Walentynki – pogański obyczaj. Refleksje. Część 2
Święto ogłupiania zakochanych – bo taka nazwa najlepiej tu pasuje – to dawny pogański zwyczaj, który dziś, pod przykrywką miłości, pozwala bogacić się kapitalistom, handlowcom, firmom czy zdobywać popularność medialną. Wielki szum medialny i reklamowy sprawia, że zapominamy czym jest prawdziwa Miłość, a zaczynamy podchodzić do niej jak do jednego z wielu towarów rynkowych, jak do produktu, który się zużywa i wyrzuca. Miłości nie można „przerzuć” i wynieść na śmietnik. Prawdziwa Miłość jest nieśmiertelna, a my przez całe życie do niej dorastamy. Pseudoświęto walentynek sprawia, niestety, że nasza miłość karleje i wtrąca nas w kołowrót rozszalałych emocji, nie liczących się z rozumem ani z życiem wiecznym.
Fałszywy dylemat
Można nieraz odnieść mylne wrażenie (i widzę, że wielu Katolików łatwo mu ulega), że to problematyczne święto rodzi dylemat: albo pozwolimy się rozwijać temu pogańskiemu świętu, albo je schrystianizujemy. No cóż, przecież chrystianizacja tego święta trwa już od dawna. Problem jednak nie tkwi w tym czy chrystianizować, ale jak to zrobić? Trzeba tu zadać pytanie: co jest treścią pogańską w tym obyczaju. Z pewnością jest nią oddawanie czci pogańskiej bogini. Ale czy tylko? Czy jeśli oddzielimy wysyłanie kartek od bezbożnej czci wobec obcych bożków to problem zniknie, a kartki stracą złą moc? Są przynajmniej dwa powody, by powiedzieć zdecydowane NIE.
Pierwszy – cześć obcym bogom można oddawać także zupełnie nieświadomie. To robią dziś wszyscy, którzy czytają magiczne horoskopy (choćby z ciekawości, by zobaczyć czy się sprawdzi!), chodzą do wróżek, jasnowidzów, energoterapeutów czy na potkania spirytystyczne albo do uzdrowicieli okultystów - którzy nieraz używają nawet imienia Jezusa, żeby tylko okłamać tych ludzi. Oni – ci, którzy przychodzą - najczęściej przecież nie wierzą w pogańskie bóstwa. A w końcu to właśnie pogańskie bóstwa są tymi tajemnymi mocami, które „mówią prawdę” (za wyjątkiem oszustów). Każdy Katolik powinien jednak dobrze wiedzieć, że za tymi bóstwami kryje się zawsze szatan i jego upadłe anioły.
Cześć im oddawała ostatnio cała zebrana publiczność w krakowskim ośrodku telewizji, razem z satanistycznym zespołem z Norwegii, który w ramach koncertu odprawiał czarną mszę – rytuał satanistyczny, mający na celu oddanie się szatanowi. I nie trzeba było wcale świadomie chcieć zostać opętanym przez złe moce. Ile osób zostało opętanych podczas tego koncertu?, trudno powiedzieć, ale z pewnością księża egzorcyści będą mieli za jakiś czas gości z krakowskiej czarnej mszy… .
Tak więc (wracając do zasadniczego tematu), dla jasności, każdy, kto wysyła kartki w powiązaniu ze świętem walentynek, bierze udział w magicznym rytuale ku czci bogini Februata Juno, a tak naprawdę upadłych aniołów. Przecież, gdy chłopcy-poganie wypisywali kartki swoim dziewczynom na cześć owej bogini, to nie mniej, nie więcej, tylko prosili ją właśnie o duchową pomoc w realizacji ich związku. A więc prosili diabła, tak jak dziś proszą diabła jasnowidze czy świeccy egzorcyści. Przejęcie tego święta i schrystianizowanie musi się zatem łączyć z usunięciem także tych pogańskich zwyczajów.
Drugi powód – nikt tak nie umie kręcić i manipulować jak diabeł. To właśnie złe duchy są głównymi odbiorcami i, można by powiedzieć, że w pewien sposób też „pomysłodawcami” wysyłania kartek walentynkowych. A, przecież, nic, co pochodzi od złego nie może być dobre. Tak więc wysyłanie kartek osobom, które się kocha, w powiązaniu ze świętem walentynek, przynosi niejednokrotnie negatywne skutki. Wchodzi tu psychologia. Jak już pisałem w części pierwszej, świętowanie czegoś, czego jeszcze nie ma, czego nie zatwierdził Sakrament Małżeństwa, a może nigdy nie zatwierdzi, świętowanie miłości, która jeszcze nie jest dojrzała do tego, by mogła oprzeć się przeciwnościom życia – także nieraz skutkom tego świętowania - mija się z celem.
