„Pasja” Mela Gibsona – wobec kontrowersji
Chwalebna męka, śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa to wydarzenia fundamentalne dla istnienia świata. W Historii Zbawienia był to kolejny moment zwrotny, po stworzeniu kosmosu oraz człowieka na Ziemi. Człowiek potrzebował Odkupienia, żeby jego winy zostały zmyte przed Bogiem. A dokonać tego mógł tylko Bóg-Człowiek. Dziś również i my pozostajemy pod wpływem tych wydarzeń sprzed około dwóch tysięcy lat. Dzieło Odkupienia daje nam szansę na darowanie win i życie wieczne.

Istotą Pasji jest Miłość Jezusa
Opisy Biblijne największych dzieł w Historii Zbawienia stały się motywem wielu książek i filmów. Na szczególną uwagę zasługuje najnowsza filmowa wersja przedstawienia męki i śmierci Syna Bożego w reżyserii Mela Gibsona. Film „Pasja”, który wszedł na ekrany polskich kin niebawem po amerykańskiej premierze, jest wiernym ukazaniem wydarzeń biblijnych, wzbogaconych zwłaszcza o wizje mistyczki Sługi Bożej Anny Katarzyny Emmerich (1774 – 1824).
„Ojciec Święty Jan Paweł II na spotkaniu (…) w Niemczech (1 maja1987 r.) powiedział: <>. I to posłannictwo jest ważniejsze, niż wszystkie inne wyjątkowe cechy jej życia, ważniejsze niż dane jej objawienia prywatne, niż ekstazy i stygmaty. W tym poniekąd przygotowywała drogę orędziu miłosierdzia Bożego, które współczesnemu światu zostało na nowo przypomniane i ogłoszone przez św. Faustynę.
Aby skorzystać ze świadectwa <>, pozostawionego nam przez <> - s. Annę Katarzynę, nie można czytać jej rozważań, spisanych przez Klemensa Brentano, jak zwykłej relacji o okrutnym i niesprawiedliwym zabójstwie. Kto szukałby tylko dreszczu emocji w pogoni za sensacją – zawiedzie się. Istotą nie są tu bowiem szczegóły Pasji, nawet te, które zdają się ubogacać relacje Ewangelistów, ale MIŁOŚĆ JEZUSA ku wszystkim ludziom” (przedruk z części wstępnej do książki „Pasja opowiedziana przez Annę Katarzynę Emmerich”).

Zmaganie się o duszę świata
Do zarzutów wobec „Pasji” Mela Gibsona idealnie pasują słowa Ojca Świętego Jana Pawła II z książki „Przekroczyć próg nadziei” (wyd. 1994): „Wciąż na nowo Kościół podejmuje zmaganie się z duchem tego świata, co nie jest niczym innym jak zmaganiem się o duszę tego świata. Jeśli bowiem z jednej strony jest w nim obecna Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej strony jest w nim także obecna potężna anty-ewangelizacja, która ma też swoje środki i swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji. Zmaganie się o duszę świata współczesnego jest największe tam, gdzie duch tego świata zdaje się być najmocniejszy. W tym sensie Encyklika Redemptoris missio mówi o nowożytnych areopagach. Areopagi te to świat nauki, kultury, środków przekazu; są to środowiska elit intelektualnych, środowiska pisarzy i artystów” (str. 96).
Zmaganie to jest często zorganizowane, choć nieraz współuczestniczą w nim osoby niezorientowane. Wówczas może się okazać, że mimo najlepszych chęci, działają na szkodę ewangelizacji świata.

Dzieło sztuki dla duszy
Po „Pasji” Mela Gibsona człowiek zaczyna widzieć głębiej. Otwierają się przed nim duchowe obszary, do których trudno jest dotrzeć, żyjąc „z dnia na dzień”.
Czy jest to męka i śmierć Chrystusa według M. Gibsona? Zależy, co przez to będziemy rozumieć. Gibson, jako reżyser, nadał temu filmowi nową, artystyczną wymowę. Jak zauważył aktor J. Zelnik w dyskusji o „Pasji” (w TVP 2 dn. 19 kwietnia 2004), nawet sceny dobrze znane mogą być odkryte na nowo, gdy się je odpowiednio przedstawi i zagra. Oglądając film Gibsona można dostrzec, że właśnie te elementy zostały doprowadzone – śmiem tak to określić – do perfekcji filmowego profesjonalizmu (TW). J. Zelnik użył swoich argumentów wobec zarzutu słabej jakości artystycznej, zwłaszcza niektórych, scen filmu. To, czego słaby znawca sztuki – szczególnie sztuki religijnej – niedocenia, dla prawdziwego konesera jest godne wyjątkowej uwagi, bo nie można zwracać uwagi tylko na użyte środki wyrazu, ale również na sposób ich użycia (czy odegrania przez aktorów) oraz głęboką symbolikę religijną (w której gubią się zazwyczaj nieobeznani z nią twórcy zarzutów), z czym właśnie mamy do czynienia w tym filmie. Jest to więc wielkie dzieło sztuki. Ale oczywiście nie można przypisywać M. Gibsonowi żadnych zmian w treści Pasji Jezusa Chrystusa. Reżyser sięgnął do głębokich korzeni wiary. W jego filmie każda scena ma jakąś wymowę, ma głębokie znaczenie, oparte na przekazach Ewangelii, Tradycji Kościoła czy uznanych przez Kościół objawieniach prywatnych. On dał tu jedynie swój talent artystyczny, by znane fakty i symbole wiary ubrać w piękny kształt dzieła sztuki.
Można także napisać, że ta wersja przedstawienia Pasji Jezusa Chrystusa jest odpowiednia dla współczesnego człowieka. Dziś jesteśmy „bombardowani” dookoła mnóstwem ostrych bodźców, które jak granitowy topór tępią naszą wrażliwość emocjonalną i utrudniają wypływanie na głębiny ducha. „Pasja” Gibsona to wielkie dzieło sztuki ekranowej. Została ona nakręcona z wielkim wyczuciem, jako dzieło artystycznie wspaniałe, a jednocześnie prawdziwe, mocno zakorzenione w rzeczywistości. Sceny filmu są tak zobrazowane, by przenosić widza do środka wydarzeń. Dzięki wielkiemu kunsztowi twórczemu Reżysera również sceny męki i śmierci Chrystusa zachęcają do współuczestnictwa, gdyż w sposób wymowny, przesiąknięty sztuką najwyższej jakości, pokazują prawdę. Myślę, że trzeba nie znać się na sztuce albo być jakoś uprzedzonym do tego filmu (bo przecież media liberałów i komunistów zrobiły ostrą nagonkę na ten film), żeby nie zauważyć wielkiego artyzmu tej „Pasji”.

