„Pasja” Mela Gibsona – wobec kontrowersji
Oglądając „Pasję” Mela Gibsona uczestniczymy w Drodze Krzyżowej, w modlitwie Reżysera, który zaprasza widzów do tego, by modlili się razem z nim. Ataki na film są dziełem tych, którzy szukają w dziele Gibsona czegoś zasadniczo innego.
Jakkolwiek film jest i wielkim dziełem sztuki, i przekazem zgodnym z nauką Kościoła, i dokumentem, pokazującym, jak w dawnych czasach postępowano z więźniami, to jednak traktowanie „Pasji” w kategoriach zwykłego filmu jest błędem i niezrozumieniem jej istoty. Wobec zarzutów trzeba też zauważyć, że to nie film „Pasja” M. Gibsona jest kontrowersyjny, bo on przekazuje głęboką Prawdę o Odkupieniu ludzkości, ale kontrowersyjni i niewiarygodni są wszyscy ci, którzy tworzą zarzuty wobec tej ekranizacji męki i śmierci Pana Jezusa, zakończonej Zmartwychwstaniem.
Dziś próbuje się dyskwalifikować w oczach opinii publicznej wszystko, co tylko znajdzie zwolenników i przeciwników, określając modnym terminem: „kontrowersyjny”. Słowo „kontrowersyjny” obecnie nabrało bardzo negatywnego znaczenia. A przecież, jeśli wokół czegoś tworzy się kontrowersje, czyli przeciwne sobie wersje opisu danego zjawiska, to nie znaczy, że to jest z góry złe. Wokół Ewangelii zawsze istniały stanowiska przeciwne, gdyż Chrystus i wiara chrześcijańska jest zgorszeniem dla żydów i głupstwem dla pogan – również współczesnych. Katolik powinien się tu wykazać świadectwem wiary i opowiedzeniem się za Chrystusem. Jeśli więc próbuje się z jednej strony twierdzić, że słowo „kontrowersyjny” oznacza wszystko, wokół czego istnieje różnica stanowisk, a z drugiej strony temu słowu przypisano współcześnie znaczenie negatywne, to tym samym trzeba by uznać, iż w tym znaczeniu „kontrowersyjna”, a więc z gruntu zła, jest cała istniejąca rzeczywistość, bo nie ma dziś takiej dziedziny, takiej prawdy, której by ktoś inny nie próbował obalić (choćby głupimi argumentami) – widać więc jasno, że jest to zasada nielogiczna, bezsensowna – i naprawdę źle się dzieje, jeśli ktoś próbuje jej używać do podważania prawdy obiektywnej i niezmiennej. Ta droga prowadzi bowiem donikąd, a jej kresem jest zagłada naszej cywilizacji.
Film „Pasja” pomaga wypłynąć na głębiny duchowości, uprzytamnia nam, ludziom XXI wieku, jak wyglądała męka i śmierć Odkupiciela. Od tych wydarzeń upłynęło już tyle czasu, że nawet niektórzy katolicy zapominają, co oznacza wierzyć w prawdziwą śmierć i prawdziwe zmartwychwstanie Chrystusa. Bo nie chodzi tu o frazesy, o bezmyślne powtarzanie słów lub wiarę dla samej wiary (że jest i na tym koniec – podejście bezrefleksyjne). Wiara musi oznaczać, że my dziś wierzymy w to, co się wydarzyło naprawdę dwa tysiące lat temu. Wierzymy osobom, które nam o tym przekazują - a zwłaszcza natchnionemu mocą Ducha Świętego Pismu Świętemu. Dlatego tę wiarę musimy sobie odświeżać, by nią dzisiaj żyć. I temu służy film „Pasja”.
Od strony doczesnej
W pierwszej części była mowa o rozpatrywaniu wrażliwości na wartości jakie niesie „Pasja” od strony duchowej. Druga strona prezentacji „Pasji” M. Gibsona dotyczy sfery doczesnej. Mniej istotnej w porządku potrzeb duchowych, ale dla naszego ziemskiego życia i zbawienia duszy również niezbędnej. Człowiek współczesny jest stale atakowany różnymi dawkami „bomb emocjonalnych” – w postaci przemocy i erotyzmu w filmach, nowoczesnych metod marketingowych (gdzie często dla zysku zapomina się o wartościach moralnych), obezwładniającego lub przynajmniej przykuwającego uwagę i skierowanego do podświadomości wpływu reklam (nie chodzi tu o manipulacyjne działania podprogowe /wmontowane sekwencje, niewidoczne dla ludzkiej percepcji postrzegania świadomego, aktualnego, wymagające szczególnie dobrego przekaźnika i odbiornika itp./, co niestety też czasami ma miejsce na świecie, ale w Polsce, podobno, rzadziej, jeśli w ogóle) i innych sposobów.