Na wszystko jest odpowiedni czas. Nie należy więc sztucznie tworzyć zakochanym czy zauroczonym takich momentów świętowania, które mogą spowodować, że osoby, które tak naprawdę się nie kochają, pod wpływem impulsu świętowania „miłości” pobiorą się albo w innym przypadku prawdziwa miłość, która jeszcze nie rozkwitła, może zostać zniszczona przez to, że zmusi się ją w nienaturalny sposób do świętowania - bo miłość nie znosi kłamstwa! Niedojrzałą miłość łatwo więc pomylić z jej brakiem.
Chrystianizować – ale jak?
Próby chrystianizacji świąt pogańskich, podejmowane zwłaszcza w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, gdy jeszcze istniał na szerszą skalę system wierzeń pogańskich, miały na celu ukazanie ówczesnym Chrześcijanom, że nie mogą obchodzić świąt pogańskich, że mają swoje święta. Taka chrystianizacja nastąpiła przy ustalaniu daty świętowania Bożego Narodzenia w dawnym pogańskim dniu słońca. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że Chrześcijanie nie przejęli żadnych tradycji pogańskich, związanych z tym świętem. Inaczej ma się sprawa z walentynkami: tu nie tylko przejęto ideę – świętowanie dnia zakochanych, ale i obyczaj wysyłania kartek do osoby kochanej. Widać więc od razu, że, jak dotąd, chrystianizacja tego święta raczej nie powiodła się.
I teraz zastanówmy się raz jeszcze nad postawionym problemem. Jak chrystianizować pogański obyczaj walentynek? Próby chrystianizacji wysyłania kartek walentynkowych przypominają chęć schrystianizowania kart tarota czy magicznej różczki. To też są tylko przedmioty, ale wiadomo z góry jaki jest ich cel. Podobnie te kartki. Choć nazwa została sztucznie związana ze Świętym Walentym, to rzeczywiste działanie jakie następuje – tzn. wysłanie kartki do kochanej osoby w powiązaniu z tym pseudoświętem – jest nadal działaniem odnoszącym się do pogańskiego bóstwa, czyli diabła. Tak jak kartami tarota nie zacznie nagle wróżyć Pan Bóg, choćby ktoś się przy tym upierał i nazwał je boskimi, to kartki walentynkowe nie znajdą się pod działaniem Św. Walentego tylko dlatego, że nazwie się je od jego imienia! (zresztą sama idea zastąpienia W TYM SAMYM OBRZĘDZIE „wstawiennictwa” demona wstawiennictwem Świętego zakrawa na herezję).
Wyzwanie dla prawdziwej miłości
Od czego więc zacząć? Z pewnością nie od tłumaczenia w tym dniu znaczenia prawdziwej miłości oraz umacniania patronatu Św. Walentego nad tym nibyświętem. Wówczas tylko potwierdzamy, że wszystko, co się wiąże z tym dniem jest dobre. Niewiele osób posłucha, a jeszcze mniej zrozumie sens wygłaszanych w tym czasie słów czy gestów. Wszyscy wiedzą uprzednio co chcą zrobić i co zrobią, a wśród Katolików przekona się tylko przekonanych i po co to?
Jakkolwiek wyjaśnianie znaczenia prawdziwej miłości dla życia człowieka jest najważniejsze, to trzeba się zastanowić, czy w tej konkretnej sytuacji nie popełniamy kardynalnego błędu, chrystianizując, tak naprawdę, samo zło! Bo osoby wierzące, które wysłuchają słów, czy treści podawanych w innej formie, na temat prawdziwej miłości, mogą to przekazać innym, tym, którzy nie za bardzo wierzą albo po prostu mało się tym interesują (zawiniona ignorancja jest grzechem!). Może kogoś przekonają, jeśli się naprawdę przyłożą, nie wątpię. Lecz w szerszym znaczeniu potwierdzą, że to święto ma sens, że sztuczne świętowanie miłości przed czasem jej dojrzałości jest dopuszczalne, a nawet popierane przez Kościół. Czy to się jednak ostatecznie opłaci? Kto na tym zyska? Czy zakochani, którzy po prostu chcą kochać i znaleźć tę właściwą osobę na całe życie? Czy też ci, którzy próbują (choć nie zawsze świadomie) im to udaremnić, doprowadzając ich sferę emocjonalną do „wrzenia” i udawanej dojrzałej miłości, zbudowanej w rzeczywistości na zbyt rozbujanych uczuciach? A później mamy rozwody i nieślubne dzieci. Bo ich emocje poniosły… .
