WOŚP i Przystanek Woodstock a kwestia wartości


CZY DOBROCZYNNOŚĆ ZAWSZE JEST MORALNA?

Zostaliśmy przyzwyczajeni przez telewizję publiczną do tego, że w styczniu odbywa się corocznie składka na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Trzeba przyznać, że cel jest bardzo szczytny. Orkiestra zbiera pieniądze dla potrzebujących pomocy, zwłaszcza dla dzieci. Kto jednak stoi za tym przedsięwzięciem? I czy Katolik ma prawo popierać organizację, której założyciel i jego Fundacja WOŚP obok dobrej działalności, jako podziękowanie wobec młodzieży za zaangażowanie w styczniową zbiórkę pieniędzy, organizuje wzbudzające wiele kontrowersji festiwale Przystanek Woodstock? Istotą jest kwestia moralnej odpowiedzialności, a więc nawet, gdyby próbowano całkiem oddzielić działalność Fundacji od organizowania Przystanków, to przecież oczywistym jest, że WOŚP i Przystanek Woodstock są ze sobą głęboko powiązane, na zasadach choćby: wspólnego obu imprezom lidera, wzajemnych oddziaływań medialnej popularności oraz wymienionej powyżej wdzięczności wobec młodzieży za zimową zbiórkę pieniędzy.
Choćby zatem nie wiem jak się WOŚP odcinała od Przystanku Woodstock, to faktem pozostaje, że ten festiwal traktowany jest właśnie jako podziękowanie za zbiórkę pieniędzy podczas WOŚP. A więc nie jest prawdą, że nie ma żadnego związku między jednym i drugim. Wręcz przeciwnie, związek jest i to wzajemnie zależny. Jak rozgłos społeczny WOŚP idzie w górę, to i Woodstock staje się bardziej popularny wśród młodzieży. A przyłączanie się młodych ludzi do kolejnej edycji WOŚP stanowi nieraz złą zachętę do brania udziału w Przystankach lub jest efektem „atmosfery” Woodstock’u. Ale co to jest za „atmosfera”?

Wątpliwe podziękowanie
Telewizja TRWAM w dniu zbiórki WOŚP na początku 2007 roku wyemitowała o godz. 17.30 film o Przystanku Woodstock w 2006 r., z podpisem, jakże już znanym z publicznych wypowiedzi lidera WOŚP (i strony internetowej WOŚP), iż festiwal jest podziękowaniem wszystkim wolontariuszom, biorącym udział w kolejnych finałach WOŚP. Tyle, że forma tego podziękowania budziła niestety wiele wątpliwości. Powyższy film powinni zobaczyć przede wszystkim rodzice dzieci udających się na Przystanek Woodstock. Bo dziecko samo się nie wychowa, a gdy rodzice to zaniedbają, to wychowa je otoczenie, czyli koledzy, a zamiast autorytetów będą słuchać idoli. Młody człowiek przeżywający okres buntu i naporu ma problemy z własną emocjonalnością, z budzącymi się pożądliwościami różnego typu i z dojrzewającą psychiką. A więc potrzebuje szczególnej opieki i uwagi ze strony osób dorosłych, odpowiedzialnych za ich właściwe wychowanie (a gdyby tak rodzice, jeśli już nie chcą zabronić – co byłoby najlepsze, pojechali przynajmniej na Woodstock razem z dziećmi i sami zobaczyli oraz ocenili to, co ma tam miejsce?). Inaczej młodzież łatwo może ulec degradacji moralnej, traktując dobro jak zło, a zło jak dobro, co w późniejszym ich życiu przyniesie negatywne lub nawet tragiczne skutki.
Na filmie młodzi uczestnicy Woodstock’u opowiadają swoje wrażenia. Jak pamiętam, mówili, że panuje tam atmosfera pijaństwa i narkomanii, niektórzy sami przyznali się do pijaństwa. Pewien młody człowiek chciałby, żeby jego dziecko - gdy je będzie miał - pojechało na Woodstock i zobaczyło tych pijanych ludzi, leżących na polu festiwalowym, by mu to rzekomo obrzydzić (czyli pijacka metoda „klin klinem”, przełożona na sposób pseudowychowania, dobrze znany nauczycielom i pedagogom szkolnym, mającym styczność z rodzinami patologicznymi; metoda antywychowawcza, bo młody człowiek uczy się dopiero, co jest dobre a co złe, więc jak zobaczy, że pijaństwo to norma, zagłuszy głos swojego sumienia i będzie to naśladował; obrzydzi się tym tylko człowiek dobrze wychowany i poprawnie ukształtowany moralnie – a do tego potrzebny jest dobry przykład rodziców). Oto sposób w jaki chce wychowywać swoje dzieci człowiek będący praktycznie jeszcze osobą niedojrzałą. Ów rozmówca przyznał następnie, że sam upija się i z wypowiedzi wynikało, że nie widzi w tym nic złego (dla Katolika pijaństwo jest grzechem ciężkim! - prowadzi przecież do uzależnienia – do alkoholizmu - oraz skraca życie), a mimo to chciałby, żeby jego dziecko nie było pijakiem. Gdy Redaktor zadający pytania spytał, dlaczego jest taka niekonsekwencja między tym co mówi, a co jest w rzeczywistości (czyli jak żyje), nie umiał odpowiedzieć. Oczywiście nie wszyscy rozmówcy byli tak zdegenerowani, ale często „coś” było nie tak – albo z nimi, albo z ukazywaną w wypowiedziach atmosferą festiwalu (nieraz byli to zapewne „fani” Przystanku Woodstock, ale zadawane pytania, np. o ich patriotyzm, wybijały ich z ewentualnego zamiaru bezkrytycznego chwalenia imprezy, i wówczas ludzie ci, jak to się mówi, głupieli – udowadniając w ten sposób, jakie osoby lubią tego typu festiwale). Ktoś krytykancko może powie, że specjalnie dobierano wypowiedzi, ale pytanie trzeba postawić inaczej: czy przypadkiem nie było tak, że „ze świecą” trzeba było szukać kogoś, kto umiałby samemu przestrzegać wszystkich wartości moralnych i do tego być zadowolonym w pełni z panującego tam klimatu festiwalu? – może po prostu trudno było tam kogoś takiego spotkać?! A dziennikarz ma relacjonować to, co widzi, a nie szukać - jak detektyw czy policjant - czegoś, co może jest tylko jakoś nigdzie nie widać – żeby koniecznie na siłę, wbrew temu, jak zasadniczo jest, pokazać inną stronę przedstawianego problemu (a więc okłamać widza! – co jest grzechem!). Dodatkowo dziennikarz katolicki ma obowiązek ewangelizować - i to tak w mediach katolickich, jak i tzw. świeckich – nie wolno mu więc pozostawić bezkrytycznie poglądów sprzecznych z zasadami moralnymi w prezentowanym przez siebie materiale! (a ten grzech często dziś występuje w mediach świeckich, w których też przecież pracują katolicy). Kto by go oskarżał o to, że tak bezkrytycznie nie postąpił (czyli, że nie przedstawił pozytywnego image’u podjętego tematu, lecz podał, co było niemoralne), oskarża Pana Boga i cały Kościół Katolicki, który takie zasady wyznaje. A więc staje też w sprzeczności z Konstytucją RP, gwarantującą wolność religijną. Nienormalnym byłby też zarzut, iż dziennikarz, w takiej sytuacji, jak np. relacja z Przystanku Woodstock, przedstawia imprezę w negatywnym świetle, gdyż to ocena moralna warunkuje sposób przedstawiania sytuacji w mediach, a nie odwrotnie – a przynajmniej powinna warunkować.

Jaka ma być ocena moralna?
Zamiast bowiem oceny moralnej spotykamy się dziś coraz częściej ze sługami osoby szatana, którzy, często nie wiedząc nawet o jego wpływie na ich postrzeganie świata, są mu ślepo posłuszni w walce z prawdziwym dobrem i ze sługami Bożymi. I nie ma tam mowy o bezstronnym (pod względem moralnym!) ukazywaniu dwóch stron konfliktu. Bo czy np. oszczerczy, zakłamany program o Radiu Maryja w TVN - i nie tylko tam - emitowany swego czasu, ukazywał cały pozytywny dorobek tej katolickiej radiostacji? (jak np. modlitwę, programy pogłębiające wiarę, możliwość szerokiego omówienia tematów podczas Rozmów Niedokończonych i wolne wypowiedzi słuchaczy /lub widzów w TV TRWAM/); czy media atakujące Ks. Abpa Stanisława Wielgusa przy całej swej manipulacji i kłamstwach wysiliły się, by ukazać jego pozytywne cechy i wielki dorobek? (nawet nie sprawdzono prawdziwości podpisów, twierdząc od razu, że są autentycznie jego!); a czy kłamliwe i zmanipulowane ataki na Dyrektora Radia Maryja Ojca Tadeusza Rydzyka CSsR pokazywały tego, moim zdaniem, świętego naszych czasów, świętego za życia, we właściwym świetle? (przeciwnie, Platforma Obywatelska emitowała spoty wyborcze z tymi kłamstwami już po orzeczeniu sądu, że nie istnieje w tej sprawie żaden dowód przeciw temu Ojcu Redemptoryście, by rozpocząć postępowanie) – inna sprawa to rzetelność informacji, bo zazwyczaj, niestety, w tych przypadkach, nawet tego nie było. Tu nie wystarczy stwierdzić, że opisywany temat został zawężony do danego wątku, gdyż te ataki na ludzi Kościoła mają głębsze podłoże, przygotowywane od dawna, a dziś nasilające się, na bazie owych wcześniejszych grzechów, wołających o pomstę do Nieba. Człowieka nie wolno bezpośrednio oskarżać w mediach o karalne przestępstwo, gdy nie jest przestępcą, skazanym wyrokiem sądu. Różnica między atakami na Kościół, na ludzi Kościoła, a pisaniem prawdy o Przystankach Woodstock polega na tym, że w tym pierwszym przypadku tworzy się sztuczne dowody - różnego typu medialne „fakty”, by wywrzeć wrażenie czynów bezprawnych, a w drugim ocenia się fakty istniejące. O braku równowagi w elementach pozytywnych i negatywnych (gdyby takie były) można jednak mówić tylko w tym pierwszym punkcie, gdyż ocena moralna zmusza dziennikarzy, by fakty były zgodne z rzeczywistością (przykładowo: gdy cebula z zewnątrz wygląda na zdrową, to mówimy, że jest dobra, chyba, że po przekrojeniu okaże się zgnita, wtedy dopiero zmieniamy zdanie – i tak było z WOŚP na początku działalności – sam nawet byłem zachęcany przez księży ich pozytywną opinią i dawałem na składki - dopóki nie okazało się, że związana z Orkiestrą Fundacja sponsoruje Przystanki Woodstock, co do których przedstawiciele Kościoła – a wśród nich biskupi - zaczęli mieć wątpliwości natury moralnej); okazało się też, że Przystanki mają być podziękowaniem za zaangażowanie młodzieży w WOŚP. Ocena moralna takiego zjawiska jak Fundacja WOŚP i wszelkich powiązań Przystanków i samej WOŚP może być wyłącznie: albo pozytywna, albo negatywna. Oczywiście są tu, pisząc ogólnie, elementy pozytywne (WOŚP) i negatywne (Przystanek Woodstock), ale nie można jednego oddzielać od drugiego, gdyż byłaby to fałszywa ocena w znaczeniu moralnym. Trzeba zatem wziąć pod uwagę element zła moralnego, które rzuca cień na całą działalność omawianej tu organizacji. W tej sytuacji nie wolno pisać jedynie o tym, co pozytywne, bo jednocześnie pochwala się element negatywny. A próbując zachować równowagę w elementach pozytywnych i negatywnych przedstawianego tematu wywołujemy wśród odbiorców konsternację. Sprawiamy wrażenie, jakbyśmy nie znali norm moralnych (tak postępują, w prezentowaniu różnych informacji, dziennikarze np. TVN, Polsatu i TVP), a przecież, jako od Katolików, odbiorcy mediów mają prawo tego wymagać i wymagają. Okłamywanie ich jest więc grzechem przeciw ósmemu Przykazaniu Bożemu.
A jeśliby np. dziennikarz katolicki (niezależnie od tego, gdzie pracuje) opisywał czy omawiał koncert grupy satanistycznej (nieważne gdzie i kiedy – to teoretyczny przykład), ma on święty OBOWIĄZEK MORALNY przedstawić taki koncert w negatywnym świetle, by zniechęcić do niego ludzi, zwłaszcza młodych, którzy w ten sposób mogliby wpaść w sidła szatana – największego nieprzyjaciela człowieka. Bynajmniej nie twierdzę, że na Przystanku Woodstock dzieje się tylko zło. Przecież choćby Przystanek Jezus jest wielkim dobrodziejstwem dla zagubionych moralnie młodych ludzi. Zwracam uwagę na moralne priorytety. Przystanek Woodstock to jest niebezpieczny „tygiel” pomieszania dobra i zła. Katolicy, pragnąc pełnić wolę Pana Boga, który z każdego zła potrafi wydobyć dobro, idą tam i głoszą Ewangelię, nawracają w ramach Przystanku Jezus, ale są traktowani, zwłaszcza przez organizatorów (a więc i wielu uczestników), w sposób pogański, jako „jedni z wielu” (a nieraz i gorzej) – zwróćmy uwagę na to kuriozum!: Katolicy, którzy stanowią w Polsce zdecydowanie najliczniejszą religię, głosiciele Jedynej Prawdy, którą Bóg w Swym Synu Jezusie Chrystusie objawił całej ludzkości, są traktowani na równi (a czasem niżej) z innymi poglądami na życie, bardziej czy mniej prawdziwymi, a nawet całkiem w swych fundamentach z tą Prawdą sprzecznymi, jak np. z sektą Hare Kriszna (o czym później), jasno przez katolickich specjalistów od sekt w ten sposób zdefiniowaną – a nie tylko przez nich, bo sektą grupę (Hare Kriszna) określa też Raport o stanie bezpieczeństwa państwa z 1995 roku. To wszystko zmusza każdego z Katolików, by nad tym poważnym problemem szczerze się pochylić.

Kto też udaje się na Przystanek Woodstock?
Ks. Bp Kazimierz Ryczan, w 2001 roku, na zakończenie Pieszej Pielgrzymki, 13 sierpnia, z wałów Jasnej Góry nawoływał: „Czy zaangażowany religijnie młody człowiek nie może być powodem zgorszenia, gdy inni widzą go (…) na <> balach? A jak się ma Orkiestra Świątecznej Pomocy do alkoholowej, narkotycznej i seksualnej swobody?”.
Jak wynika z policyjnych raportów i statystyk, znaczna część podróżujących na Woodstock jest pod wpływem alkoholu, corocznie już na trasach dojazdowych policja zatrzymuje udających się na festiwal dilerów lub posiadaczy narkotyków (dane policyjne na podst.: „Nasz Dziennik” 3 sierpnia 2007). Dziś rodzice boją się, by ich dzieci nie miały styczności z dilerami narkotyków w szkole, a pozwalają swoim córkom i synom jechać tam, gdzie pojawiają się tacy przestępcy zapewne regularnie? Jak to więc jest?! A przecież Przystanki Woodstock, organizowane, jak dotąd, chyba od początku, przez Fundację WOŚP (teraz zobaczymy, ale to jest tu nie istotne), są: podziękowaniem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dla polskiej młodzieży za jej zaangażowanie w styczniowy Finał (por. - za stroną internetową WOŚP) Orkiestry. I takim ludziom, pozwalającym, by tak grzeszna atmosfera tam panowała – bo dilerzy narkotyków nie uczęszczają raczej na porządne imprezy ani do miejsc świątobliwych (i rozpatrywaliśmy też tą grzeszność wcześniej i będziemy rozpatrywać dalej) - mielibyśmy dawać jeszcze nasze pieniądze? (bo można nawet zabraniać, a i tak podtrzymywać złą atmosferę, czyli: „walka z wiatrakami” – czy zamierzona?). Przecież grzeszylibyśmy, mając tego wszystkiego pełną świadomość – chodzi tu zwłaszcza o założenia ideologiczne, sprzeczne z nauczaniem Kościoła (czemu przyglądamy się właśnie i wyjaśniamy w kolejnych akapitach), a nie o czyjeś dobre chęci (którymi ponoć piekło jest wybrukowane). Ale wyjaśniajmy po kolei… .