To wszystko sprawia, że jest nam coraz trudniej dostrzegać to, co delikatne, co jest wyrażone w przenośni, co wymaga intelektualnego przeniesienia ze znaku na rzeczywistość symbolizowaną (nie chcę przez to powiedzieć, by „Pasja” Gibsona miała być zbyt mało delikatna – przeciwnie, właśnie tu zostało ukazane delikatne kształtowanie relacji międzyludzkich i duchowych /zwłaszcza w scenach powracających do wydarzeń przed męką Pana/ oraz to, w jaki sposób tępi się ludzką wrażliwość na ból, cierpienie; w jaki sposób delikatność miłości Matki Bożej do Jej Syna została wystawiona na wielką próbę). Dotyczy to wszystkich, którzy mają kontakt ze współczesną cywilizacją – w której ścierają się: cywilizacja miłości i cywilizacja śmierci.
Niemniej jednak, nawet osoby o bardzo delikatnym, wrażliwym podejściu do świata z pokolenia na pokolenie oddalają się od czasów, gdy Syn Boży chodził po ziemi w ludzkim ciele. Tego nie da się zmienić, a fakt oddalania się od tamtych wydarzeń powoduje, że niejednokrotnie przestajemy traktować to wszystko tak do końca realnie. Potrzebujemy „przypomnień”, a tym właśnie jest „Pasja” Gibsona. Jest „przypomnieniem”, które nie tylko uświadamia nam na nowo prawdę owych wydarzeń, lecz pomaga równocześnie współuczestniczyć w Wydarzeniach Paschalnych.
Zapewne wiemy, że ważniejsze jest świadectwo wiary niż „suchy” przekaz wiedzy o wierze. To prawda, bo świadectwo wiary zawsze, od czasu pierwszych Chrześcijan, było najważniejszym elementem głoszenia Ewangelii. Ale zastanówmy się nad jego właściwym sensem. Gdyby wszyscy słuchali nauki ewangelicznej, przestróg, to nikt inny by im nie był potrzebny do wierności Ewangelii (może tylko, aby pięknie się różnić), bo sami by świadczyli o Prawdzie. Tu właśnie kryje się podstęp myślenia liberalnego, które próbuje odrzucić dawanie świadectwa wiary, zastępując ukazywaniem prawdy symbolizowanej, a jednocześnie minimalizować znaczenie tych symboli przez brak wskazywania na realną rzeczywistość symbolizowaną, by w końcu straciły one, u osoby idącej tym torem rozumowania, odniesienie do rzeczywistości. Do prawdziwej wiary potrzebne jest i świadectwo, i wiedza o wierze, umotywowana realnością jej istnienia (tą motywacją jest głównie Łaska Boża, ale także człowiek ma obowiązek dbać o rozwój wiary i zdobywanie wiedzy o niej).
Współczesny człowiek nie wierzy często we własne możliwości, więc chce aby mu ktoś pokazał, że to jest możliwe, że tak da się żyć i jednocześnie być szczęśliwym. Chce zobaczyć, jak Św. Tomasz Apostoł, zwany „niewiernym”, który musiał zobaczyć rany Chrystusa, by uwierzyć. Tu czyha na człowieka jednak zagrożenie. Nikt z ludzi, oprócz Boga-Człowieka, nie potrafi dawać doskonałego świadectwa całego życia. Kto czyni z grzesznika ideał, ten prędzej czy później się na nim zawiedzie. Tylko Chrystus jest jedynym doskonałym Świadkiem tego, że Bóg zstąpił z Nieba i Odkupił ludzkość. A Jego świadectwo opiera się, obok przekazanej nauki, przede wszystkim na męce i śmierci, jaką poniósł dla naszego Zbawienia oraz na chwalebnym Zmartwychwstaniu.
Liberałowie podszywający się pod Katolików próbują spłycić oddziaływanie chrześcijańskiego przekazu w mediach, żeby ten przekaz nie mógł wywrzeć odpowiednio silnego wrażenia, niezbędnego do tego, by właściwie przeżywać swoją wiarę.