Od strony duszy
Wrażliwość na wartości, jakie ukazuje „Pasja” M. Gibsona można rozpatrywać od dwu stron. Najpierw wejdźmy w nią od strony duszy. Od strony duchowego przeżywania Męki Pańskiej. To jest właściwe spojrzenie. Kiedy w nią naprawdę wchodzimy, współodczuwamy cierpienia razem z Chrystusem, widzimy to wszystko, co miało miejsce w czasie Drogi Krzyżowej Pana Jezusa, widzimy oczami duszy. Te odczucia, jeśli są prawdziwe, będą sto, tysiąc, miliard razy mocniejsze od scen, które zostały przedstawione w filmie Mela Gibsona. Ale trzeba być rzeczywiście wierzącym człowiekiem, aby tego doświadczyć. By współodczuwać z Maryją, Matką Bożą. Jak Ona cierpiała, kiedy zabijano – na Jej oczach – ukochanego Syna.
I spojrzeć na mękę Pana. Wejść w nią jak najgłębiej (tego filmu nie można po prostu obejrzeć, trzeba go sobie przypominać i do niego powracać – do męki Pańskiej). Odczuć razem z cierpiącym Chrystusem – na ile tylko po ludzku potrafimy – cały ciężar biczowania i Krzyża, w którym niósł wszystkie grzechy świata. Odczuć atak całego piekła, które rzuciło się wtedy na Pana. Rzuciło się na „bezbronnego” Boga, który z miłości do ludzi stał się bezbronny, posiadając wszelką moc i wiedzę, by do tego nie dopuścić.
Film Gibsona jest, w porównaniu z takimi przeżyciami duchowymi, bardzo łagodny. Ale jego wartością jest to, że zbliża nas lepiej do prawdziwego przeżycia mistycznego, duchowego niż wszystkie dotychczasowe ekranizacje męki Pańskiej.
Kiedy naprawdę przeżywamy Drogę Krzyżową, powinniśmy ją kończyć zmęczeni. Utrudzeni dźwiganiem Krzyża razem z Jezusem Chrystusem. Powinniśmy ją zakończyć wyczerpani walką duchową z piekłem, z demonami, które właśnie próbują nam wmawiać, że męka Pańska to takie „nic”, że to wcale nie było takie straszne i nie trzeba się tym zbytnio przejmować, że trzeba całą tragedię męki i śmierci Syna Bożego przedstawiać jak najłagodniej, żeby sobie tylko nikt nie uświadomił, co było naprawdę przyczyną odkupienia grzechów ludzkich, żebym tylko nie myślał (a), że moje grzechy sprawiły Panu Bogu prawdziwy ból – i to ból przekraczający wszelkie możliwe wyobrażenia. Bo to przecież nie sami ludzie, ale i piekło przyczyniło się do takiego oszpecenia Pana, a upadli aniołowie mają naprawdę dużo większą wyobraźnię w zadawaniu cierpienia niż ludzie, którzy słuchali ich podszeptów.
Diabeł stara się, żebym nie poznał prawdziwej głębi męki Pańskiej przede wszystkim dlatego, abym nie poznał prawdziwej tragedii mojego grzechu. Razem z diabłem próbują ośmieszyć prawdę o męce Pańskiej wszyscy wrogowie Kościoła Katolickiego. Należą do niech również ci, którzy krytykują „Pasję” Mela Gibsona za jej rzekomy nadmiar przemocy. No cóż, ateiści i innowiercy – trudno. Trzeba tylko mieć nadzieję, że jednak ten film coś w nich zmieni, poruszy, nawróci (bo na siłę nikt nie zejdzie z fałszywej drogi życia). Ale jeśli katolicy twierdzą, że ten film jest zbyt brutalny, to znaczy, że nie mają, tak naprawdę, żadnego pojęcia o istocie religii, którą (jak twierdzą) wyznają.
W części drugiej omówimy podejście do „Pasji” Mela Gibsona od strony doczesnej. /cdn./

Tomasz Wilczyński