Dziennikarz ma obowiązek potępiać zło
Kontynuując w dalszym ciągu – jak powyżej - ocenę moralną prezentowanych w mediach problemów, wśród których znajduje się kwestia kontrowersyjnych Przystanków Woodstock, będących „podziękowaniem” za zaangażowanie w Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, zwróćmy uwagę - iż ocena moralna zamieszczona (skoro żyjemy w wolnym kraju) w programie czy artykule – szczególnie katolickim - zależy od tego, co dziennikarz – tym bardziej katolicki – zobaczył, wydając tę ocenę, a nie co ktoś inny – np. organizator imprezy – o niej myśli. Zresztą prawo wymaga, by wszystkie media były etyczne. Gdy więc dziennikarz, zwłaszcza ten katolicki, bierze materiał do ręki, musi przede wszystkim ocenić moralnie, zgodnie ze słusznymi zasadami etycznymi, czy należy to przedstawić pozytywnie czy negatywnie (bezstronnie wolno Katolikowi przedstawiać tylko tematy moralnie „obojętne” /w znaczeniu braku grzechu, a nawet braku zaniedbania dobra, bo w praktyce życia moralnego nie istnieją sytuacje moralnie obojętne, dotyczące życia człowieka/, jak np.: który model samochodu ładniej, według kogoś, wygląda; w przeciwnym wypadku - gdy np. pisze bezstronnie o grzesznej postawie, nie negując jej /nawet jeśli przedstawia wymagane w etyce dziennikarskiej dwa przeciwne stanowiska/ - sam obiektywnie grzeszy - i zazwyczaj indywidualnie zapewne też - gdyż świadomie dopuszcza możliwość błędnego rozumienia grzechu – na tym zamieszaniu moralnym zbudowali swój kapitał popularności liberałowie, żądając, by w imię źle pojętej wolności, dać każdemu wybór, bez zdecydowanego wskazania na rzeczywistą Prawdę, co poskutkowało najpierw ogłupieniem społeczeństwa /bo człowiek z natury jest stworzony, by kochał Pana Boga, czcił Go i Mu służył oraz żył zgodnie z Prawdą Bożą, a oderwany od tak ustawionej, właściwej hierarchii wartości, traci duchowy pokój/, a następnie poskutkowało odchodzeniem od Prawdy i dawaniem posłuchu coraz to innym kłamstwom, półprawdom i zabobonom – temu odchodzeniu towarzyszy dziś coraz bardziej jawne popieranie, w niektórych mediach, różnych form demoralizacji – jak np. któregoś lata jedna z największych w Polsce stacji komercyjnych popierała opalanie się toples, a więc promowano grzech ciężki nieczystości, co już samo jest grzechem ciężkim; a ileż razy popiera się inne nadużycia moralne - kłamstwa itd.).
To nie materiał początkowy, zebrany, jest najważniejszy w procesie tworzenia artykułu, reportażu czy programu przeznaczonego do mediów, lecz sposób jego prezentacji! To wiedzą wszyscy dziennikarze. Manipulacja istnieje ZAWSZE!!! Nie istnieje taki sposób przedstawienia materiału prasowego, radiowego czy telewizyjnego lub dziś także materiału na stronie internetowej, który by się tego ustrzegł. Manipulacją jest dobór materiału do emisji lub druku, wybór i układ słów (każde słowo jest ważne), fragmentów zebranego materiału (bardzo rzadko całości – choćby ze względu na różnice słowa mówionego i pisanego), wybór zdań, tematów (ich profilu ujęcia), obrazów czy zdjęć.
Każdy dziennikarz manipuluje doborem i obróbką materiału! – inaczej nie byłby dziennikarzem, tylko np. stenotypistą czy drukarzem – różnica tkwi tylko w tym jaki procent rzeczywistości został przez dziennikarza ukazany i czy równocześnie z tym ukazaniem miał moralne prawo to ukazać w taki sposób lub co pomógł zrozumieć odbiorcy (zbliżył go do Prawdy czy zakłamania) – pamiętając, że każde słowo ma znaczenie: gdy przykładowo stwierdzamy w zdaniu, pozytywnie uogólniając, iż: „mówca powiedział”, to ktoś inny może uznać, że ten sam: „mówca paplał”, „mamrotał”, albo „cedził”, „wygłosił”, „wspaniale przemawiał”, „był przekazicielem prawdy” „podlizywał się”, „częściowo mijał się z prawdą”, „bałamucił”, „ogłupiał słuchaczy”, „kręcił” lub „kłamał”.
Nawet (zwłaszcza!) artykuł i program informacyjny można tak sformułować, że będzie, bardziej czy mniej, albo gloryfikował, albo też potępiał omawiany temat (nie ma całkiem bezstronnego moralnie sposobu wyrażania myśli), wykorzystując przy tym ten sam materiał początkowy - jak np. czyjąś wypowiedź; inna sprawa czy i tej wypowiedzi ktoś nie przekręci (z tych powodów, np. znawca świata środków przekazu, Ojciec Tadeusz Rydzyk CSsR, Dyrektor Radia Maryja, nie godzi się na wywiady dla nieuczciwych mediów, używających niegodnych metod – jak TVN, atakujący go co jakiś czas w negatywnie zmanipulowany, zakłamany sposób, choćby w fałszującym prawdę programie z 1-go grudnia 2007; czy razem z TVN np. „Gazeta Wyborcza”, będące „tubą” Platformy Obywatelskiej w jej atakach na środowisko Radia Maryja).
Tak więc możliwość manipulacji wpisana jest w zdrową wolność mediów. Pytanie brzmi tylko, czy jest to pozytywna manipulacja czy negatywna. Niektórzy używają tutaj dwu różnych słów, by oddzielić jedną od drugiej (nazywając manipulacją tylko tą drugą), ale mi zależy, by w tym przypadku wskazać na potrzebę wyższości oceny moralnej nad pozytywnymi i negatywnymi technikami manipulacji - bo to są tylko techniki, a dziennikarz to nie maszyna i powinien słuchać głosu czystego sumienia. Jedynie więc ta druga forma manipulacji jest grzeszna i bezprawna. Szkodzić można nią na różne sposoby, ale zawsze będzie to jakaś forma nadużycia i kłamstwa. Dla prawa prasowego nie jest ważne, który wycinek zarejestrowanego materiału ktoś chce pokazać (choćby tylko o samym geście czyjejś ręki czy wyrazie twarzy), ale czy nie skłamie, czy nie wypaczy rzeczywistości, czy nie użyje tego materiału w celu niezgodnym z jego wydźwiękiem (np. obecności b. premiera – jako Premiera RP - Jarosława Kaczyńskiego – Katolika - na Mszy Św., razem z Pielgrzymką Rodziny Radia Maryja, do szkalowania Katolików, jak to robił pewien dziennikarz /powiązany ze stacją TVN 24/). Można bowiem pisać ostro, nawet bardzo ostro, gdy sytuacja tego wymaga (np. przeciw narkomanii, pijaństwu, sektom, rozwiązłości seksualnej, aborcji), ale trzeba pisać prawdę. A prawda to nie zawsze pochwała. Jeżeli zebrany materiał na to wskazuje, należy przedstawić go zgodnie z prawdą i własnym, ale czystym, sumieniem – kiedy trzeba, to skrytykować, zganić. Ale wszystko dla dobra człowieka. Jeśli gdzieś jest zło, zwłaszcza takie, którego inne media nie pokazują czy może wręcz ukrywają, to trzeba to pokazać, by zachować czyste sumienie i głosić prawdę – tę doczesną, ale i tę Prawdę Bożą, która stanowi jedność z Miłością. Zawsze jednak potępiać trzeba zło, które osoba ludzka popełnia, a nie samego człowieka. Może organizator danej imprezy sobie pomyśli: zabezpieczyłem i jest O.K. Ale dziennikarz idzie i zauważa co innego. I to, co przekazuje jest wynikiem tego, co zaobserwował. To jest przecież oczywiste! Trzeba patrzeć na efekty pracy – i to patrzeć z czystym sumieniem i jasnym umysłem - a nie na jakieś zamierzenia (a najgorzej, gdy ktoś rzeczywistość postrzega przez pryzmat zamierzeń). Przecież niewłaściwe zachowania zdarzają się i na Pielgrzymkach, lecz tam atmosfera jest zupełnie inna, a niezdyscyplinowani są odsyłani do domu. Pytanie zasadnicze brzmi zatem: kto jest panem tego zgromadzenia, spotkania, tej imprezy – Pan Bóg czy Szatan? Czyja wola jest tu, w najgłębszym tego słowa znaczeniu, w rzeczywistości realizowana?

Kto służy moralności?
Na podstawie przedstawionych wcześniej przykładów z telewizji TRWAM (co starałem się zrobić jak najlepiej, pisząc co utkwiło mi szczególnie w pamięci), widać, jaka młodzież wybiera Woodstock i co o nim myśli. Właśnie WYBIERA, bo przecież nie musi tego wybierać (a może będzie możliwość kiedyś jeszcze obejrzenia tego czy podobnego filmu, do czego zachęcam). Swoją drogą szkoda, że nie ma większych ilościowo i miarodajnych statystyk, zbierających oceny uczestników Przystanku Woodstock – przy jednoczesnym określeniu ich stosunku do ogólnie przyjętych wartości moralnych i do Kościoła Katolickiego. Może okazałoby się, że nie tylko te może parę-naście osób mówiących do kamery TV TRWAM ukazuje rzeczywistość. Przecież telewizja publiczna nie robi chyba nic takiego – a szkoda, bo byłoby większe spektrum porównań – zwłaszcza dla organizatorów Przystanku (którzy swoją drogą najlepiej powinni znać sytuację, ale najwyraźniej unikają mówienia prawdy). I nie chodzi bynajmniej o odpowiedzi uczestników Przystanku na naiwne pytanie: czy im się tam podoba – skoro tam pojechali, to im się pewnie często podoba. Nie tak się robi reportaże i nie tak ocenia się sytuację. Czyżby dziennikarze TV publicznej tego nie wiedzieli? - oglądając kiedyś coś takiego wciąż miałem wrażenie, że jestem „na zewnątrz”. Akcja raczej wytrącała mnie z atmosfery niż ją ukazywała - gładkie słówka, bez znaczenia, a cały festiwal gdzieś obok.
Szczególnie ważne przy ocenie zjawiska Przystanku Woodstock jest właśnie łączne podawanie oceny festiwalu przez uczestników i określanie stopnia ich (tych wyrażających swoje zdanie uczestników) osobistego rozwoju moralnego - co bardzo dobrze ilustrował program w TV TRWAM, której dziennikarze zadawali pytania moralnie nieobojętne. Wtedy wiadomo, czy osoba mówi to, co jest rzeczywiście prawdą, bo sama postępuje etycznie słuszne, czy też tę wypowiedź należy rozumieć odwrotnie, bo osoba jest moralnie „zniekształcona”. I chociaż – jak to się mówi – „na złodzieju czapka gore”, to on sam nie przyzna się, że „ukradł”. A więc nie można obiektywnej oceny zjawiska opierać bezmyślnie tylko na wypowiedziach niewychowanych młodych ludzi, którzy nie przestrzegają zasad moralnych, a czasem nawet żyją im na przekór (gdy np. młody człowiek ukradnie matce portfel i się nie przyzna, to wcale nie znaczy, że on tego portfela nie ukradł, tylko matka nie potrafi z synem właściwie rozmawiać, by odkryć prawdę, zwłaszcza, gdy pozwala, by wychowywali go równie jak on niedojrzali, zbuntowani koledzy). Niektórym nie zależy na Ojczyźnie, na państwie Polskim, na rozwoju moralnym, duchowym (we właściwym tego słowa znaczeniu). Pytani, pochwalą więc to, co ich zniewala, bo w tym zniewoleniu żyją. I tak (ogólnie w świecie) np. dla pijaka najlepsza atmosfera panuje w taniej, obskurnej knajpie z piwem, dla narkomana jest świetnie na śmietniku, gdzie się położył (otumaniony narkotykami), a zboczeniec za super klimaty uzna burdele. Kto zatem ma wydawać ocenę moralną? Kto ma do tego prawo? Ten, co ulegając demoralizacji jest jej ślepo posłuszny, czy też ten, kto pozostaje wierny moralności? Wiemy przecież, że tylko i wyłącznie ten drugi! W omawianej tu sprawie będą to np. osoby z Przystanku Jezus, które ewangelizując, służą prawdzie i moralności, oraz redaktorzy TV TRWAM.
Rozmawiając z młodymi, niedojrzałymi ludźmi (może kilkunastoma) nie można jednak uważać, że niczego się nie dowiemy. Wręcz przeciwnie. Dobry psycholog odkryje, jak to się mówi, „drugie dno” wypowiedzi. Zauważy z czym ten człowiek ma problemy i jak wpływa na niego środowisko i atmosfera, w której przebywa – i czy to jest wpływ pozytywny, czy negatywny. Dlatego takie wypowiedzi, jak te z TV TRWAM, są bardzo ważne, gdyż mówią czym są Przystanki Woodstock dla młodzieży. I wyciągając wnioski, każdy trzeźwo myślący człowiek zauważy, że nie są, same w sobie, niczym dobrym (choć Pan Bóg potrafi wydobyć dobro w człowieku i z największego zła). Reportaż z Woodstocku ukazał się też w „Tygodniku Powszechnym” (12.8.2007), ale niestety, tam dostrzegano tylko „plusy” Przystanku Woodstock, a minusy przemilczano (ukazując np. uratowanie załamanego człowieka przez osoby z Przystanku Jezus, nic nie powiedziano, dlaczego – ale tak naprawdę, w moralnym i psychologicznym rozumieniu - ten człowiek wybrał Woodstock, co go pociągnęło – bo chyba nie liczył, że pojedzie specjalnie na Przystanek Woodstock, żeby go uratował Przystanek Jezus? - który był tam zazwyczaj ledwie tolerowany!).