To prawda, że w XVIII czy XIX wieku nie potrzeba było takich środków wyrazu, ale nie były potrzebne z tej oczywistej przyczyny, że po prostu ich nie było. Dlatego wystarczające były środki obecne wówczas (zwłaszcza np. druk od XIV/XV w.). I, analogicznie, jeśli w latach 70-tych czy 80-tych ubiegłego wieku kręcono łagodne czy nawet niemal bezkrwawe wersje Pasji (choć zazwyczaj nie koncentrowano się tylko na samej Pasji), to dlatego, że wtedy nie było „Pasji” Mela Gibsona. Nie było też wtedy jeszcze tyle przemocy i ataku na ludzkie emocje w mediach, co dziś – a więc i nie używano tak bliskich rzeczywistości scen i ujęć (zwłaszcza dotyczących zadawania cierpień Synowi Bożemu). Być może za jakieś sto lat (jeśli nie będzie wcześniej końca świata), potrzebna będzie ludziom jeszcze „dobitniejsza” wersja Pasji, przy pomocy nieznanych nam obecnie sposobów przekazu, które dużo mocniej będą potrafiły oddziaływać na ludzkie emocje, bardziej identyfikować widza z przekazywanymi wydarzeniami. Można więc krótko stwierdzić, że Pan Bóg daje nam taką Pasję, jakiej nam potrzeba w danym czasie, żeby do nas przemówiła.
Ktoś mógłby mi tu zarzucić, że chcąc nie chcąc potwierdzam, że „Pasja” Gibsona jest zbyt pełna przemocy. Ale nic z tego. Cierpienie Ogrójca, biczowanie, wyśmiewanie, cierniem koronowanie, przybijanie do drzewa krzyża…, to są fakty. Na to patrzyli Żydzi, Rzymianie, a także niektórzy pierwsi Chrześcijanie – czy dla nich to też była zbyt duża dawka przemocy? O cierpieniu i śmierci Boga-Człowieka nie można mówić, że było niewłaściwie pokazane, że za dużo krwi. Te słowa tu w ogóle nie pasują! (co innego, gdyby ktoś zrobił błędny teologicznie kicz z przemocą pokazaną dla samej przemocy, lecz tu nic takiego nie ma miejsca! – i to jest Prawda obiektywna, a nie czyjeś poglądy na temat tak czy inaczej wyreżyserowanego filmu). Można mówić o bestialstwie tych, którzy się tego dopuścili. Ale jeśli patrzymy na wydarzenia o kardynalnym znaczeniu dla losów wszechświata i człowieka, to nie można ukrywać prawdy pod rzekomym płaszczykiem „delikatności uczuć” - taka „delikatność” to po prostu brak odwagi, by spojrzeć prawdzie w oczy.
Najlepiej, gdyby w ogóle nie było tu przemocy. Tyle, że wtedy nie była by to męka i śmierć Chrystusa. Jeśli tak się stało, to nie można „mydlić ludziom oczu” rzekomym nadmiarem przemocy. Bo wystarczą cztery słowa: Bóg umarł za nas. I te słowa wywracają cały porządek pojmowania przemocy i ludzkiej wrażliwości na zło. Jeśli Bóg umarł za człowieka, to nie może być za wiele przemocy w ukazaniu tej Prawdy. Ale, trzeba pamiętać, że to dotyczy tylko faktów o śmierci Boga - który później Zmartwychwstał, byśmy Mu uwierzyli. Ludzka przemoc nigdy nie znajduje usprawiedliwienia, ale jeśli dotyka ona Boga, to On zmienia zupełnie jej sens. Oto przemoc i cierpienie stają się drogą Odkupienia wszechświata z grzechów, jakie na nim zaciążyły z winy Prarodziców (grzech pierworodny) i każdego człowieka (grzechy i zaniedbania osobiste). Jest wiele filmów, w których pokazuje się mnóstwo przemocy i to dla samej przemocy. Z tym trzeba walczyć! Ale przemoc w „Pasji” pokazuje klęskę przemocy, klęskę zła i człowieka, który temu złu służy, a zwycięstwo miłości i pokoju (nie można też było skoncentrować się na Zmartwychwstaniu, skoro jest to Pasja – i wierzę, iż ten pomysł podsunął M. Gibsonowi Duch Święty, by współczesny człowiek mógł przeżyć z nową mocą Drogę Krzyżową naszego Pana, gdyż bez niej nie byłoby poranka Zmartwychwstania ani prawdziwej radości z tego powodu). /cdn./
Tomasz Wilczyński