Tak więc myślę, że po tym wyjaśnieniu, staje się jasne, iż popieranie świętowania walentynek jest niebezpieczne, nawet, jeśli robi się to w dobrej wierze i tłumacząc właściwy sens prawdziwej miłości. Problemem jest bowiem nie to, że głosimy prawdę, ale, że równocześnie dajemy potwierdzenie wiarygodności tego święta, zwłaszcza w kręgach ludzi słobo- lub całkiem nie wierzących (oni, nie znając prawdziwego podejścia katolickiego, przypiszą nam wszystkie najgorsze wypaczenia tego speudoświęta, łącznie z wybrykami seksualnymi itp.). Uwiarygadniając to święto dajemy też młodym Katolikom klucz do zafałszowania miłości, bo, chociaż nie można tego uogólniać, w taki sposób, żeby odnosić te słowa do wszystkich, to psychologia w kwestii emocjonalności wskazuje tutaj na wiele niebezpieczeństw, co do wyborów miłosnych i możliwości zaślepienia (mówienie o miłości - choćby prawdziwej - tego dnia potwierdza fakt, że jest to święto zakochanych, a tego należy właśnie się wystrzegać).
Powstaje więc zamęt na płaszczyźnie ogólnospołecznej, a to jest idealna sytuacja do działania dla szatana i upadłych aniołów. Najlepszym rozwiązaniem, jak uważam, jest zupełne odcięcie się od święta walentynek. Jako katolicy musimy być jednoznaczni. Nie możemy pozwalać, by wmawiano nam rzeczy, które są w swym najgłębszym znaczeniu sprzeczne z naszą wiarą, a nawet grożą współpracą z diabłem (jak wysyłanie kartek walentynkowych ku czci pogańskiej bogini) oraz - myślę, że raczej rzadko, ale to jest możliwe - napadami i opętaniami przez złe duchy. A media liberalne i komunistyczne cały czas próbują nas wprowadzać w tę pogańską tradycję. Nie pozwólmy im się zmanipulować! Nie dajmy się producentom gadżetów walentynkowych i sklepom „urobionym” za podpuszczeniem diabelskim oraz za namową ludzi zaślepionych kłamstwami złych duchów i chęcią bogacenia się za wszelką cenę.
Aby również jednoznacznie odpowiedzieć na postawione w tekście pytanie, jak chrystianizować to święto, trzeba przede wszystkim stwierdzić, na podstawie powyższych rozważań, że chrystianizacja będzie tu polegała na umiejętnym odcięciu się przez Katolików od świętowania dnia zakochanych. Przede wszystkim trzeba zmienić ideę świętowania dnia 14 lutego. Mamy wspaniałych Świętych, których tego dnia czcimy: Św. Cyryl i Św. Metody, Patroni Europy – jest to ich święto. A jeśli wspominamy Św. Walentego, to ze względu na fakt, iż patronuje on w Polsce chorym na epilepsję, dżumę, choroby psychiczne czy nerwowe. Co do opieki nad zakochanymi, powinni się zwracać w modlitwie o pomoc do swojego Anioła Stróża i prosić go, by wspólnie z Aniołem Stróżem osoby kochanej pomógł dokonywać słusznych wyborów. Aniołom wszak łatwiej się porozumieć niż ludziom, którym to utrudnia grzeszna ludzka natura. Jak też prosić Pana Boga, Matkę Bożą, Aniołów i Świętych.
Następnie wskazanym jest, co zresztą stale w różnych formach ma miejsce, pouczanie ludzi młodych w czasie rekolekcji lub Mszy Świętych (zwłaszcza niedzielnych młodzieżowych), jak też przez katolickie pisma dla młodzieży, o prawdziwej Miłości – tej Bożej - i miłości ludzkiej oraz o zagrożeniach związanych z błędnym jej rozumieniem (także zagrożeniami płynącymi ze świętowania dnia zakochanych, tzw. walentynek). To pouczanie powinno stać się również elementem wychowania w każdej wierzącej rodzinie.
Życząc wszystkim zakochanym szczęścia, oznaczającego znalezienie tej właściwej osoby i wypełnienie swojego życiowego powołania, proszę Pana Boga – licząc, że do tej prośby przyłączą się Czytelnicy - by pozwolił nam, Jego Dzieciom, minąć wszelkie zasadzki szatana i upadłych aniołów. Proszę też, niech Maryja, Matka Boża, która zdeptała głowę węża, oddali od nas, a szczególnie od zakochanych, wszelkie zło, zwłaszcza osobowe, i doprowadzi wszystkich bezpieczną drogą do Domu Ojca Niebieskiego.
Tomasz Wilczyński