Kwestia bezpieczeństwa na Przystankach Woodstock
Myślę, że o tym najlepiej opowiedzieliby uczestnicy. Można jednak wyciągnąć pewne wnioski, przykładając „ucha” i „oka” tu i tam. Najpierw spojrzeć trzeba na moralność, bo to z braku moralności rodzą się wszystkie przestępstwa. Jacy są uczestnicy, takie musi być zabezpieczenie imprezy. Mecz piłkarski drużyny sportowej, której kibicują w dużej części chuligani nadzoruje duży kordon policyjny, a opery w filharmonii zazwyczaj wcale nie trzeba nadzorować. A znów na Pielgrzymce są porządkowi i to wystarcza (policja np. na drodze przy wyjściu z miasta), nikt się nie uskarża, bo większość uczestników to pobożni Katolicy (a chuligani wracają do domu). Można też się zastanowić jak wyglądają inne festiwale. Przecież na festiwalu opolskim czy sopockim lub wielu innych policja panuje nad sytuacją. Nawet świętowanie dni Warszawy czy koncerty na Rynku Krakowa itp. przebiegają, jak uważam, w sposób w miarę kontrolowany, przy zachowaniu odpowiednich środków bezpieczeństwa. Rozumiem, że nie da się wszystkiego prześwietlić na wylot i wiele rzeczy trzeba poprawiać, ale jeśli ktoś się źle zachowuje, upił się, jest zazwyczaj usuwany i transportowany do izby wytrzeźwień – niezbędna jest też profilaktyka.
Film TV TRWAM o Przystanku Woodstock (z 2006 r. /emisja w 2007/) pokazuje osoby leżące w różnych miejscach placu woodstockowego – nie wiem czy były pijane, skacowane, narkotyzowały się czy po prostu się zmęczyły - w co często osobiście nie za bardzo chciało mi się wierzyć, oglądając je na tym filmie (fakt czy ktoś jest pijany lub użył narkotyków może sprawdzić policjant, a kamera jedynie rejestruje wrażenie dziennikarzy z pobytu na Woodstock’u, by oglądający mógł sobie wyrobić właściwą opinię, więc trudno tu wnikać w szczegóły); rozumiem, że to była kilkudniowa impreza, ale jeśli nawet, to, z tego co dziś pamiętam z filmu (nie tylko w kwestii leżenia – jw.), kulturalna impreza, moim zdaniem, tak nie wygląda – a brak podstawowej kultury to ułatwiona droga do grzechu. Myślę, że mamy tu przede wszystkim do czynienia z niebezpiecznym żywiołem, który właśnie został uruchomiony poprzez powstanie Przystanków Woodstock – przez ich atmosferę i nawiązanie nazwą do amerykańskiego, zdemoralizowanego Woodstocku (o czym jeszcze wspomnę dalej).
Pisząc o bezpieczeństwie nie zamierzam oczywiście dyskryminować pozytywnej działalności „ochrony” Przystanku (Pokojowy Patrol, wg strony WOŚP liczący w 2007 roku tysiąc osób; Niebieski Patrol), bo to, że organizator ustanawia grupy porządkowych jest jak najbardziej godne pochwały. Była też gdzieś policja – podobno w liczbie 1100 osób (wg strony WOŚP). Chodzi mi jednak o proporcje i podstawy ideologiczne - gdy one zachęcają do zła, to najlepsze zabezpieczenie porządku będzie za słabe! Zawsze na koncertach potrzebna jest jakaś „ochrona”. Biorąc jednak pod uwagę informacje policyjne, że znaczna część podróżujących na Woodstock jest pod wpływem alkoholu i corocznie już na trasach dojazdowych policja zatrzymuje udających się na festiwal dilerów lub posiadaczy narkotyków (por. „Nasz Dziennik” 3 sierpnia 2007), biorąc też pod uwagę porównania z amerykańskim, zdemoralizowanym Woodstock’iem (1969 /do inspiracji tamtym Woodstock’iem przyznaje się sam Przystanek Woodstock na stronie WOŚP - choć trudno tam jakoś przeczytać o demoralizacji/), jako Katolik mam prawo mieć poważne obawy o bezpieczeństwo uczestników festiwalu (nie tylko, gdy chodzi o przemoc, ale przede wszystkim o kierunek wychowania młodzieży – czy raczej, w wielu sprawach, antywychowania – co określa stopień rozwoju moralnego). Czy sytuacja bezpieczeństwa i porządku się poprawia, trudno ocenić z zewnątrz. Ks Bp Edward Dajczak w wywiadzie, omawiając działalność Przystanku Jezus w roku 2007, dotykając sprawy ewangelizacji, powiedział m.in. o Przystanku Woodstock 2007, że: „W tych trudnych warunkach nie zabrakło ogromnej współpracy ludzi między sobą” (strona internetowa Przystanku Jezus, 12. 9. 2007). Można więc wywnioskować, iż uważa on Przystanek Woodstock za zadanie, które musiały podjąć osoby z Przystanku Jezus. W świadectwie osoby z Przystanku Jezus można przeczytać, że na Woodstock’u byli ludzie poranieni, pogubieni, skrzywdzeni, zalęknieni. „Bywało i tak, że nikt w życiu im nie powiedział, że są dobrymi ludźmi, że Bóg zawsze ich kocha i na nich czeka, że wybacza im największe krzywdy i grzechy. Tylko muszą chcieć się do Niego zwrócić” (strona Przystanku Jezus, 2007). Czy więc akcja ewangelizacyjna Przystanku Jezus nie powinna być najważniejszą na polu Przystanku Woodstock ze wszystkich akcji czy organizacji? Czy nie powinna być zdecydowanie, od początku do końca popierana przez Szefa WOŚP? Przecież to, co robi Przystanek Jezus dotyczy bezpieczeństwa całego życia, a zwłaszcza zbawienia uczestników festiwalu.

Dom na bagnie?
Niezależnie jednak od tego czy podczas danej edycji Przystanku Woodstock jest trochę lepiej czy trochę gorzej, jest on jednoznacznie kojarzony z amerykańskim Woodstockiem (o czym jeszcze wspomnę później), który stał się symbolem (często przemilczanym) demoralizacji i zagrożeń, które m.in. on, i całe tego typu myślenie przyniosło (wzrost przestępczości w Ameryce). Nie chodzi mi tu o statystyki, bo tego „co komu w duszy gra” żadne skale porównawcze nie wykażą do końca, ale myślę o atmosferze, o głębokim duchowym rozumieniu sytuacji. Przykłady mogą być różne, ale żeby zrozumieć istotę problemu, trzeba wejść głębiej. A zarazem szerzej. Trzeba objąć cały Przystanek Woodstock w refleksji duchowej i moralnej, której służy m.in. film TV TRWAM (jw.).
I bynajmniej nie widać na powyższym filmie katolickiej telewizji jakiejś stronniczości czy nienawiści. Wyraźnie za to jest uwidocznione, że redaktorom chodzi o ratowanie tych młodych ludzi przed nimi samymi, przed ich złymi decyzjami, przed złem duchowym, błędnym rozumieniem życia i niewłaściwym podejściem do niego. Dlaczego Kierownik WOŚP z taką zajadłością podchodzi do Radia Maryja, TV TRWAM i Naszego Dziennika? Przecież jeśli rzeczywiście chce prawdziwego dobra dla tej młodzieży, to znajduje się po tej samej stronie, co redaktorzy tych katolickich mediów. Wychowywać młodzież i przekazywać prawdziwe wartości (trzeba by zapytać o system wartości Szefa WOŚP), i robić to wspólnie – czy to naprawdę nie jest możliwe? A gdzież jest w takim razie ta miłość, tak deklarowana w haśle Przystanku Woodstock?
Może mi ktoś zarzuci, że piszę negatywnie o tym Przystanku. No cóż, na imprezie takiej nie byłem, a informacje zbierane z różnych źródeł – obok Naszego Dziennika czy TV TRWAM, innych źródeł, także pewne rzeczy ze strony internetowej WOŚP – układają mi się w jedną, niezbyt optymistyczną całość. Jeśli młodzież polska ma nie pójść drogą młodzieży amerykańskiego Woodstocku, zachodnioeuropejskiego modernizmu i wychowania liberalnego, prowadzących do faktycznego braku dobrego wychowania, do demoralizacji, to trzeba zmienić wewnętrzne motywy ich pobytu na Przystankach Woodstock. Bo największym zagrożeniem na tych Przystankach jest Szatan. To on wytacza armaty zakłamanych poglądów, by tylko młodzi, poszukujący Prawdy ludzie jej nie odkryli, by nie poznali, kim dla nich naprawdę jest Pan Bóg. A sprzymierzeńcem osób upadłych aniołów jest każdy człowiek, który popiera fałszywe poglądy lub Prawdę stawia na równi z kłamstwem. Prawda jest cicha i spokojna, bo i to, co jest normalne i dobre nie jest zbyt hałaśliwe, a kłamstwo jest krzykliwe. Co więc wybierze młody człowiek, pragnący realizować wielkie ideały, a nie potrafiący sobie niejednokrotnie poradzić z samym sobą, z własną emocjonalnością, z życiem, które zamiast budować na Skale, jak trwały Dom, topi w bagnie kolejnych swoich złych decyzji? Film TV TRWAM pokazuje (gdy ktoś rozumnie ogląda), co prezentowani tam młodzi ludzie często wybierają w takiej sytuacji – ale też czego by chcieli, najgłębszym pragnieniem ich duszy, ale niejednokrotnie nawet tego wypowiedzieć właściwie nie potrafią.

Najpierw moralne wychowanie, później dobroczynność
To mógłby być film instruktażowy dla pedagogów szkolnych, wychowawców i nauczycieli, których rola najwyraźniej coraz bardziej słabnie w procesie wychowania młodego pokolenia (m.in., a może zwłaszcza, przez promowanie w mediach owych słabo kontrolowanych wychowawczo i pedagogicznie zlotów woodstockowych). A jednocześnie ten sfilmowany dokument pokazuje tragiczną sytuację psychiczną jakiejś części (moim zdaniem dużej i coraz większej części) polskiej młodzieży (przez analogię, symbol), po eksperymentalnych programach wychowawczych. Przypomnijmy wychowanie bezstresowe, które już dawno jest powodem wstydu dla amerykańskich psychologów wychowawców (zwłaszcza praktyków), którzy najpierw wprowadzali je na szeroką skalę, a widząc jego tragiczne w skutkach konsekwencje, szybko się z niego wycofują.
Jednym ze skutków, wskazujących na błędy wychowania bezstresowego i tym podobnych systemów wychowawczych jest amerykański Woodstock. Pan dr Mieczysław Ryba, pracownik naukowy KUL, w Rozmowach Niedokończonych TV TRWAM z dnia 14 stycznia 2007 powiedział m.in., że: „Przystanek Woodstock jest symbolem tego Woodstock’u (…) amerykańskiego. A znowuż to symbolizuje pewną rewolucję seksualną, rewolucję kulturową, która się dokonała w latach 60-tych, 70-tych. Ta fala poszła przez cały Zachód. I skutek – to jest: degradacja cywilizacji. Jeśli chcemy wrócić do tego, co zwiemy Zachodem w sensie właściwym – a my jesteśmy jego częścią – to musimy wrócić do praktycznych wzorców wychowania, bo to tu się” dokonuje „kształtowanie człowieka, który później funkcjonuje w życiu dorosłym”.
A gdzie tu mowa o cywilizacji miłości, jeśli na Przystanku Woodstock np. rozdaje się, najwyraźniej, prezerwatywy (bo, gdy ktoś dostał, to łatwo wywnioskować, że nie tylko jemu oferowano) - robi to, (jak można się domyślić - por. strona internet. WOŚP za: Gazetą Wyborczą Zielona Góra, 7. 8. 2007) Towarzystwo Rozwoju Rodziny, zaproszone na Przystanek Woodstock jako jedna z Organizacji pozarządowych – popełnia ono ten grzech (a może raczej grzechy) zamiast uświadamiać o potrzebie wstrzemięźliwości seksualnej bez użycia środków antykoncepcyjnych, będących w rzeczywistości bardzo często legalizacją seksu przedmałżeńskiego, wielu deprawacji młodego pokolenia (co do treści jakie im się przy okazji przekaże też bym się poważnie zastanawiał), będących legalizacją grzesznych, niezgodnych z prawem naturalnym zachowań, godzących w znaczenie świętości współżycia małżeńskiego – i tu, na Przystankach, jest zgoda na taką antykoncepcyjną demoralizację, co z punktu widzenia katolickiego jest niedopuszczalnym nadużyciem wobec młodzieży – nadto łatwo się domyślić, że na Przystanku mogą być zarażeni AIDS, a wirus HIV bez trudu może się przedostać przez pory w gumie prezerwatyw (por. „Nowy imperializm”, M. Czachorowskiego, w: Ks. P. Gąsior, „Co ksiądz o tym myśli”); poza tym prezerwatywa, dając złudne poczucie bezpieczeństwa - jest środkiem zawodnym (pęknięcie, wylanie nasienia…) - prowadzić może do większego zaangażowania w doraźne kontakty seksualne („Zanim wybierzesz…”) – jej stosowanie, jak i pozostałych środków antykoncepcyjnych jest grzechem, chyba że niektóre lekarz w ostateczności przepisze ale tylko w przypadku choroby tego wymagającej i nie będzie współżycia małżeńskiego w tym czasie (jak pisze Ks. P. Gąsior, jw.) - współżycie przedmałżeńskie zawsze jest grzechem ciężkim – Kościół uznaje metody naturalne, jak metodę termiczną, metodę Billingsa (obserwacja postaci śluzu) czy objawowo-termiczną („Zanim wybierzesz…”).
Nic się zatem zapewne nie zmieni na Przystankach Woodstock, jeśli, oprócz atmosfery, cichych podtekstów i przemilczanych znaczeń (że wiadomo o co chodzi – tak, jak się dzieci chcą rodzicom „urwać” gdzieś, to coś tam pozytywnego powiedzą, a i tak wiedzą swoje), jeśli oprócz tego, co jest krytykowane przez wielu Katolików (nie myślących jak owi rodzice popełniający poważne błędy wychowawcze), jeśli oprócz tego wszystkiego, nie zmieni się też NAZWA festiwalu. Nie wiem, i mnie to nie interesuje, co autorzy mieli na myśli, nazywając tak negatywnym określeniem – negatywnym moralnie i pedagogicznie (bo pewnie muzycznie miał tamten Woodstock swój poziom, ale to niczego nie usprawiedliwia!) – festiwal podziękowania dla osób zbierających na WOŚP. Istotny jest bowiem przekaz - znak, symbol – i wszystko jest jasne: tam było rozluźnienie moralne, to i tu trzeba się o to postarać. I można nawoływać do unikania przemocy, pijaństwa, nie zażywania narkotyków. Wszystko na nic, jeśli nazwa będzie mówić: tak, to tu można się wyżyć na luzie, bez przestrzegania żadnych norm moralnych. I zaczyna się problem. Bo w rzeczywistości, biorąc pod uwagę zagrożenia dla ludzkiej natury, ten przekaz, który symbolizuje nazwa Woodstock, mówi dokładnie coś innego, mówi: zniszcz się, dobij do dna, bądź nikim, zeszmać się dla własnej przyjemności i zgnij. A ostatecznie: idź do piekła na wieczne potępienie – tam będzie płacz i niekończące się, tak wielkie, że sobie tego nawet teraz nie uświadomisz, cierpienie.

