygodność. Polityk, mimo, że jest grzesznym człowiekiem, nie może pozwolić, by został uwikłany w „ciemne interesy” czy popieranie pokrętnych ustaw lub fałszem „podszytych” polityków. Bo wtedy, nawet jeśli bardzo dużo wie, traci społeczne zaufanie, a z nim często wyborcy tracą zaufanie do całej partii - lub nawet szeroko pojętej polityki (jeśli nawet polityk wychodzi cało z takich „potyczek” i nieprawdziwych oskarżeń, to i tak słabo umotywowani wyborcy, których w Polsce jest dziś przeważająca większość, „przefarbowują się”).
Zainteresowanie się polityką jest moralnym obowiązkiem Katolika. Jakkolwiek trudno by było określać z góry, na którą partię należy głosować, to są normy, które pomagają dokonać słusznych wyborów. Ogólnie można powiedzieć, że wybierać należy ludzi uczciwych - pojęcie mało dziś mówiące o politykach, dlatego trzeba dodać: którzy przestrzegają zasad Katolickiej Nauki Społecznej, ludzi głębokiej wiary, będących równocześnie specjalistami w dziedzinach, które umożliwią właściwe spełnianie funkcji politycznych. Powinni też mieć odpowiednie cechy charakteru – i, przynajmniej niektórzy, zasługiwać na zdobycie autorytetu w społeczeństwie. Myślę, że te słowa mogą budzić nadzieję. Ale czy możliwą do spełnienia? Dopóki życie „tętni w żyłach” Polaków, dopóki ta ziemia jest naszym Domem, dopóki jesteśmy Polakami w drodze do Pana Boga, nie możemy tracić nadziei. Tym, co może zniszczyć naszą Ojczyznę jest zniechęcenie Narodu. Zawsze, kiedy Polacy tracili nadzieję, odbierano im wolność – choć nigdy wtedy nie tracili ostatecznie hartu ducha. Nie można do tego dopuścić, byśmy stracili sens walki o własną niezależność narodową i to w czasach, w których wiele zależy od decyzji Narodu. Polacy muszą dziś żyć nadzieją i tą nadzieję spełnić. Muszą nauczyć się tak dysponować swoją wolnością, jako Naród, jako społeczeństwo, jako patrioci, by po ziemskiej pielgrzymce każdy, żyjąc uczciwie czyli moralnie, mógł dotrzeć do Niebieskiej Ojczyzny /cdn./.
Tomasz Wilczyński

Dodano dnia 03 Apr 2004 przez Tomek

32-300 Olkusz, ul. Szpitalna 1.
Tel. Kancelaria: (0-32) 643-15-20; fax (0-32) 647-81-57 Tel. Ks. Proboszcz:(0-32) 643-08-91
e-mail Parafii: bazylika@bazylika.pl
All rights reserved. Copyright © by Bazylika Olkusz 2003.
Graphics by kordian, HTML & PHP by bartm