![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
  | ||
![]() | ||
Świadectwo Siostry Świętej Joanny Molla 19 września br. w Jaroszowcu, obok kościoła, pod koniec Mszy Świętej, w czasie której nastąpiło przekazanie relikwii Św. Joanny Beretty Molla dla Sanktuarium Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Jaroszowcu, siostra rodzona Świętej, Wirginia – zakonnica – dała świadectwo, ukazujące jej bliską więź rodzinną ze Św. Joanną. Uroczystej Eucharystii przewodniczył Ks. Bp Ordynariusz Adam Śmigielski. Z Olkusza z tej okazji przybyła piesza pielgrzymka – grupa biało-czerwona - w ramach XIII Pieszej Pielgrzymki Sosnowieckiej, a także inne osoby, przyjeżdżające indywidualnie. Życzeniem Ks. Bpa Ordynariusza było, aby świadectwo siostry Wirginii zostało nagłośnione w mediach, gdyż jest to pierwsza wizyta rodzonej siostry Świętej w naszej Diecezji. Słowa świadectwa tłumaczył z języka włoskiego Ks. Stanisław Wróbel – Redemptorysta. Wierność i pomoc Siostra Wirginia powiedziała m.in. (wg powyższego tłumaczenia): „Chciałam pozdrowić wszystkich tutaj zebranych (…), przybyłych na tą Uroczystość; jest to dla mnie wielka radość i wielkie wzruszenie. W (…) Ewangelii Pan Jezus mówił do nas: Kto jest wierny w małych rzeczach, będzie wierny również i w rzeczach wielkich. Ja chciałabym Wam dzisiaj powiedzieć o rzeczach małych, zwykłych codziennych, które przeżywałyśmy razem z Joanną (czyt. Dżianną). Te małe sprawy, małe rzeczy zaprowadziły Joannę do rzeczy wielkich, największych, do uczestnictwa w chwale nieba (…). Joanna, starsza o trzy lata ode mnie, co w wieku dziecięcym jest bardzo dużo (…), była dla mnie przykładem (…). Pamiętam, że kiedy bawiłyśmy się, jako małe dziewczynki (…), Joanna nie była kimś nadzwyczajnym (…), ale była grzeczną dziewczynką, ja natomiast byłam mniej grzeczna (…). Kiedy zdarzyło się (…) coś spsocić, to Joanna zawsze usprawiedliwiała mnie przed mamą. Nawet jeżeli mama mnie chciała ukarać, to Joanna razem ze mną przyjmowała i odprawiała te wszystkie pokuty (…). Joanna zawsze pomagała mi w nauce. Od najmłodszych lat (…), ale również i później, kiedy już studiowałam i nawet przy doktoracie, Joanna zawsze była przy mnie i zawsze mi towarzyszyła. Potrafiła poświęcić swój czas, swoją cierpliwość po to, aby pomóc mnie, bym mogła ukończyć studia (…). Joanna < Pamiętam też, że miałyśmy zawsze bardzo precyzyjnie określony porządek dnia. O wpół do ósmej zwykle szłyśmy na Mszę Świętą razem. Potem po dziękczynieniu śniadanie i aż do południa uczyłyśmy się. Po południu, żeby przerwać naukę, szłyśmy do kościoła na nawiedzenie Najświętszego Sakramentu i odwiedzałyśmy Siostry Kanozjanki, po to, ażeby z nimi omówić różne sprawy apostolatu, w który byłyśmy zaangażowane (…), w szczególności w Akcję Katolicką. Joanna zawsze miała małe konferencje dla naszej grupy. Przygotowywała je w każdym momencie wolnym od nauki. Wykorzystywała każdą chwilę wolnego czasu, aby przygotować te konferencje i w poniedziałek wieczorem spotykaliśmy się w grupie, aby tam posłuchać konferencji. Ja natomiast – mówi Siostra – grałam trochę na fisharmonii i dlatego tak uzupełniałyśmy się (…). Pamiętam też bardzo dobrze, że Joanna mając piętnaście lat odprawiała rekolekcje. I w czasie tych rekolekcji odkryła jak wielkim darem Boga dla nas, ludzi, jest dar życia. I od tego momentu organizowała, ona z kolei, spotkania dla młodych dziewczyn, jak również rekolekcje dla nich – i w każdym z tych spotkań, rekolekcji podkreślała wartość życia (…), które otrzymaliśmy i (…) które z Łaski Bożej możemy (darmo) przekazywać. Byłyśmy tak blisko siebie, że myślałyśmy, że całe życie będziemy żyły razem (…). Ale Pan miał inne plany. Mając szesnaście lat zrozumiałam, że Pan powołuje mnie do życia zakonnego (…). I chciałam wstąpić do zakonu, ale tato nasz kładł bardzo wielki nacisk na to, abyśmy wszyscy – całe rodzeństwo – ukończyli