Katolikowi nie wolno popierać demoralizacji
I jeszcze raz pragnę podkreślić, że nie zamierzam dyskredytować pozytywnej działalności WOŚP. Ale jednocześnie trzeba się naprawdę poważnie zastanowić, co łączy tę organizację, pomagającą ludziom potrzebującym danego wsparcia, z Przystankiem Woodstock (a ten z amerykańskim Woodstockiem), o którym, jako Katolicy mamy prawo mieć swoje zdanie, wynikające z wyznawanej przez nas wiary, z Dekalogu i Świętej Ewangelii. Wszak WOŚP sama się dyskredytuje, w oczach prawdziwych Katolików, takim „podziękowaniem” dla młodzieży za jej zaangażowanie w Finał WOŚP, jakim jest Przystanek Woodstock! To, co się dzieje, najwyraźniej bez odpowiedniego nadzoru, zwłaszcza moralnego, na Przystankach, godzi w wyznawaną przez nas wiarę, w jej zasady, a także w potrzebę patriotyzmu, która wynika z czwartego Przykazania Bożego - patriotyzm jest obowiązkiem każdego Katolika (o czym szerzej wspomnę później). I nie jest też prawdą, że możemy się tym nie interesować, zamykając się – jak to mówią wrogowie Kościoła – „w zakrystii”. Katolik ma obowiązek dawać świadectwo wiary, zwłaszcza tam, gdzie ludzie dużo grzeszą. Bo i sam Chrystus nie przyszedł do zdrowych, ale do tych, co się źle mają. Każdy więc daje świadectwo wiary na swój sposób. Członkowie Przystanku Jezus również. Ich świadectwo wiary jest niezbędne na Przystankach Woodstock dla podniesienia moralności. Jednak tej potrzeby zdaje się nie zauważać główny organizator Woodstock’ów, ledwie godząc się w 2006 roku na jego obecność tam, a promując co roku na planie pola woodstock’owego sekciarską wioskę krishny (widziałem, że na mapce i zdjęciach z 2007 r. też się tam pojawiła ta wioska – por. za stroną internetową WOŚP), która nie ma nic wspólnego z Kościołem Katolickim, do którego należy przecież większość Polaków. Skoro więc następuje tu taka dyskryminacja, to gdzie tu mowa o równości, o pokoju czy miłości?
Jeżeli zatem Katolicki Przystanek Jezus jest dyskryminowany (bardziej czy mniej w poszczególnych latach), to dlaczego Lider Przystanku i Orkiestry chce, by Kościół wspierał jego organizację WOŚP? Posyła bowiem zbierających nieraz pod same drzwi świątyń (którzy w 2007 r., zdarzyło się – jak się dowiedziałem, przeszkadzali ludziom wierzącym uczestniczyć we Mszy Św. niedzielnej swoimi rozmowami pod kościołem; albo, co sam zaobserwowałem, tak gęsto stawali pod drzwiami świątyni, że wierni wychodzący po Eucharystii ledwo się przeciskali między natarczywymi „zbieraczami”). Przecież wzrost popularności WOŚP oznacza wzrost zainteresowania młodzieży Przystankami Woodstock, a przeciwko występującym tam nadużyciom moralnym Kościół wszak, ze zrozumiałych względów, musi występować. Te dwie sprawy są od siebie zależne, właśnie w sensie moralnym – a więc dla Katolików najważniejszym. I Katolik nie może wspierać finansowo WOŚP dopóki nie wyjaśni się sprawa demoralizacji i narażania na wpływy sekty Hare Kriszna (o czym jeszcze napiszę później) polskiej młodzieży na Przystankach Woodstock, które są owym podziękowaniem WOŚP dla młodzieży polskiej za jej zaangażowanie w styczniowy Finał WOŚP – łączą się więc Przystanki z WOŚP bezpośrednio. Przemyślmy to i wyciągnijmy wnioski. Nie wolno bowiem nam, Katolikom, popierać imprezy, współdziałającej – w znaczeniu etyki katolickiej, jako współwiny - destrukcyjnie na naszą młodzież.
A są przecież inne możliwości, jak choćby składanie ofiar pieniężnych na katolicki „Caritas” czy również, w wielu kościołach, na biednych itp., gdzie nie ma żadnych zagrożeń, żadnych niemoralnych powiązań, bo Kościół jest tu gwarantem bezpieczeństwa – komu więc Katolik powinien zaufać?. Tu nie można powiedzieć: dam i tu, i tu - bo to jest myślenie pogańskie. Trzeba nam bowiem zawsze służyć tylko Panu Bogu. A co od złego pochodzi odcinać, unikać, bo aby się zbawić, trzeba na ten świat patrzeć już teraz oczami duszy. I odcinać korzenie zła, a nie dopiero jak wykwitnie i będzie nas chciało pochłonąć.
Niech nas prowadzi i strzeże Maryja, nasza najlepsza Matka i Wychowawczyni, razem ze Św. Stanisławem Kostką, Patronem Polskiej Młodzieży i wielkim jej przyjacielem Św. Janem Bosko.

Patriotyzm to obowiązek i chluba Katolików
Zwróćmy teraz uwagę na rozumienie patriotyzmu przez osoby postrzegające pozytywnie Przystanek Woodstock. Czy są tam prawdziwi patrioci?
Patriotyzm, czyli miłość do własnej Ojczyzny, świadczy nie tylko o stosunku do Narodu, z którego się wywodzimy, nie tylko o zrozumieniu kim jesteśmy, ale dzięki temu pozwala być człowiekiem uczciwym, szanującym innych ludzi. Bo gdy brakuje patriotyzmu, to przerywa się w człowieku nić miłości do innych ludzi, a szerzej patrząc, nić więzi ogólnospołecznych w Narodzie. Mówimy o miłości bliźniego, ale są osoby nam bliższe i dalsze. Spróbujmy ustalić więc pewną hierarchię, pamiętając jednak, że kochać musimy każdego człowieka, gdyż w nim jest Chrystus, nasz Pan. Po kolei kochamy zatem: najpierw Pana Boga (jako Katolicy), najbliższych, rodzinę bliższą czy dalszą, po czym przyjaciół, znajomych, sąsiadów, społeczność religijną (która często przenika i inne grupy), społeczność lokalną, miejską lub wiejską, swój region, następnie Naród i Ojczyznę; kolejno po tym, choć już na zasadzie bardziej podobieństwa, inne kraje (trudno bowiem postrzegać bezpośrednio grupy ludzi wyrastające z różnych pni narodowych, o których zazwyczaj niewiele też bezpośrednio wiemy; tylko np. w przypadku małżeństw i różnych innych bliższych kontaktów międzynarodowych, zwłaszcza rodzinnych czy przyjacielskich można mówić tu o większej miłości do kilku narodów, ale to już wypływa z miłości do rodziny itp., a nie z miłości do danego kraju ojczystego, który każdy w nim urodzony i wychowany powinien kochać), następnie może jakieś większe grupy krajów, do których i nasz należy (ale grupy wzajemnie wolne wobec siebie!, nie skrępowane np. błędnymi poglądami moralnymi, jednolitym prawodawstwem, podporządkowującym sobie prawo krajów podległych – np. uboższych, wbrew ich dobru, przez bogatsze), dalej: mieszkańców danego kontynentu, a później całą ludzkość, ale zawsze jako każdą osobę i wartość z osobna – co jest tym trudniejsze intelektualnie im dalszą grupę osób kochanych reprezentuje dany człowiek, gdyż kochać, to służyć, a jak służyć, jeśli np. ktoś w innej kulturze może nasze dobre chęci i działania uznać za obrazę i zło. Pana Boga, najbliższych i Ojczyznę oczywiście kochamy najbardziej, ale nie znaczy, że najprościej, gdyż prawdziwa miłość im bliższa, głębsza, tym trudniejsza, zwłaszcza w praktyce życia codziennego. Miłość do siebie jest też bardzo ważna, lecz musi być odpowiednio ukierunkowana (przez właściwe wychowanie i samowychowanie), jako nauka miłości wobec innych – inaczej staje się egoistyczną siłą destrukcyjną.
Za elementy szczególne można tu zatem uznać zwłaszcza, jak wspomniałem, miłość do Boga, rodziny i Ojczyzny. I zawsze musi być zachowana ta hierarchia (czasami jakieś wydarzenia ją zaburzają, ale trzeba starać się jej, jak najwierniej, trzymać). Gdy ona zostaje przerwana (zwłaszcza w tych najważniejszych trzech punktach, bo co do innych, to różnie bywa), człowiek traci poczucie swojego miejsca w społeczeństwie i zaczyna się izolować – oczywiście nie musi tego widzieć, gdyż to się dzieje samoczynnie, przynosząc złe owoce w postaci np. osamotnienia, skłonności do wypełniania tej samotności jej namiastkami, może i grzesznymi; a jeśli nawet nie, to budzi się niepokój, wynikający z pomieszania hierarchii wartości. Głównie dotyczy ten niepokój stosunku do Pana Boga i Prawdy, ale kolejne wartości, zwłaszcza rodzina i Ojczyzna, stoją także, choć dalej, w jednym szeregu owej hierarchii – jakkolwiek wszystkie one wypływają z tej Pierwszej – z pełnienia woli Bożej, który właśnie taką uczynił naszą naturę, że potrzebujemy Jego i tych poszczególnych elementów hierarchii bliskości dla samorealizacji.

Rodzina gwarantem bezpieczeństwa Narodu
Sługa Boży Jan Paweł II powiedział kiedyś: „Patriotyzm to znaczy czcij ojca swego i matkę swoją…” (cytat za: „Nasz Dziennik”, 284/2007). Niektórzy ludzie zagubieni patriotycznie udają „patriotów europejskich”. Problem jednak w tym, że Europa nie jest naturalną wspólnotą narodową. Nie może więc zastąpić ojczystego Narodu (ludzie, którzy tak myślą i postępują uciekają przed rzeczywistą, choć w nich zaburzoną, potrzebą patriotyzmu /łatwiej też przyznawać się im do czegoś niezbyt określonego i odległego niż świadomie i odpowiedzialnie przyznać się społecznie do własnego otoczenia/ - często wiąże się to zapewne z ich problemami osobistymi, psychicznymi, z płytkością bądź wykoślawieniem życia wewnętrznego itp. – a w przypadku masonów, dążących do utworzenia rządu światowego, z manipulacjami ich sekty). Tymczasem człowiek musi znać swoje miejsce, musi więc być patriotą rzeczywistego Narodu, jako Rodziny Rodzin - gdzie rodzice, o których wspomniał powyżej cytowany Sł. B. Jan Paweł II, prawidłowo wychowujący dzieci, w duchu wiary i patriotyzmu, i dzieci, które ich kochając, uczą się miłości do Pana Boga i Ojczyzny, są gwarantem bezpieczeństwa i rozwoju Narodu (nieraz brak takiego wychowania można nadrobić samowychowaniem, ale jest to o wiele trudniejsze). To zrozumienie i pokochanie, obok wiary i rodziny, także własnej Ojczyzny, własnych korzeni, języka, kultury, tradycji, miejsca najbliższego, które musi posiadać każdy człowiek, pozwala dopiero realnie patrzeć na rzeczywistość, na kontynent i na cały świat. Jak nie mam swojego kraju w sercu, to przerywam rzeczywistą łączność relacji miłości z danym kontynentem i światem, z ludźmi tam żyjącymi (wtedy łatwiej przyznawać się np. do „patriotyzmu” europejskiego, rozumianego najgłębiej jako „patriotyzm” fikcyjny), ale też przerywam wówczas tą łączność, w pewien sposób, z każdym człowiekiem, bo gubię swoje miejsce, ignoruję fakt, że jak każdy człowiek, oprócz osobistego charakteru, posiadam charakter narodowy – którego wcale nie trzeba rozumieć negatywnie, gdyż np. jako Polacy mamy wiele cech pozytywnych, choć może nie zawsze chcemy się do nich przyznawać, przez co zapewne nieraz trudno nas zrozumieć na polu międzynarodowym – a spójrzmy, jak przejrzystą postacią dla całego świata był Jan Paweł II – Pasterz całego Kościoła – on nie ukrywał swego patriotyzmu; bo żeby stać się świadomym obywatelem świata trzeba najpierw być prawdziwym, świadomym patriotą swojej Ojczyzny i nim pozostać przez całe to ziemskie życie. A może należałoby też popracować nad poprawą charakteru narodowego (obok pracy nad własnym charakterem), tak niszczonego w ubiegłych wiekach przez zaborców i okupantów.
Brak patriotyzmu blokuje więc w pewnym stopniu wszystkie relacje osobowe, gdyż sprawia, że człowiek, zazwyczaj na własne życzenie, izoluje się od naturalnego porządku istnienia, który stworzył i utrzymuje Pan Bóg – wszak tworzenie się, w sposób naturalny, narodów zawsze było zgodne z wolą Bożą. Wiąże się to z pokoleniowym tworzeniem się kultur, języków, dialektów i wielu innych szczegółów, składających się na charakter i specyfikę danego narodu – czego tacy ludzie, jak np. komuniści rosyjscy, budujący nietrwały moloch wielonarodowy ZSRR, nigdy sami nie mogli zmienić, bo przynależność narodowa nie zależy od decyzji urzędowych, ale pokoleniowej woli członków narodu (zwłaszcza wychowania patriotycznego) połączonej z wolą Pana Boga. Nie możemy więc odrzucać tych darów Bożych – każdy swojego. Realnie patrzeć musimy też na naszą wiarę, na Kościół Katolicki do którego, według statystyk, jako ochrzczonych, należy 95 procent Polaków, tylko jak to się ma do rzeczywistości? I ilu Katolików, którzy przecież obowiązkowo powinni wypełniać nakaz czwartego Przykazania Bożego, jest patriotami.

Pierwsza lekcja patriotyzmu
Zwróćmy zatem uwagę na kwestię patriotyzmu w ramach omawiania Przystanku Woodstock. Lider WOŚP twierdzi, że podczas Przystanków wartości patriotyczne są zachowywane, a uczestnicy przyjeżdżający na Woodstock to, myślę, patrioci (jak pamiętam z filmu TV TRWAM, jw. – omawianego już wcześniej). Niestety, moim zdaniem sonda przeprowadzona wśród uczestników przez TV TRWAM wykazała coś zgoła innego. Uważam, iż niektórzy pytani sprawiali wrażenie jakby pierwszy raz zastanawiali się nad tym, co to w ogóle jest patriotyzm czy Ojczyzna. Te pojęcia po prostu nie funkcjonują zapewne w ich języku. Są im obce - jakby ktoś do nich mówił w całkiem innym, niezrozumiałym dialekcie. Trzeba więc postawić pytanie, jeśli tym Polakom język patriotyzmu jest obcy, to jakim językiem oni się porozumiewają? Myślę, że jest to często język przypominający ryki zwierząt, a więc przekleństwa, które chyba i w rozmowach padały – ale oczywiście zostały wyeliminowane z nagrania. Jest to zasadniczo język ludzi nie przystosowanych do życia w kulturalnym, demokratycznym społeczeństwie. Demokracja bowiem polega na szacunku dla siebie i dla innych ludzi. A tu nie ma mowy o żadnym szacunku. Tacy ludzie nie myślą o patriotyzmie (choć zapewne nie tylko tacy), bo w ich przypadku brakuje prawdziwych więzi międzyosobowych, tworzonych na fundamencie prawdziwej i uporządkowanej hierarchii wartości (por.: Bóg, rodzina, Ojczyzna), miłości i godności ludzkiej – a jakże mówić o godności czy miłości, jeżeli ci ludzie nie szanują nieraz nawet samych siebie, staczając się niejednokrotnie zapewne najniżej, jak tylko człowiek stoczyć się potrafi.
Gdy ludzie upijają się czy dopuszczają innych niemoralnych czynów prywatnie – np. w domu – to jest ich indywidualna sprawa przed Panem Bogiem - choć każdy grzech ma zawsze konsekwencje społeczne - lecz w momencie, gdy znajdą się na placu wspólnego festiwalu, otwartego dla naprawdę różnych ludzi (nawet pewnie i dzieci), to podlegają organizatorowi, który powinien bardzo dokładnie przestrzegać prawa, biorąc odpowiedzialność za całą grupę osób. W takim zgromadzeniu wszyscy muszą przestrzegać dobrze napisanego regulaminu. Rzecz jasna, organizator nie może odpowiadać za poglądy uczestników festiwalu, ale należałoby pomyśleć, czy atmosfera Woodstock’ów sprzyja przekazywaniu wartości patriotycznych lub innych (ale prawdziwych, np. moralnych), czy wręcz przeciwnie, utrudnia (bo może niektórzy uznają, że już wystarczy dobroczynności podczas WOŚP i na Woodstock’u czas „w nagrodę” pogrzeszyć, a więc ostatecznie wybrać potępienie wieczne). Oczywiście, przeciwna strona zawsze może zarzucić stronniczość doboru osób wypowiadających się w tych sprawach w czasie festiwalu dla TV TRWAM. Ale to jednak, jakby na to nie patrzeć, są uczestnicy festiwalu. Oni go przeżywają i wyrażają swoje emocje (a nie wierzę, że np. osoby chwalące jakoś Przystanek miałyby być podstawione – inna rzecz to ich moralność). Ten artykuł przecież też nie jest jakąś jednoznaczną wykładnią – staram się dostrzegać to, co dobre i co złe. Pragnę w nim przedstawić panującą w środowisku Katolickim opinię (choć bardziej myślę tu o stanowisku Kościoła niż osobistych odczuciach – moje własne stanowisko dotyczy zasadniczo zebrania i oceny /zwłaszcza moralnej, jako mgr teologii/ materiału do artykułu oraz samego ujęcia tekstu, poszukując jak najgłębszych duchowych znaczeń). A przecież to nie tylko dobór tych wypowiedzi z filmu. W tej sprawie zabierało w ubiegłych latach głos wielu księży biskupów, kapłanów i świeckich Katolików, negatywnie, krytycznie ustosunkowanych wobec Przystanków Woodstock. Skąd się takie wypowiedzi wzięły? Może warto nad tym pomyśleć (już sam fakt potrzeby istnienia w obecnej formie ewangelizacyjnych Przystanków Jezus dla nawracania uczestników Przystanków Woodstock jest negatywną opinią dla festiwalu z punktu widzenia katolickiego /Przystanek Jezus jest traktowany bowiem nieraz jako jedna z alternatyw – obok, niejednokrotnie, ideologii kłamstwa i zła - lub jeszcze gorzej/ – bo dlaczego Katolicy nie mogą ewangelizować, w ramach tych Woodstock’ów, bezpośrednio, także w grupach, ale bez żadnej demoralizacji ze strony innych współtworzących festiwal osób, /np. kwestia demoralizacji przez rozdawanie prezerwatyw – por. jw.; działalność sekty Hare Kriszna – por. dalej - i dlaczego utrzymuje się tak negatywnie brzmiąca nazwa, nawiązująca do niemoralnego Woodstock’u w Ameryce?! – por. jw./, a słuszna postawa obrony wartości katolickich przez osoby z Przystanku Jezus staje się, w różnym stopniu, dziwną „kością niezgody”?). Nie ma sensu z góry przyjmować postawy przeciwnika jednej czy drugiej strony. Bo przecież wszystkim chyba zależy na pokojowym rozwiązaniu sporu – mam przynajmniej taką nadzieję; bez niej jakże można by twierdzić, iż jest się Katolikiem – nawet, gdy ktoś czyni zło i odrzuca nas, trzeba się za niego modlić w nadziei, że kiedyś będzie chciał wyciągnąć rękę na znak pokoju. Do tego potrzebny jest jednak prawdziwy dialog, a ten nie jest możliwy bez wyrażenia również negatywnych elementów sporu. O pozytywach mówi się bardzo często, zwłaszcza z okazji zbiórki na WOŚP i letniego festiwalu. Z pewnością WOŚP wspiera szczytne cele. Ale na ile organizatorzy myślą o tym, by rzeczywiście poprawić atmosferę Przystanku? Bo jeśli słyszę głosy z jednej czy drugiej strony, to każdy mówi swoje i najczęściej nie ma porozumienia. A mogłoby być - i to w każdej dziedzinie, także w kwestii omawianego tu patriotyzmu.
Przyjrzyjmy się może jeszcze jednej, trudnej do przyjęcia, negatywnej postawie. Do ludzi bojkotujących polski patriotyzm przyłącza się bowiem najwyraźniej także ruch Hare Kriszna, tak promowany na polu Przystanku Woodstock. Na filmie TV TRWAM zarejestrowano moment, gdy jeden z ludzi ubranych w krysznaicki strój trzyma polską, biało-czerwoną flagę, a drugi, stojąc obok, wypuczył goły najwyraźniej tyłek (zamazany w filmie). Odniosłem rażenie, jeśli dobrze zrozumiałem, patrząc na tę scenę, jakby chciał się podcierać naszą flagą. Przecież nikt nie każe tym krysznaitom (o których sekcie więcej napiszę później) siedzieć w Polsce. Droga wolna… .

Jesteśmy Katolikami!
I przemyślmy, czy wolno nam, Katolikom wspierać finansowo WOŚP, za który podziękowaniem dla młodzieży jest Przystanek Woodstock? Katolikowi nie wolno dopuszczać do tego, by przez jego udział, choćby niewielki gotówkowo, rosło zainteresowanie młodzieży takim festiwalem. Bo każda złotówka, każdy grosz dany na WOŚP, pomnożony przez ilość osób wskazuje na popularność nie tylko Orkiestry, ale rozbudza popularność Woodstock’ów, a to jest już moralnym zagrożeniem. Nie można powiedzieć: WOŚP tak, Przystanek nie. Bo w Kościele obowiązuje zasada dążenia dobrymi środkami do dobrego celu, czyli zarówno środki, jak i cel muszą być godziwe. A jeśli naszymi pieniędzmi danymi na WOŚP nie tylko wspieramy potrzebujących, ale i przyczyniamy się do wzrostu zainteresowania wśród młodzieży kontrowersyjnymi, z punktu widzenia katolickiego, Przystankami Woodstock, to tak zainwestowane środki są złe, choć cel słuszny. Pewnie liberał powie, że są i dobre, i złe (i podzieli też pewnie sam Przystanek Woodstock na elementy dobre i złe), ale to błąd w myśleniu – przecież jest powiedziane: tak, tak; nie, nie – a co nadto od diabła pochodzi – jeśli więc coś, jeden gest, jest, według kogoś, i dobry, i zły, to jest całkiem zły, bo diabeł tak mąci, żeby pozornie czyniąc dobrze, czynić źle - zwłaszcza duchowo. Jeden czyn człowieka nie może być i dobry, i zły. To brak rozeznania moralnego czyni człowieka niewrażliwym na delikatne poruszenia sumienia, na delikatne różnice logiczne, które w rzeczywistości wywracają jego sposób myślenia całkiem do góry nogami, wprowadzając zamęt w odbiorze wyrzutów sumienia. Czy matka może narazić małe, paroletnie dziecko na śmierć lub utratę zdrowia, zostawiając na jezdni pełnej samochodów, po to, żeby mu kupić coś do jedzenia na obiad albo przepisane przez lekarza lekarstwo? A np. którzy rozsądni rodzice katoliccy pozwolą swoim dzieciom jechać na Przystanek Woodstock tylko dlatego, że się zaangażowały w zbiórkę pieniędzy podczas WOŚP, przez co Przystanki stały się jeszcze bardziej popularne wśród młodzieży? Nie, to, że te dzieci tam nie pojadą jeszcze niczego nie usprawiedliwia - choć jest właściwe moralnie. Nad czym innym się tu przecież zastanawiamy! Jak kupowanie dziecku leków nie usprawiedliwia matki, pozostawiającej je bez opieki na ruchliwej jezdni, tak udział w zbiórce czy tylko dawanie pieniędzy na WOŚP nie usprawiedliwia spowodowania tym czynem wzrostu zainteresowania tymi festiwalami wśród młodzieży.
Jeśli Lider WOŚP nie widzi nic złego w tych Przystankach, w ich istocie, najgłębszym przekazie do umysłów młodych ludzi, to sprawa jego sumienia, gdy stanie przed Panem Bogiem. Ale nam, Katolikom nie wolno bagatelizować tej sprawy. Dając na WOŚP uczestniczymy bowiem w strukturach grzechu, a to jest moralnie zabronione i obiektywnie grzeszne. Jeśli chcemy budować nasz dom, jakim jest Polska, na silnym fundamencie wiary rzymsko-katolickiej, to nie pozwólmy innym jej rozmywać, nie dawajmy złego przykładu, ponieważ dając na WOŚP, tym samym wyraźnie stwierdzamy, że popieramy Przystanek Woodstock, a więc i rozdawanie tam prezerwatyw (jw.), i sektę Hare Kriszna (jak dalej), i braki organizacyjne, które doprowadzały do nie panowania nad atmosferą demoralizacji, a wynikające zapewne z tego, że nazwa - nawiązując do symbolu cywilizacji śmierci, amerykańskiego Woodstock’u, krytykowanego nawet przez idola ówczesnej młodzieży Boba Dylana (o czym jeszcze później napiszę) - sprawia, że nawet najlepsze zabezpieczenie festiwalu będzie niewystarczające. Pamiętajmy, że jesteśmy Katolikami, a pieniądze zamiast do skarbonek WOŚP, wrzucajmy, by nie popierać „współzła”, do kościelnych skrzynek z przeznaczeniem na pobożne cele czy też przekazujmy na „Caritas”.

Powiązania i zależności
Zapytajmy jeszcze raz: czy Katolik ma prawo popierać organizację WOŚP, skoro jest ona głęboko powiązana z budzącymi wiele kontrowersji Przystankami Woodstock? Powiązana choćby na zasadach: wspólnego obu imprezom Lidera, wzajemnych oddziaływań medialnej popularności i wyrazu wdzięczności wobec młodzieży za zimową zbiórkę pieniędzy, jakim ma być Przystanek.
Innym powiązaniem było pojawienie się na V Finale WOŚP sekty Hare Kriszna (por. dalej), która jest stałym elementem Przystanków Woodstock. To powiązanie - nawet gdyby ta sekta już nie pojawiała się na WOŚP, ale samym faktem istnienia co roku wioski kriszny na polu woodstock’owym - stanowi jeden z podstawowych argumentów, dla których Katolikowi nie wolno wspierać finansowo WOŚP, tak bardzo powiązanej z Przystankami, bo by zgrzeszył. Można też zadać pytanie, czy przypadkiem powiązania Przystanków Woodstock z sektą nie biorą się może z jakiejś zależności Lidera Przystanków i WOŚP, a może innych osób, od Hare Kriszna? Wszak sekty uzależniają, a trzeba zapytać, jak należy traktować, z punktu widzenia katolickiego, ruch Hare Kriszna?

Kto to jest?
W książce pt.: „Sekty” Ks. D. Sikorskiego i Ks. S. Bukalskiego z 2004 r., czytamy m.in. pod hasłem „Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kryszny” (ISKCON), iż ich: „Życie regulują cztery następujące zasady: zakaz jedzenia mięsa, ryb, jaj; zakaz spożywania kawy, herbaty, alkoholu, narkotyków i palenia tytoniu; zakaz pozamałżeńskiego współżycia seksualnego, zakaz uprawiania hazardu”. To tylko niektóre wskazówki i przepisy, „które członek ISKCON-u musi przestrzegać, aby zadowolić Krysznę”. Ale jednocześnie czytamy: „Ruch ten jest szkodliwy społecznie i wychowawczo. Propagatorzy ISKCON-u wymagają od młodzieży porzucenia szkoły lub pracy, podważają autorytet rodziców i innych znaczących osób, traktowanych jako „demony” (bowiem spożywają mięso zwierząt, w których potencjalnie mogą się powtórnie narodzić /wiara ruchu w reinkarnację – przyp./, oraz nie czczą Kryszny). Grupa uznaje się za jedyną doskonałą część ludzkości, której zadaniem jest ukierunkowanie wszystkich ku czci Kryszny i skłonienie do przyjęcia zasad Towarzystwa.
Krysznici, w zależności od potrzeby, są albo nie są religią hinduską. Aby uzyskać poparcie religioznawców, a tym samym uznanie społeczne, podkreślają, że reprezentują religię wisznuicką – integralną część oryginalnej tradycji duchowej Indii (często nazywanej hinduizmem) (tak twierdzą). Ponadto, z podobnych względów, akcentują, że „Ruch Hare Kryszna szanuje i uznaje wszystkie autentyczne tradycje religijne świata, jak chrześcijaństwo, islam, judaizm czy buddyzm. Bierze również aktywny udział w dialogu międzyreligijnym (…)”. Spośród innych ruchów hinduistycznych czciciele Kryszny wyróżniają się najwierniejszą postawą wobec hinduskiego pierwowzoru. Dotyczy to tak spraw religijnych, jak i obyczajowych, związanych z kulturą hinduizmu”.
A tymczasem: „Siostra Michaela Pawlik, która przez wiele lat była misjonarką w Indiach, uważa, że różnica między sektą Hare Kriszna w Europie a oryginalnymi wyznawcami Wisznu i Kriszny w Indiach jest jeszcze głębsza niż różnica między Świadkami Jehowy a Kościołem katolickim” („Dwa oblicza Hare Kriszna”, Grzegorz Fels, wyd. 1997r., str. 97).
„Parlament Europejski w rezolucji z 2 kwietnia” 1984 r. „uznał działalność Hare Kryszna za szkodliwą i niebezpieczną. Według rezolucji adepci porzucają swoje rodziny i poddawani są technikom umysłowej zależności przez pozbawienie snu, bardzo surową wegetariańską dietę, co ma prowadzić do dezorientacji jednostki i sublimacji jej osobowości.
Towarzystwo zostało zarejestrowane w Polsce w 1988 r.” („Sekty”, jw.; „Dwa oblicza Hare Kriszna”, Grzegorz Fels).
Jednak w Raporcie o stanie bezpieczeństwa państwa Sekty a bezpieczeństwo państwa, opracowanym przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego naszego kraju w 1995 r., przedstawiając zagrożenia wynikające z działalności sekt, m.in. podaje się: „W niektórych sektach praktyką jest (…) przymuszanie wyznawców do (…) żebractwa i kwestowania na rzecz grupy („Hare Kriszna”)” (w: „Dwa oblicza Hare Kriszna”, Grzegorz Fels, str. 118). A więc widzimy, że tak popierany przez Lidera WOŚP ruch religijny, nazwany został sektą w oficjalnym dokumencie państwa Polskiego (rozdział z tym tekstem usunął z Raportu prezydent /były/ A. Kwaśniewski /w: jw./ - czyżby zatem wchodziła tu w grę szeroko pojęta zasada: swój swego kryje? – bo nie tylko o ten cytowany fragment, w tym przypadku, chodzi – cały wycięty rozdział jest w aneksie do powyższej książki G. Felsa).