studia. Dlatego też moi bracia bardzo pomagali mi i zachęcali do tego”, bym ukończyła studia, zanim wstąpię do zakonu. „Wstąpiłam do zakonu mając dwadzieścia pięć lat, kiedy ukończyłam studia – medycynę (…). Moja siostra Joanna już była wtedy lekarką i pragnęła wyjechać na misje do Brazylii (…lecz) jej zdrowie na to nie pozwalało – ale nie tylko to. Nasza siostra Zyta była chora, także przez dwa lata (…) Joanna bardzo serdecznie i z wielką miłością (…) opiekowała się (nią). Joanna była również bardzo rozmiłowana w przyrodzie, w naturze, była dziewczyną bardzo radosną, śpiewała, chodziła w góry na wycieczki, jeździłyśmy razem na nartachuczyłyśmy się grać na instrumencie – tego uczyła nas nasza mama; także przeżywałyśmy życie bardzo radośnie. Pamiętam, że niekiedy wybierałyśmy się w góry na dłuższy okres czasu, same, bez żadnej pomocy, ażeby same zadbać o siebie, żeby przygotować wszystko i zrobić wszystkie prace”. Świętość życia Gdy Siostra Wirginia była w zakonie, a Św. Joanna pracowała jako lekarka, utrzymywały korespondencję: „Pisała mi kilkakrotnie (…), na temat pewnego wypadku, że młoda dziewczyna przyszła do niej, ażeby poradzić się, w jaki sposób dokonać aborcji. Była to bardzo młoda dziewczyna i wstydziła się swojej ciąży (…). Wtedy mówiła Joanna: I właśnie do mnie przyszłaś. Czyż nie wiesz, że to jest grzech, czyż nie wiesz, że życie to jest tak wielki dar. I wszelkimi siłami starała się ją przekonać, żeby jednak urodziła dziecko, ponieważ to jest wielki dar Boga (…). Joanna była również lekarką w przedszkolu i opiekowała się, leczyła dzieci (…) – i pisała czasem do nich listy. Jeden z takich listów dostał się w moje ręce. I kiedy przeczytałam ten list, zapytałam Joannę: -Czy ty piszesz do dziecka królewskiego taki list? Joanna powiedziała: - Nie, nie, te wszystkie dzieci (…) traktuję, jakby były moje własne, ponieważ każde z nich jest ogromnie wielkim darem Boga”. Miłość i służba Po śmierci Świętej ludzie o niej pisali do jej męża, m.in., że: „Nie tylko spotkali lekarza kompetentnego, nie tylko spotkali kobietę uśmiechniętą, ale spotkali przede wszystkim kobietę, która przychodziła do nich z wielką miłością i z wielką służbą. Pamiętam pewne zwierzenia mojej siostry Joanny (…). Powiedziała mi, że miała pewne trudności przystępowania do Sakramentu Pokuty (…). Czasem kapłani zadawali pytania, które dla niej były żenujące, dlatego że dla niej nie istniały pewne problemy, o które się dopytywano. Także w czasie procesu beatyfikacyjnego jej mąż mógł powiedzieć, że ona przeżywała swoje życie małżeńskie zawsze zgodnie z prawem Bożym, to znaczy zawsze otwarta na życie, na przyjęcie nowego życia”. Gdy Siostra Wirginia była przez wiele lat misjonarką w Indiach, Św. Joanna pisała do niej: „Módl się, ażebym mogła dać mojemu mężowi jeszcze jedno dziecko. Nie rozumiem dlaczego Pan Bóg (…) tak sprawia, że nie mogę tego uczynić. I po trzech miesiącach usilnych modłów przyszło na świat następne dziecko. Joanna urodziła czworo dzieci, ale przeżyła sześć ciąży. Kiedy moja siostra miała wielkie problemy w czasie ostatniej ciąży, problemy zdrowotne, nie chciała mi o tym powiedzieć (…). I chyba opatrzność Boża tylko sprawiła, że mogłam przyjechać z Indii do Italii i wtedy spotkać moją siostrę i zobaczyć, że problem był naprawdę wielki i że to jest sprawa śmiertelna”. Dlatego też Siostra została już w Italii i mogła towarzyszyć Św. Joannie przy samej śmierci. Wcześniej, płynąc przez jedenaście dni (zamiast piętnastu) z Indii: „To był Wielki Tydzień i święta Paschalne. Nie było żadnego księdza na statku i dlatego też nie było żadnej liturgicznej ceremonii. Cały ten czas spędziłam medytując tylko Mękę Pańską i chyba w ten sposób przygotowując się na spotkanie z siostrą, która już była umierającą. Mówię o tym dlatego, że kiedy, już po przybyciu do Italii przez następne cztery dni towarzyszyłam mojej siostrze na łożu śmierci