Co piszą o sekcie?
Sposób działalności Towarzystwa podobno ewoluuje. W roku 1993 „Niedziela” (nr 23) podawała, że kult Hare Kryszna jest obcy chrześcijaństwu – co przytoczył P. T. Nowakowski w swej książce „Sekty, oblicza werbunku”. Jak czytamy w Zeszycie „Niedzieli” z roku 1998, pt.: „Uwaga! Sekty!”: „W 1965 r. krysznaizm propagował w USA Bhaktivedanta Prabhupada. Założył on ISKCON, znajdując wielu zwolenników wśród kontestujących zachodnie wartości hippisów i został jego prezydentem aż do śmierci w 1977 r. Po śmierci założyciela jego następcy podzielili świat na 12 stref, rządzonych przez poszczególnych guru. (…) ruch Hare Kryszna przeżywa na Zachodzie spore perturbacje związane z wieloma aferami kryminalnymi (oszustwa, nielegalny handel, rozprowadzanie narkotyków, morderstwa). M.in. z tego powodu Parlament Europejski uznał ten ruch za szczególnie groźny, a kilka państw zakazało jego działalności na swoim terytorium”.
W rok wcześniej wydanej książce (1997) pt.: „Dwa oblicza Hare Kriszna”, Grzegorz Fels m.in. omawia kontrowersyjny temat sił demonicznych i sekty Hare Kriszna. Przedstawia m.in. historię nawrócenia pana Lecha Ozierańskiego, byłego sekretarza jednego z głównych guru Hare Kriszna w indyjskim Mayapur. Czując się zagrożony konsekwencjami powierzenia się guru sekty, udał się do Kalkuty, do Matki Teresy (którą poznał dużo wcześniej). Spotkanie z nią stało się dla Ozierańskiego punktem zwrotnym, który tak sam wspomina: „Potrzebowałem mocy, by się wyrwać z potrzasku. Potrzebowałem kogoś, kto powie mi prawdę nie tylko słowami, ale świadectwem życia i mocą ducha w nim samym, kto mnie obroni”. Matka Teresa powiedziała do niego: „Musisz na nowo narodzić się w Chrystusie (…). Jeżeli przychodzą do ciebie szatańskie demony, to powiedz im głośno, że Jezus zapłacił za twoje grzechy krwią na krzyżu, a Matka Teresa to potwierdza”. - „Był to dla niej konkretny wymiar walki na wyżynach niebieskich”. Po powrocie do Polski pan Ozierański przyczynił się do powstania w Krakowie Centrum Informacji o Sektach. „Miał bowiem w pamięci słowa Matki Teresy: Przeszedłeś przez ogień sekt , żebyś w przyszłości mógł pomagać ludziom”. I tak np. pomógł wyjść z sekty Hare Kriszna pewnej dziewiętnastolatce, której w pełnym nawróceniu pomógł szczególny znak: po przyjęciu Ciała Chrystusa zaczęły ją dusić korale tulasi, które noszą wyznawcy Kryszny; po ich zdjęciu poczuła ulgę. Pan Ozierański przekonując ją wcześniej, wskazał m.in.: „że Kryszna i Jezus to nie to samo, że Kryszna to kłamstwo, demon, że guru jest złym autorytetem, nie prawdą itd..”. „Można oczywiście tłumaczyć owe „demoniczne symptomy” występujące w ruchu Hare Kriszna urojeniami lub ubocznym skutkiem „prania mózgu”. Wydaje się jednak, że takie tłumaczenie może być tylko po części prawdziwe”.
Autor - i ja również za nim - bardziej jednak przychyliłby się do stanowiska Matki Teresy z Kalkuty i Ks. Zdrojewskiego, egzorcysty, opisującego chłopca z sekty Hare Kriszna, mającego świadomość, że jest w sidłach zła i że szatan chce go zabić…, którzy widzą tutaj - w tej sekcie – rzeczywiste działanie demona, zmierzającego do ubezwłasnowolnienia człowieka, widzą konkretną walkę duchową. „Naturalnie, trzeba tu zachować ostrożność, by nie wpaść w skrajności i nie uogólniać, we wszystkim dopatrując się demona. Są wszak osoby (a jest ich niemało), które opuściły ruch Hare Kriszna i nie doznały przy tym jakichś specjalnych „ataków szatańskich”. Stąd wniosek, że wiele zależy od osobistego zaangażowania w ruch i czasu, jaki się w nim spędziło. Im bardziej i dłużej człowiek się angażuje, tym trudniej jest mu się z sekty uwolnić”.
W powyższej książce G. Felsa czytamy też o powiązaniach Przystanku Woodstock i sekty Hare Kriszna. Podczas rozpoczęcia polskiego Woodstock’u 1996 jego lider (szefujący też, jak wiadomo, WOŚP), zachęcił zebranych: „Powitajcie naszych przyjaciół z Hare Kriszna – byli obecni na pierwszym festiwalu Woodstock w Ameryce, w 1969 roku!”. Te słowa zdziwiły autora cytowanej tu książki, „bowiem w amerykańskim Woodstocku sprzed dwudziestu siedmiu (wówczas – przyp. TW) lat, brali udział wyznawcy przeróżnych Kościołów czy grup religijnych. Z tego przeważającą większość stanowili chrześcijanie” (inna sprawa to ich poziom życia moralnego – przyp. TW) – o czym lider WOŚP i polskiego Woodstock’u „w swoim powitaniu nie wspomniał. Zaś ludzi z Hare Kriszna w Woodstocku’69 mogła być zaledwie garstka… o ile w ogóle byli tam obecni”.
„Nawiasem mówiąc, brygada antynarkotykowa miała jednak sporo roboty z handlarzami narkotyków, których obecność na tej imprezie nie powinna raczej dziwić – jeżeli już koniecznie chcemy robić jakieś uczciwe analogie z rokiem 1969” – pisze dalej Autor w 1997 r. (str. 105).
Z pewnością szokiem było pojawienie się – z „autoreklamą” - sekty Hare Kriszna podczas „V Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wielu krisznowców przebywało w studiu telewizyjnym „dwójki”, które stanowiło centrum akcji zbierania pieniędzy. Rozdawali tam swoje wegetariańskie potrawy, biorąc czynny udział w tej”, kierowanej przez Lidera WOŚP, „imprezie. Wielu z nich specjalnie na tę akcję przyleciało nawet z USA (…). Darmowa telewizyjna reklama ruchu była widocznie tego warta” – czytamy dalej w powyższej książce (str. 113-114).
Następnie, w książce Ks. Andrzeja Zwolińskiego „Drogami sekt”, wydanej w 1998 r., czytamy: „Członkowie Hare Kriszna byli oskarżeni w Południowej Karolinie o popełnienie osiemnastu przestępstw, w tym rozboje z bronią w ręku, włamania, kradzieże samochodów i posiadanie karabinów maszynowych. W Toronto prezydent miejscowej świątyni został oskarżony o kradzież ponad miliona dolarów z dotacji na rzecz społeczności indiańskiej. Mistrz duchowy krisznaitów w Japonii, zwany Guru Kripa, uczył innych wyznawców kradzieży kieszonkowych (…)” (por. Gazeta Krakowska, Magazyn, 17 marca 1995). „ Specjalny zespół prawników, powołany w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat osiemdziesiątych do zbadania działalności ruchu Hare Kriszna, stwierdził ponad 50 przypadków gwałtów na kobietach będących we wspólnocie. Odnotowano także regularne znęcanie się mężczyzn nad swymi żonami, zgodnie z zaleceniem guru” (str. 201). „Sektę wydatnie wspomógł (…) zespół Beatlesi” (str. 151) , który później się od niej ponoć odwrócił.
Pan Tomasz Piotr Nowakowski, w pracy zbiorowej „Abc o sektach” z 2004 r. podaje, jako przykład uwiarygodniania się sekt, poczynania Hare Kriszna, które śledząc, można odnieść wrażenie, „że sekta jest wręcz nieodłącznym towarzyszem” Lidera WOŚP (por. str. 74).
Z kolei Ks. Aleksander Posacki SJ w książce „Sekty – z punktu widzenia zagrożeń światopoglądowo-duchowych”, wydanej w 2004 roku, pisze m.in.: „Sekt jest bardzo dużo”. Znani są np. „Wyznawcy Kryszny (…), którzy przechodzą pewną ewolucję i może zmieniają na lepsze”. Możemy więc tylko żywić nadzieję, że ta poprawa będzie rzeczywista. Trudno jednak mówić na dzień dzisiejszy o dialogu Kościoła Katolickiego z wyznawcami Hare Kryszna. Jednocześnie jako Katolicy nie możemy przecież wykluczyć takiej możliwości na przyszłość. Nie możemy nikomu odmówić poszukiwania wspólnej Prawdy w dialogu. Może gdyby główny organizator Przystanków Woodstock pochylił się nad tym problemem, to taki wstępny dialog mogliby spróbować nawiązać księża z Przystanku Jezus (ewentualnie wsparci o specjalistów od dialogu międzyreligijnego, jak też osoby powiązane z katolickimi ośrodkami badania nowych ruchów religijnych i sekt – by rozpocząć próbę zmiany określania Hare Kryszna sektą - co obecnie Katolików stale obowiązuje - na inne określenie, np. ruch religijny; określenie sekta obowiązuje Katolików niezależnie od ustaleń państwowych, bo państwo nie ma prawa wnikać w wewnętrzne określenia Kościoła, wyrażające aspekt duchowy omawianego tematu, tak jak nie ma prawa /przykładowo/ prowadzić dialogu ekumenicznego w imieniu Kościoła – inne też jest znaczenie słowa sekta w rozumieniu Kościoła, jako zagrożenia duchowego, którego państwo wcale nie bierze pod uwagę, a jeśli to w bardzo przyziemny sposób). Taki początkowy dialog mógłby być rozważony, gdyby oczywiście Przystanek Jezus był należycie tam HONOROWANY i otrzymał właściwe sobie miejsce na placu Woodstock’u, bez narażenia na traktowanie Przystanku Jezus na równi z tymi, których Kościół uważa za ludzi błądzących, bo Pan Bóg to nie jedna z propozycji ideologicznych festiwalu, ale Jedyny i Najwyższy Pan Stwórca wszechświata, nie wolno go więc zrównywać z głosicielami fałszywych poglądów; a nadto Przystanek Jezus reprezentuje religię, której wyznawcami jest większość Polaków (a np. w 2006 r. na mapce Przystanku Woodstock nie było Przystanku Jezus – w internecie na stronie WOŚP; ale wytyczona została wioska krishny czy także np. wioska piwna; jednak przecież nawet, gdyby się dało, to jakże by Katolicka wspólnota miała figurować między takimi miejscami?! – a wioska krishny i piwna były też na planie Przystanku Woodstock w 2007 roku – za stroną internetową WOŚP). Przypomnieć jednocześnie należy, iż właściwy dialog międzyreligijny może być oficjalnie prowadzony tylko z uznawanymi przez Kościół Katolicki za religie grupami i muszą go prowadzić odpowiednio do niego przygotowane osoby – i to tak z jednej jak i z drugiej strony.
Póki co jednak Hare Kriszna jest przez Kościół Katolicki traktowane jako sekta. Najgłębszą w tym temacie informację otrzymują struktury kościelne z ośrodków informacji o sektach i nowych ruchach religijnych. Pan Marek Płodowski z Centrum Informacji o sektach „Quo Vadis” Caritas Christiana w Olsztynie powiedział, iż promowana przez Lidera WOŚP „sekta Hare Kriszna, zresztą w całej Zachodniej Europie niemalże uznana za destrukcyjną sektę, u nas jest w glorii chwały…” (Rozmowy niedokończone w TV TRWAM, 2007 r.). Prawnik Pan Ireneusz Kamiński dodał, iż jedynym dziś sposobem walki z sektami destrukcyjnymi jest włączenie zapisów o psychomanipulacji do prawa państwowego (jw.). Pan M. Płodowski mówił następnie, że będąc na Woodstocku zauważył, że tam Hare Kriszna działała oficjalnie, miała ogromny namiot – gdzieś 100 metrów na 40, gdzie były występy i kilkanaście różnych namiotów, gdzie sprzedawano książki, medytacje i inne, można też było coś zjeść. Spostrzegł też inne sekty. Widział tam straganik Misji Czaitanii oraz grupę Himawanti, działającą pod nazwą stowarzyszenia Macierz – to typowy przykład, kiedy sekta nie chce ujawnić swego prawdziwego oblicza – że jest związkiem wyznaniowym – tylko, jakieś stowarzyszenie ekologiczne, broniące praw człowieka (por. jw.; por. różne informacje w „ABC o sektach”).

Diabelskie pochodzenie sekt
Robiąc krótkie podsumowanie na temat sekty Hare Kriszna podczas Przystanków Woodstock, główny akcent należałoby położyć na sferę duchową. A więc kogo w rzeczywistości czczą krysznaici? Podążając za myślą Siostry Michaeli Pawlik należy sądzić, iż ruch Hare Kriszna jest sektą, powstałą na bazie Hinduizmu, a więc jednej z wielkich, rzeczywistych religii świata. Zatem, w przeciwieństwie do religii, w których w jakiejś formie – bardziej czy mniej doskonałej, bo pełnia Prawdy jest tylko w Kościele Rzymsko-Katolickim – naprawdę czczony jest Pan Bóg, tak każda sekta czci diabła (jeśli nawet nie uznaje jego istnienia). Jeżeli osoby nie uciekają się do jakichś nadprzyrodzonych zjawisk, to upadli aniołowie zwodzą owych członków takiej grupy zazwyczaj zapewne tylko w warstwie intelektualnej i psychicznej, wpływając w ten sposób na ich wolę, by służyli demonom. Być może więc na tym polegają rozbieżności w ocenie Hare Kriszna, gdyż, jedni członkowie mogą pozostawać na etapie samej wiary, zwłaszcza wiary temu, co mówi guru czy co pozostawił, co spisał założyciel sekty; a inni, należący do grupy, mogą się pokusić o szukanie zjawisk nadzwyczajnych, co oczywiście upadli aniołowie im mogą zagwarantować – na ile oczywiście potrafią, bo przecież walki duchowej z aniołami Bożymi nie unikną. A ci ich będą „blokować” – pewnie na tyle skutecznie, na ile jeszcze w danym człowieku pozostało w miarę czystego sumienia. Mogą sobie tylko na tyle pozwolić, ile Pan Bóg, szanujący wolność każdego człowieka, dopuści – chociaż tego zła, z Miłości do ludzi, nasz Stwórca nie chce.
Sekta Hare Kriszna, można powiedzieć, że na stałe jakoś złączona z Przystankami Woodstock, zawsze stanowi poważne zagrożenie dla młodych ludzi, poszukujących Prawdy i szczęścia. Skoro więc tak niebezpieczne Woodstock’i są podziękowaniem dla młodzieży zaangażowanej w WOŚP, to myślę, że jasne jest, iż Katolikowi nie wolno dać ani grosza na tę Orkiestrę. Wspierając finansowo WOŚP przyczyniłby się bowiem do wzrostu popularności Przystanków Woodstock wśród polskiej młodzieży. Największą grupę ryzyka stanowią tu ci młodzi ludzie, którzy popierając WOŚP, a nawet zbierając dla niej do puszek pieniądze, jednocześnie są zwolennikami Przystanków. Na Przystankach zjawiają się pewnie i tacy, którzy nie biorą udziału w tych zbiórkach, a niektórzy ze zbierających nie jeżdżą na Woodstock’i (pytanie czy choć mają moralną pewność, że źle by zrobili jadąc, bo przecież już to, że zbierają na WOŚP jest grzeszne, patrząc od strony struktur grzechu, które się rozbudowują przez taką ich „pomoc”). Nie potępiając zatem działalności dobroczynnej, trzeba stwierdzić, iż nie jest dobroczynnością wspieranie WOŚP, jeśli przez to wsparcie wzrośnie też popularność Przystanków Woodstock, na których nasze dzieci mogą zostać podstępnie zaatakowane przez upadłych aniołów, skrytych za kuszącymi hasłami czy działaniami sekty – i to sekty, która ma mocną, ugruntowaną pozycję na placu Przystanków Woodstock.
Prośmy Św. Michała Archanioła, niech nas strzeże w godzinie pokus i pomaga zawsze wybierać drogę Bożych Przykazań:
Modlitwa do Świętego Michała Archanioła
Święty Michale Archaniele, broń nas w walce.
Przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha,
bądź nam obroną.
Niech Bóg go poskromi, pokornie prosimy.
A Ty, Książę wojska niebieskiego,
szatana i inne złe duchy,
które na zgubę dusz krążą po świecie,
mocą Bożą strąć do piekła. Amen.
Przedruk: „Nowe wyznania egzorcysty”, ks. Gabriele Amorth, egzorcysta diecezji rzymskiej; książka z Imprumatur: Kuria Metropolitalna w Częstochowie`98.
Maryjo, Niepokalana Dziewico, Matko Pana naszego i Pani Aniołów, zdepcz głowę Szatana i jego sług. Niech nieprzyjaciel natury ludzkiej nic w nas nie zyska. Prosimy, uratuj tych, których gnębią złe duchy, uratuj członków sekt, by zrozumieli, że tylko w Chrystusie jest całkowite wyzwolenie i radość wieczna. Ocal, Królowo nasza, tych, których Przystanki Woodstock oddaliły od Prawdy. Ukaż im bezpieczną przystań w twych Matczynych Ramionach. I spraw, by został przerwany ów diabelski krąg struktur grzechu, łączący dobroczynność z rozpadem moralnym.

* * *

Letni festiwal Przystanek Woodstock budzi wiele zastrzeżeń wysuwanych ze strony Kościoła Katolickiego. Przedstawiciele Episkopatu Polski oraz kapłani i katolicy świeccy wyrażali się wielokrotnie w sposób negatywny na temat tej imprezy, skierowanej do młodzieży - a więc obligującej tym faktem kierownictwo Przystanków do przyjęcia na siebie obowiązku wychowawczego, a także nie ingerowania obcymi ideologiami w sferę religii i wartości, które są tym młodym osobom przekazywane w domach rodzinnych. Przystanek Woodstock powstał podobno jako podziękowanie za zaangażowanie w zbiórkę pieniędzy podczas zimowych Finałów WOŚP. Trzeba więc przyznać, że cel tej zbiórki jest bardzo szczytny. Orkiestra, co kolejny raz podkreślam, zbiera pieniądze dla potrzebujących pomocy, zwłaszcza dla dzieci. I nie można by mówić o zastrzeżeniach, gdyby nie fakt, że WOŚP z jednej strony pomaga, a z drugiej swymi powiązaniami stawia w złym świetle całą swą działalność i zmusza do pogłębionej refleksji nad moralną odpowiedzialnością, konsekwencjami oraz stanem moralnym jej Lidera i wszystkich odpowiadających za Przystanki osób. Czy zatem Katolik ma prawo popierać finansowo organizację WOŚP, skoro jest ona głęboko związana, zwłaszcza moralnie, z budzącymi wiele kontrowersji Przystankami Woodstock, powiązana choćby na – przytaczanych już wcześniej - zasadach: wspólnego obu imprezom Lidera, wzajemnych oddziaływań medialnej popularności i owej wdzięczności wobec młodzieży za zaangażowanie w zimową zbiórkę pieniędzy?

* * *

Na stronie internetowej Przystanku Jezus możemy m.in. przeczytać świadectwo z Przystanku Woodstock Siostry Bernadetty Chaim ze Zgromadzenia Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi z Bielska Podlaskiego (nie podano z którego roku). Pisze ona np.: - Na początku bardzo się bałam być tutaj. Przez rok pracowałam z dziećmi w szkole specjalnej i wiedziałam, że doświadczenie Przystanku nie będzie łatwym doświadczeniem. Nie wiedziałam, co tu na mnie czeka (…). To co mnie przygotowało do bycia tutaj, na tych polach, to przede wszystkim modlitwa i adoracja oraz codzienne czytanie Słowa Bożego. Dawało to mi poczucie pokoju i pewności, że nic złego nie stanie się ani mnie, ani (…) młodym ludziom, którzy tu ze mną przyjechali, i za których byłam odpowiedzialna.
Widzę tutaj ogromne cierpienie i tęsknotę człowieka, który chce powstać z tego, co go przytłacza (…). Na polu jest różnie. Spodziewałam się tego, że może zwłaszcza nas - siostry i księży, ludzie będą traktować z większą agresją. Natomiast okazało się, że nie spotkały mnie żadne wielkie przykrości z tego powodu, że mam habit. Spotykam się z akceptacją i tolerancją. Wszyscy mnie życzliwie witali (…). Habit działa (…) przyciąga innych. Życzyłabym każdej osobie konsekrowanej, by tu przyjechała i zobaczyła, jakie problemy mają młodzi ludzie, jak żyją i czego chcą. W nich wszystkich jest wielka tęsknota za jakimś dobrem. Czasami sami nie wiedzą dokładnie za czym. Wielu z nich dotknęło dna i chce się odbić i coś ze sobą zrobić. – To już nie TV TRWAM (piszę to, gdyby ten artykuł czytali ludzie nienawidzący tej głęboko katolickiej stacji – przypominając jednocześnie, że przecież Katolikowi nie wolno nienawidzić, gdyż jest to grzech ciężki!), to przekazuje Przystanek Jezus, przytaczając słowa Siostry, będącej bezpośrednio na Przystanku Woodstock. I jest to również mocne świadectwo, jacy ludzie często wybierają Woodstock. Różni, to prawda – choć ja osobiście uważam, że ci, którzy nie mają problemów ze sobą nie powinni tam jeździć tylko dla zabawy (bo nie przygotowani odpowiednio duchowo, mogą łatwo przyłączyć do tych, co już problemy mają, choć je lekceważą lub przemilczają, traktując je nawet nieraz jako swoiste „dobro”, do praktykowania którego chcą wciągnąć innych, sami, przez nie zbliżając się do dna lub już tam tkwiąc), chyba że chcą innym pomóc (jeśli rzeczywiście potrafią, a nie jest to tylko wybieg „taktyczny”, żeby się „urwać” z domu, co byłoby grzechem kłamstwa, a świadome i dobrowolne planowanie go – grzechem przeciw Duchowi Świętemu). Tak, to prawda, wielu woodstokowiczów „dotknęło dna” – myślę, że nie będzie nadużyciem, gdy w ten sposób wyrażę słowa z powyższego świadectwa Siostry Zakonnej - nie zmieniam bowiem ich sensu. Dlatego potrzebny jest Przystanek Jezus, potrzebni są doświadczeni w pracy z młodzieżą (zwłaszcza trudną!) duchowni i świeccy specjaliści, pedagodzy, psycholodzy i inni, potrafiący właściwie ukierunkować młodych, poszukujących Prawdy i szczęścia ludzi. Potrzebni są też młodzi uczestnicy Przystanków Jezus, by pokazać swoim rówieśnikom, że można żyć inaczej i doświadczać prawdziwego – nie chwilowego - szczęścia.
Dla dobra polskiej młodzieży
Spróbujmy się odnieść do sprawy obiektywnie. Walka z wiatrakami jest bezskuteczna. I to zarówno z jednej jak i z drugiej strony sporu (oby jak najkrótszego). Oczywistym jest, że gdyby Kościół stawiał młodzieży sprawę coraz mocniej i mocniej, to młodzi, nie rozumiejący jeszcze wszystkich zawiłości życiowych ludzie, nie posiadający odpowiedniego życiowego doświadczenia, często też właściwego wychowania w rodzinie - a tylko zbuntowane kipiącymi w nich emocjami serca – naiwnie, w młodzieńczym zapale, stawaliby przy swoim - i nic z tego by nie wyszło.
Do sprawy trzeba podejść poważnie i rzeczowo. Co dobre ocalić, co złe wyeliminować. A więc WOŚP to dzieło godne zachowania - po odrzuceniu jednak takich haseł, jak „róbta co chceta” czy okultystycznego, pogańskiego znaku, używanego jako znak pokoju. Podobnie jak godna odnowienia jest pewna forma podziękowania za trud zbierania składek młodym ludziom. Ale jaka to ma być forma? Tu już nie można podejmować dyskusji wyłącznie – lub głównie - z młodymi, nie znającymi jeszcze życia ludźmi. Oni niech się dowiedzą od starszych prawdy. Niech sięgną do źródeł, by się dowiedzieć co się stało po amerykańskim Woodstock’u? Psycholog i krajowy duszpasterz powołań Ks. Marek Dziewiecki zauważa, iż: „w pokoleniu Woodstock gwałtowanie rośnie liczba ludzi nieszczęśliwych, uzależnionych, niezdolnych do tego, by logicznie myśleć, odpowiedzialnie kochać i solidnie pracować. Tacy ludzie żyją z dnia na dzień, bez głębszych więzi, bez trwałych wartości, bez celu i sensu życia. Za wszelką cenę starają się oni uciekać od prawdy o sobie i od twardej rzeczywistości, z którą nie potrafią się zmierzyć” („Nasz Dziennik”, nr 77/2007).

Dylan krytykuje amerykański Woodstock
A zaczynało się tak niby beztrosko. Przed festiwalem 1969 roku, miejscowość Woodstock była kolonią artystów. Znany muzyk, powszechnie ceniony, Bob Dylan postanowił tam zamieszkać. Tak sam to opisuje: „Na początku Woodstock było dla nas bardzo gościnne. (…) kiedyś było to zacisze. Kiedyś… Mapę naszej okolicy rozesłano chyba po wszystkich pięćdziesięciu stanach, trafiła do hord rozmaitych odszczepieńców i ćpunów. Włóczędzy pielgrzymowali nawet z Kalifornii. Bandziory włamywały się na teren posiadłości o dowolnej porze dnia i nocy. Początkowo byli to jedynie koczujący bezdomni, bezprawnie włażący na nasz teren – ci wydawali się dość nieszkodliwi. Ale wkrótce zaczęli pojawiać się różni radykałowie, poszukujący Księcia Sprzeciwu – zagadkowo wyglądające typy (…), straszydła, maruderzy, szukający okazji do poimprezowania lub spustoszenia spiżarni” („Moje kroniki”, część 1, Bob Dylan, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2004, str. 73-74).
„Woodstock przestało być dla Dylana wygodnym miejscem. Nawet jego nowy dom zaczynał być znany wśród wędrownych hippisów, odbywających pielgrzymki do tej miejscowości. Nie było to już inspirujące otoczenie.
Bob Dylan: Wtedy nadeszły wiadomości o Woodstock, o muzykach, którzy tam jadą, i nagle w domu zrobiło się tak, jakby dzień i noc okupowała go kupa wariatów. Człowiek wracał do domu, a tam byli jacyś ludzie, wychodzili z lasu, o każde porze dnia i nocy, pukali do drzwi. Było ponuro i przygnębiająco. I nie było jak na to reagować. (…) Szli i szli. Naprawdę musieliśmy się stamtąd wynieść. To było mniej więcej w czasie tego festiwalu w Woodstock, który był sumą tego całego” bezsensu. „Nie mogłem znaleźć odrobiny miejsca dla siebie i dla swojej rodziny” [1984] („Dylan. Droga bez końca”, Clinton Heylin, wyd. 1993, s. 232). „Festiwal w Woodstock oznaczał koniec starego Woodstock, kolonii artystów. We wrześniu 1969 r. Dylan wrócił do Village…” („Dylan…”). Na marginesie dodam, iż jakkolwiek Bob Dylan jest chyba osobą poszukującą, gdy chodzi o wiarę, to może się poszczycić obecnością na audiencji u Ojca Świętego Jana Pawła II.

Trudna sztuka wychowania młodzieży
Dziś pokolenia młodzieży z lat 60-tych i 70-tych to już starsi ludzie. I wiele wskazuje na to, że zazwyczaj żałują swojego zachowania w młodości. Jakkolwiek często nie potrafią już powrócić do normalnego życia, wychowując swoje dzieci w podobny sobie sposób (pozytywna zmiana w zachowaniu potrzebna do prawidłowego wychowania dzieci przekracza zapewne niejednokrotnie ich możliwości psychiczne i moralne, jako osób zbyt słabych wewnętrznie, by uporać się z tym wyzwaniem rzeczywistości). Wtedy wydawało im się, jak zresztą wielu dziś żyjącym młodym ludziom w ich wieku, że pijaństwo, narkotyki, seks (przedmałżeński) i muzyka rockowa (ta jej część, w której zachęca do zła) to sposób na szczęśliwe życie. Ale szybko się okazało, że to „szczęście” pękło jak bańka mydlana, a została tylko ciężka, nie do zniesienia rzeczywistość. Szkoła tzw. bezstresowego wychowania doprowadziła ich na skraj rozpaczy, a niektórych nawet do samobójczych myśli i czynów, gdyż tworząc wyimaginowany świat radosnej przyjemności nie przygotowała ich na trudy życia codziennego, na zmaganie się ze swoimi wadami, z wadami bliskich, z trudnymi życiowymi sytuacjami (przykładowo, ci z nich, którzy w tej atmosferze wychowali swe dzieci, niejednokrotnie dziś rozpaczają zapewne, że nie potrafiły one sobie poradzić, już jako żołnierze armii amerykańskiej, ze swą osobowością podczas wojny w Iraku, gdzie wiele tragedii zapewne miało właśnie u podstaw uwielbienie dla klimatów okołowoodstockowych oraz błędną szkołę wychowania bezstresowego). Owa szkoła zapowiadała życie jak w bajce, a okazało się, że to nieprawda, że życie przynosi też wiele rozczarowań, na które trzeba się również przygotować w procesie wychowania.
Stąd tak ważne, by sprawami organizacyjnymi festiwali, mającymi stanowić podziękowanie za zaangażowanie podczas WOŚP, zajęli się ludzie dorośli, specjaliści od psychologii młodzieży, pedagodzy, utrzymujący na co dzień styczność z młodymi osobami. A mając świadomość, jak prezentują się obecne edycje Przystanków, być może dobrze by było zapytać o zdanie kapelanów więziennych, bo przecież atmosfera Woodstock’ów – pijaństwa i narkomanii oraz pewnego rodzaju swobody obyczajów, polegającej na lekceważeniu odpowiedzialności za siebie i innych - jak ją też podobnie określają, może nie wprost, niektórzy uczestnicy (z filmu TV TRWAM z 2007 r. o Przystanku Woodstock 2006; itp.) – to ostatecznie często droga do więzienia. Zapewne nie wszyscy tworzą tę atmosferę. Należy się jednak poważnie liczyć z wpływem tej atmosfery na wszystkich uczestników, a zwłaszcza na słabe charaktery.