i w momencie śmierci, to przyszło mi właśnie na myśl, że tak jak to, co rozważałam w czasie podróży” – Męka Pańska – „tak samo w tej chwili, Joanna jakby wchodziła na górę Kalwarii, przeżywając wszystkie te cierpienia, które zesłał na nią Pan. Przypomniały mi się słowa Pana Jezusa, który mówi: Ojcze oddal ode Mnie ten kielich, ale nie Moja, lecz Twoja wola niech się stanie. Te słowa usłyszałam w słowach mojej siostry, która do mnie mówiła: żebyś wiedziała, co przeżywa matka, jakie straszne cierpienia, kiedy wie, że umiera i zostawia maleńkie swoje dzieci. Również i to (…) skojarzyło mi się z Męką Pańską, że Joanna nie przyjmowała żadnych środków uśmierzających ból, (uspokajających, jak podają dokumenty szpitala…), tak jak Pan Jezus nie chciał pić octu zmieszanego z żółcią, który mógłby uśmierzyć Jego cierpienia (…) chciała pozostać cały czas świadomą i w ten świadomy sposób chciała również przyjmować Pana Jezusa w Komunii Świętej (…). Pan Jezus (…) zawołał: Boże Mój, dlaczegoś Mnie opuścił - kiedy już był na Krzyżu”. Przy łożu Świętej mogła czuwać tylko jedna osoba, aby pozostawić chorej więcej tlenu, według zaleceń lekarza – inni byli za drzwiami – czuwała tylko Siostra Wirginia: „Kiedy zobaczyła, że jestem tylko ja, Joanna powiedziała w pewnym momencie: ale gdzie poszli wszyscy inni (…), dlaczego mnie opuścili? (…) Czuję się bardzo opuszczona i samotna”. Św. Joanna prosiła też rodzone siostry, by zaopiekowały się jej dziećmi, gdy umrze. „Kiedy moja siostra Joanna pracowała jako lekarka i widziała, że pacjenci zbliżają się do kresu swojego życia, wtedy już bardziej zajmowała się ich duchem niż ciałem. I mówiła im o tym, że powinni przygotować się na spotkanie z Panem Bogiem. Również kiedy samą ją dotknęła choroba, prosiła swojego brata, aby jej powiedział o tym, kiedy już czas będzie bardzo bliski. Mój brat nie miał odwagi, by jej o tym powiedzieć i prosił, aby siostra ją o tym poinformowała. I wtedy siostra powiedziała do Joanny: mama i tato oczekują cię w niebie. Czy jesteś (…) gotowa pójść do nich? Ona uniosła wtedy powieki i oczami” wyraziła zgodę. Dokonało się „Wszystko się dokonało – powiedział Pan Jezus na Krzyżu. Również i moja siostra, kiedy już czuła, że zbliża się sam moment śmierci, nie chciała umierać w szpitalu, chciała umrzeć w swoim łożu małżeńskim, w swoim domu rodzinnym (…). Była sobota, zawieziono ją do domu. Poprosiła jeszcze, by przyszły do niej dzieci, by posłuchać ich głosu”. Wtedy jej oddech stawał się coraz słabszy: „I w ten sposób oddała ducha Bogu, pośród swojej własnej rodziny. Kiedyś, przemawiając do grupy Akcji Katolickiej, Joanna powiedziała: Jeżeli Pan Jezus by od nas zażądał, ażebyśmy, wypełniając nasze powołanie, oddali nasze życie, to to by był najpiękniejszy moment chyba w naszym życiu, bo wtedy potwierdzilibyśmy, że nie tylko słowami chcemy wypełnić wolę Bożą, ale wypełnilibyśmy ją naszym własnym życiem. To były chyba słowa prorockie, bo tak właśnie dokonało się, spełniło w życiu samej Joanny. Pan Jezus powiedział: Wypełniło się. Uświęć Twojego Syna. Tak samo stało się i w życiu Joanny. Wypełniło się wszystko w jej życiu do końca, według woli Bożej i Bóg uświęcił jej życie, wynosząc na ołtarze. Nie od wszystkich matek Pan Bóg będzie wymagał takiej ofiary, jakiej wymagał od Joanny. Ale od wszystkich matek wymaga Pan Bóg, aby przyjęły życie”, którym On je obdarza: „Ażeby to życie przyjęły z miłością, ażeby wychowały i wykształciły swoje dzieci. Wykształciły nie tyle odnośnie ciała, ile ukształtowały ich ducha. I tego życzę wszystkim matkom, aby potrafiły zawsze odpowiedzieć na to wielkie Boże wezwanie”. Oprac. Tomasz Wilczyński Dodano dnia 25 Sep 2004 przez Tomek | ||
![]() | ||
Tel. Kancelaria: (0-32) 643-15-20; fax (0-32) 647-81-57 Tel. Ks. Proboszcz:(0-32) 643-08-91 e-mail Parafii: bazylika@bazylika.pl All rights reserved. Copyright © by Bazylika Olkusz 2003. |