Atmosfera festiwalu oddziałuje na morale uczestników
Trzeba wyeliminować wszelką możliwość szkodliwego wpływu takich masowych imprez na psychikę młodego człowieka. Patrząc na sprawę w innym nieco świetle: „Psycholog społeczny Philip G. Zimbardo stawia tezę, iż w zmieniających się warunkach życia młodego człowieka praktycznie każda osoba jest podatna na manipulacyjne oddziaływania sekt – grup kultowych; jest więc w jakimś stopniu podatna na uzależnienie od tego rodzaju grup” (w książce: „Sekty”, Ks. D. Sikorski, Ks. S. Bukalski). Wprawdzie Przystanek Woodstock to nie jednolita grupa kultowa we właściwym tego słowa znaczeniu, ale można powiedzieć, że jako tak ogromny masowy festiwal, nawiązujący nazwą do zdemoralizowanego Woodstock’u amerykańskiego, wywołuje analogiczne, choć szerzej rozumiane, oddziaływania na młode, niewyrobione jeszcze charaktery. Podobnie – ale bezpośrednio - ma się sprawa z ruchem Hare Kriszna (powyższy cytat można odnieść bezpośrednio do niego i jego działalności na Przystankach), który jak dotąd nie nawiązał dialogu z Kościołem Katolickim, a zatem należy go obecnie dalej kwalifikować – w rozumieniu katolickim – do sekt (a przyszłość pokaże, czy coś tu się zmieni). Tak więc, ważne jest, by nad tą ogromną grupą ludzi, którzy przyjeżdżają na Przystanki Woodstock ktoś miał kontrolę – nie tylko prawną, policyjną, ale zwłaszcza moralną, duchową i psychologiczną.
Tu chodzi o zasadniczą zmianę atmosfery festiwalu - a najlepiej i nazwy, by nie nawiązywała do amerykańskiego Woodstock”u, przywodzącego na myśl ogromną demoralizację (nad którą nie da się zapanować środkami przymusu bezpośredniego, gdy brak pedagogicznego podejścia do młodzieży). Chodzi o autorytarne (czyli z mocą prawdziwego autorytetu /którego dziś organizatorom Przystanku Woodstock brakuje, bo np. Lider kreuje się raczej na idola, a nie autorytet, podobnie jak zespoły muzyczne i piosenkarze/), mocne wskazanie drogi ludziom młodym, szukającym Prawdy. Chodzi o wskazanie tej rzeczywistej Prawdy. A tą Prawdą nie są, przede wszystkim, jakieś specjalistyczne rozliczenia (co przecież jest, swoją drogą, także bardzo ważne), ale Prawdą, tą najistotniejszą, jest, w tym przypadku, DOBRO POLSKIEJ MŁODZIEŻY i PRZYSZŁOŚĆ POLSKI. Bo taka będzie przyszłość naszej Ojczyzny jakie jest dziś wychowanie polskiej młodzieży.
I nie wystarczą tu jedynie naiwne zachęty do nie używania narkotyków – to trzeba WYEGZEKWOWAĆ!, bo na tym polega wychowanie. Gdy ktoś co innego mówi, a co innego dopuszcza, to młodzież nie traktuje jego słów poważnie, bierze je za czczą gadaninę, że tak niby musi tylko pogadać dla mediów, czyli pokłamać, a i tak „róbta co chceta” jest górą. Taka postawa jeszcze bardziej demoralizuje młodzież. Trzeba zdecydowanie egzekwować od młodzieży konieczność przyjmowania postaw etycznie poprawnych. I gdyby tak było, dilerzy narkotyków unikaliby takiego miejsca jak ognia. A tymczasem - przypomnijmy - jak wynika z policyjnych raportów i statystyk, znaczna część podróżujących na Woodstock jest pod wpływem alkoholu, corocznie już na trasach dojazdowych policja zatrzymuje udających się na festiwal dilerów lub posiadaczy narkotyków (dane policyjne na podst.: „Nasz Dziennik” 3 sierpnia 2007).
Organizatorzy Przystanku Woodstock powinni się zastanowić, co mogą zrobić, by NAPRAWDĘ ochronić tę przyjeżdżającą na festiwal młodzież przed demoralizacją. Bo jak na razie Przystanki dają negatywne świadectwo zbiórkom dobroczynnym Orkiestry. Dla mnie osobiście liczy się fakt, czy osoba, której powierzam pieniądze, przeznaczone na dobry cel (jak np. ratowanie zdrowia, życia), jest właściwa, czy – w tym przypadku zwłaszcza – dba o przyszłość polskiej młodzieży i czy zależy jej na tym, by ta młodzież dojrzewała w atmosferze moralności, patriotyzmu i prawdziwej wiary, nadziei i miłości? (i nieważne czy będzie się nazywać Liderem WOŚP i Przystanków, czy też będzie kimś, kto dziękuje komuś za coś). Nie o to przecież głównie chodzi, by być zdrowym na ciele – choć i to jest bardzo ważne (brak dbałości o zdrowie jest jednym z grzechów przeciw piątemu Przykazaniu Bożemu!), by dbać o doczesne życie (patrz – jw.) – ale by mieć zdrową duszę, żyć moralnie i zostać zbawionym, szczęśliwym na całą wieczność. Droga przez nieszczęście (a może i w konsekwencji szybszą śmierć) jednych do szczęścia innych - nawet, gdy chodzi o zdrowie i życie fizyczne - jest drogą kłamstwa i prowadzi na zatracenie wieczne. Jak uczy Kościół, cel nie uświęca bowiem środków, a Panu Bogu podoba się tylko ten, kto nie wikła się świadomie i dobrowolnie w struktury grzechu i zła, lecz w sposób czysty służy Miłości i Dobru.

* * *

Przystanek Woodstock nawiązuje do Woodstocku w Ameryce z 1969 r. Bob Dylan negatywnie oceniał Woodstock amerykański, choć sam mieszkał wówczas w tej miejscowości. Stał się bowiem tamten festiwal symbolem pewnej rewolucji seksualnej, rewolucji kulturowej, powodującej degradację cywilizacji (por. źródła jw.). Oprócz nazwy Przystanek Woodstock przejął od swego poprzednika pewne rozluźnienie moralne, które dziś spowodowało takie zagrożenia dla uczestników Przystanku, jak wpływy sekty Hare Kriszna i innych sekt (por. jw.), błędna ideologia wychowania seksualnego (por. nt. rozdawania prezerwatyw – jw.) czy atmosfera źle wpływająca na rozwój i wychowanie młodych ludzi (por. jw.).

Wzajemna zależność
Dlatego też każdy Katolik, spoglądający z wyrozumiałością, stosowną dla naszej wiary, na problem WOŚP i Przystanku Woodstock, powinien, mimo wszystko, wytrwać przy zasadzie MIŁOŚCI WIERNEJ ale NIEUGIĘTEJ. Gdy rodzice widzą, że dziecko sięga po coś, czym wyrządzi sobie krzywdę, to mu tego nie dają. A młodzież niech postara się zrozumieć, że tu nikt nie zamierza jej wyrządzić żadnej krzywdy, bo gdy są powody, aby ukazać złe rzeczy, to robi się to dla ich dobra - żeby w przyszłości nie skończyli tak, jak uczestnicy amerykańskiego Woodstock’u i całej ówcześnie panującej atmosfery, która przenika do Przystanków Woodstock. Lepiej chyba żyć dziś trochę lepiej, unikać używek, bawić się dobrze - i bez przesady, bez nadużyć seksualnych, bez narkotyków i nadużywania alkoholu przez młodzież pełnoletnią lub używania go przez niepełnoletnich, gdy człowiek jeszcze nie zdaje sobie sprawy, ile szkód może wyrządzić sobie, rozpoczynając picie alkoholu w zbyt młodym wieku, gdy w bardzo wówczas delikatnym organizmie komórki i narządy wewnętrzne człowieka mocniej przez to są niszczone oraz następuje szybsze uzależnienie. Lepiej jest, mimo buntowniczych emocji, być posłusznym, posłuszną, swemu sumieniu, Przykazaniom Bożym, Ewangelii, w której Pan Jezus z Miłością nas prosi, byśmy dla własnego dobra Go słuchali, bo choć wszystkiego jeszcze nie rozumiemy, to On, jako Pan Bóg wie najlepiej, bo nas stworzył i utrzymuje w istnieniu.
Ja też zdaję sobie sprawę, że moja wiedza w temacie Przystanku Woodstock i WOŚP może być niepełna, a zabierając tu głos pragnę jedynie odkrywać właściwą drogę do Pana Boga, starać się pomagać w dążeniu do świętości. I daleki jestem od twierdzenia, by to, co napisałem miało być doskonałe. Doskonały jest tylko Pan Bóg, a my Go tylko bardziej czy mniej nieudolnie naśladujemy.
Spójrzmy więc z miłością, ale w prawdzie, na WOŚP i na będący podziękowaniem dla wolontariuszy, biorących udział w Finałach WOŚP, Przystanek Woodstock. Pamiętajmy, jeśli poprzez nasze - Katolików – składki, Finały WOŚP będą okazałe i coraz popularniejsze, to wśród młodzieży taką samą popularnością będą cię cieszyć Przystanki Woodstock - a na to, w obecnej ich formie, jako Katolikom, nie wolno się nam zgodzić - działalność dobroczynna stawia bowiem festiwale w pozytywnym świetle, a to jest, niestety, w aktualnej sytuacji, bardzo niebezpieczne!. Taka forma Przystanków daje jeszcze wiele do życzenia, gdyż obecnie pomagając jednym dzieciom, inne nasze dzieci, w wieku młodzieżowym, ulegają demoralizacji, poddawane są degradacji moralnej (przypominam: zabieganie o zdrowie i czystość duszy ważniejsze jest niż zabieganie o zdrowie, a nawet życie doczesne ciała). A przecież jest wiele sposobów, by tej degradacji zapobiec. Jednym z nich może być choćby wprowadzenie zakazu picia piwa na terenie pola Woodstock’u, czego jeszcze w 2007 nie zrobiono (wg planu Przystanku była tam wioska piwna – por. jw.), czy zmiana nazwy festiwalu (por. jw.), wprowadzenie zakazu rozprowadzania prezerwatyw (por. jw.) i całej otoczki ideologicznej (por. jw.), a także (o czym była mowa wcześniej) rozpoczęcie dialogu z wyznawcami Hare Kriszna lub - w razie odmowy prowadzenia szczerego, prawdziwego dialogu z ich strony (bo nie chodzi tu o jakąś manipulację faktami czy próbę werbunku w sekciarskim stylu do Hare Kriszna) – usunięcie ich z placu Przystanku Woodstock (piszę to w nadziei, którą żywi Ks. A. Posacki SJ, iż Hare Kriszna zmienia się na lepsze, w nadziei, która ma zapewne oparcie w jego znajomości określonych działań, zmierzających ku poprawie sytuacji).
Licząc na konstruktywny dialog pamiętać jednak trzeba zawsze, że Kościół Katolicki zabrania prowadzenia dialogu międzyreligijnego (we właściwym tego słowa znaczeniu) w swoim imieniu osobom do tego oficjalnie nie uprawnionym. A zatem należy to pozostawić kompetentnym teologom, księżom wyspecjalizowanym w tej dyscyplinie naukowej (nie wolno młodym, nie przygotowanym odpowiednio teologicznie, ludziom narażać się na utratę wiary słuchaniem zindoktrynowanych wypowiedzi członków sekty Hare Kriszna, gdyż tak poważne ryzyko jest grzechem). Nie można jednak ulegać zarzutom, jakoby Kościół nie dążył do wspólnego dialogu. Sługa Boży Ojciec Święty Jan Paweł II w Przesłaniu na IX Sympozjum Biskupów Europejskich 22 października 1996 r. napisał m.in., że: „Kościół musi nadal wsłuchiwać się w głos tych, którzy szukają prawdy, a nade wszystko winien rozwijać dialog ekumeniczny i międzyreligijny, aby wraz z chrześcijanami innych Wspólnot oraz z wyznawcami innych religii dawać wobec zsekularyzowanego świata wyraziste świadectwo wartości transcendentnych” (nr 3). I wielokrotnie znajdujemy potwierdzenie tych słów w nauczaniu Kościoła oraz w praktycznej realizacji - jednak tylko odnośnie Kościołów chrześcijańskich i innych religii, ale nie sekt!, z którymi dialog jest niemożliwy, gdyż nie ma z ich strony woli prawdziwego dialogu. Zarówno ta kwestia, jak i pozostałe problemy muszą zostać rozwiązane, gdyż - według powyżej cytowanych słów Jana Pawła II - dialog służy odnalezieniu prawdy i dawaniu świadectwa wartościom, które trzeba pielęgnować - także na omawianych tu festiwalach.
Dopóki nie zmieni się zatem podejście osób zarządzających Przystankami Woodstock i WOŚP, Katolik nie powinien dawać pieniędzy na Orkiestrę z wyżej wymienionych względów (przedstawionych w tym tekście). Nie chodzi tu jednak o jakąś dyskryminację. Sprawa jest jasna: rośnie poparcie dla WOŚP, to rośnie zaangażowanie młodzieży w Przystanki. A dopóki Przystanki Woodstock nie będą spełniać moralnych kryteriów dopuszczalności, żaden Katolik nie może ich popierać. Dając na WOŚP sprawia wzrost poparcia wśród młodzieży dla Przystanków. Powiązanie jest więc widoczne „gołym okiem”. Z tego wniosek jest oczywisty: Katolik nie może wspierać WOŚP dopóki powiązane z nią Przystanki Woodstock nie zaczną spełniać norm moralnych wymaganych od takich instytucji przez Kościół. Gdy to się stanie, sytuacja się zmieni, ale NIE WCZEŚNIEJ! Bo dziś wspierając WOŚP – swoją drogą szczytny cel – powodujemy wzrost zainteresowania Przystankami Woodstock wśród młodzieży, a przez to uczestniczymy w strukturach grzechu, popierając to, co jest tam demoralizacją (choć z pewnością nie wszystko – bo pozytywna jest np. ewangelizacyjna działalność Przystanków Jezus).

Nie wolno nam tolerować dwuznaczności moralnych
Myślę, że wystarczająco jasno naświetliłem problem. Tak trzeba. Tego wymaga od nas, Katolików, nasza wiara i miłość bliźniego. Dlatego niech młodzież zrozumie, że to odsunięcie się wielu Katolików od WOŚP (a myślę, że wszyscy Katolicy to powinni zrozumieć, także katolicka młodzież) nie ma na celu krzywdzenia kogokolwiek. Ale sytuacja jest dwuznaczna i wymaga głębokiego przemyślenia. Pan Bóg zabrania nam grzeszyć. A zaangażowanie się w WOŚP Katolika, który wie, że przez ten jego datek, choćby niewielki, wzrośnie też poparcie społeczne dla demoralizujących młodzież zachowań na festiwalach, byłoby grzechem. Jezus Chrystus mówi: niech twoje słowa będą: tak, tak – nie, nie. A co nadto, od diabła pochodzi. Nie wolno nam więc tolerować dwuznaczności moralnych. Postępujemy bowiem wtedy według przysłowia: Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Takie zachowanie jest sprzeczne z naszą wiarą. Jako ludzie wiary musimy zawsze patrzeć na Cel Ostateczny. Gdy podejmujemy jakieś działanie, musimy się zapytać, do czego to ostatecznie prowadzi? Do zbawienia czy do potępienia wiecznego? Chcemy pomóc ludziom? To dobrze. Ale pomyślmy, czy w ten sposób nie szkodzimy innym. Jeśli coś pociąga za sobą skutki w postaci demoralizacji, wybierzmy inny sposób pomocy, jak np. całkowicie czysty moralnie „Caritas”.
I na koniec jeszcze jedna sprawa. Należy dementować pojawiające się co jakiś czas pogłoski (ja usłyszałem ją m.in. od osoby ze środowiska wolontariuszy WOŚP w Olkuszu), jakoby „Caritas” coś sprzedawał gdzieś na bazarach. Tę informację dementowali już księża z „Caritasu” i czas, by zakończyć to rzucanie oszczerstw, gdyż takie świadome zachowanie jest grzechem oraz przestępstwem i kładzie cień na czystą moralnie instytucję, niosącą pomoc wielu osobom w Polsce i na całym świecie (a swoją drogą taka wypowiedź w ustach wolontariusza WOŚP przywodzi na myśl możliwość rozpuszczania w tym środowisku fałszywych informacji, by odciągnąć młodzież od Kościoła – toż to przecież byłaby już forma typowo sekciarskiej manipulacji!).
Pisząc na temat grzechu, trzeba dodać, że grzech nie jest zarezerwowany tylko dla osób, które wierzą w istnienie Nieba, czyśćca i piekła. Nawet ateiści, choć dziś nie chcą tego przyznać, po śmierci pójdą w jedno z tych miejsc. Wszak bynajmniej grzeszą nie tylko Katolicy i wyznawcy innych religii, bo piekło, obok potępieńców spośród osób wierzących w Boga, czeka też na wszystkich innych, którzy na nie zasłużą. Czy więc osoby związane z WOŚP i Przystankami Woodstock wierzą w Boga czy nie, będą przed Nim odpowiadać za swoje czyny.

* * *

Matko Boża, Matko Pięknej Miłości, prowadź młodzież polską bezpiecznymi drogami, aby mogła dojrzewać w atmosferze prawdziwej miłości oraz szczęścia płynącego z życia zgodnego z Ewangelią Twojego Syna Jezusa Chrystusa, Pana całego świata.
Tomasz Wilczyński

Dodano dnia 20 Apr 2009 przez Jarek

32-300 Olkusz, ul. Szpitalna 1.
Tel. Kancelaria: (0-32) 643-15-20; fax (0-32) 647-81-57 Tel. Ks. Proboszcz:(0-32) 643-08-91
e-mail Parafii: bazylika@bazylika.pl
All rights reserved. Copyright © by Bazylika Olkusz 2003.
Graphics by kordian, HTML & PHP by bartm