PRACA I MORALNOŚĆ
Część 1: Zagrożenia moralne pracy
Żadnemu Katolikowi nie wolno podejmować pracy, która zakłada niemoralne warunki jej wykonywania lub jakiekolwiek propagowanie zła, choćby pośrednio. Zwolnić go z tego obowiązku może tylko zagrożenie życia lub poważne zagrożenie zdrowia (więc ostatecznie i życia) własnego oraz osób będących na utrzymaniu danej osoby – przy braku możliwości znalezienia innej pracy. Zasada ta obowiązuje na tej samej zasadzie, na której w sytuacji zagrożenia życia głodem wolno ukraść, bez winy moralnej – i nie jest to bynajmniej, jak chcą liberałowie, konieczność odstąpienia od Prawdy, gdyż właśnie w porządku Prawdy życie ludzkie stoi wyżej w hierarchii ważności niż zasada własności. Nie wolno jednak tej hierarchii zasad naciągać. Chcąc z niej korzystać, zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku, trzeba posiadać odpowiednią wiedzę religijną, całkowity brak możliwości zdobycia pracy i pieniędzy drogą uczciwą (także poprzez prośbę o jałmużnę) oraz czyste sumienie. Są wyjątkowe sytuacje, które nie naruszają norm etycznych, choć literalnie stanowią ich przekroczenie, jak np. praca w niedzielę w szpitalach, aptekach czy Domach Pomocy Społecznej albo w lokalach gastronomicznych, ale tu zajmiemy się rzeczywistym przekraczaniem norm moralnych, a więc powodującym zaciąganie grzechu.
Gdy więc…
…na przykład…
…pracodawca zakłada konieczność pracy również w niedziele, Katolikowi nie wolno podjąć takiej pracy, gdyż będzie wówczas trwał w stanie grzechu. Tylko powyższa sytuacja zagrożenia może go zwolnić z winy moralnej. Dlatego trzeba dobrze przemyśleć, czy dana praca jest dla nas dozwolona moralnie. Podobnie, gdy ktoś chce podjąć pracę np. w drukarni, drukującej m.in. zboczone, pornograficzne gazety - których dziś przeżywamy wprost zalew w kioskach z gazetami - albo w jednym z kiosków, bez możliwości rezygnacji ze sprzedaży tego typu niemoralnych publikacji.
Grzechem jest także kupowanie przez Katolików zboczonych gazet, bo wtedy, obok łamania szóstego Przykazania, wspieramy finansowo struktury zła – grzeszy również ten, kto np. kupuje czy sprzedaje inne niebezpieczne moralnie gazety, jakNie, głoszące niemoralne poglądy, lub antyklerykalne, wrogie z założenia Kościołowi Rzymsko-Katolickiemu, Faktyi mity. Kupno takiej gazety, nawet przez osoby nie zgadzające się z zawartymi tam treściami, jest bowiem finansowym wsparciem demoralizacji różnego rodzaju oraz, dzięki temu wsparciu, umożliwieniem wydawania kolejnych numerów tego typu publikacji w takim samym lub większym nakładzie.
Kolejne rządy nie zmieniają tej sytuacji – ani komunistom, ani liberałom nie zależy na usunięciu tych diabelskich (pośrednio lub bezpośrednio) publikacji - zarówno walczących z Prawdą jak i pornograficznych. Odnośnie tych pierwszych powodem jest albo wspieranie zła, albo źle pojęta tolerancja, tolerancja dla zła – a więc grzech. Co do tych drugich, to najwyraźniej sami rządzący są w większości zboczeni i nie chcą pozbawić się tych zabójczych rozrywek (prowadzących do upadku moralnego w każdej dyscyplinie życia, do rozkładu emocjonalnego, a ostatecznie do gwałtów i morderstw na tle seksualnym). A być może zostali przekupieni, by takie zboczone gazety dopuścić do sprzedaży.
Skandalem jest funkcjonowanie tzw. agencji towarzyskich i night-clubów oraz seks-shopów. Istnienie tych instytucji świadczy o tym, że prawdziwi Katolicy nie mają tak naprawdę nic do powiedzenia w polskim rządzie. Godne potępienia są też imprezy typu striptiz czy taniec erotyczny, a reklamy takich zboczeń miały miejsce także w Olkuszu! W jednym z lokali odbywały się – według ogłoszeń - takie właśnie demoralizujące działania. Nawet w dniu, w którym umarł Ojciec Święty Jan Paweł II planowany był, jak podały ulotki na tablicach ogłoszeń i reklama w „Przeglądzie Olkuskim” (o zgrozo!), striptiz męski (ps. „ów „Przegląd” poświęcił później całą pierwszą stronę pamięci zmarłego Ojca Świętego - to bardzo mu się chwali - i można by pomyśleć, że pracownicy naprawdę zmienią sposób przyjmowania reklam, gdyby nie późniejsze przyzwolenie na umieszczenie reklam przez lokale specjalnie akcentujące wyjątkowe „promocje” na dyskotekach w piątki, dzień postu i śmierci Jezusa Chrystusa – źródła prasowe, zarejestrowane, działają zgodnie z prawem państwowym i to ono jest tu głównym winowajcą nadużyć! - a raczej twórcy tego prawa; jakkolwiek winni są jednocześnie wszyscy, którzy grzeszą publicznie i trzeba przed tym ostrzegać, by nie zatracić wrażliwości moralnej). Katolik musi dziś bardzo uważać, by nie uwikłać się z w struktury zła. Pisząc o zagrożeniach, mam nadzieję, że wierni Kościoła Katolickiego podejmą refleksję nad problemami moralnymi.
Nie wiem czy się odbył powyżej omawiany striptiz, ale właściciele lokalu i organizatorzy nie zmienili się raczej po odejściu Papieża Polaka do Domu Ojca, gdyż już po tym wydarzeniu reklamowali na tablicach ogłoszeń tańce erotyczne. Takie imprezy świadczą o upadku moralnym; winę ponoszą tu – grzeszą - zarówno organizatorzy, wykonawcy jak i widzowie. A z pewnością świadczą o tym, że wielkie Rekolekcje Umierania Jana Pawła II niewiele im dały do zastanowienia. Myślę, że władze Olkusza powinny zainteresować się tą sprawą i, jeśli to możliwe, jak najszybciej doprowadzić do likwidacji tego lokalu - gniazda demona nieczystości - w naszym mieście.
Z kolei przed niedzielą Wniebowstąpienia Pańskiego pojawiły się, a raczej opanowały Olkusz, ogłoszenia innego lokalu naszego miasta (w którym właściciele zmieniali się już kilkakrotnie). Całe centrum i okolice Srebrnego Grodu zostały wprost „otapetowane” plakatami, przyczepionymi do okropnie wyglądających płyt z dykty, na niemal każdym słupie. Reklamowano na nich sprzedaż dywanów w tę właśnie niedzielę, Dzień Pański, 8-go maja. Ciekaw jestem kto tym wrogom Kościoła Katolickiego wydał pozwolenie na tak demoralizujące społeczność naszego miasta przedsięwzięcie?! Gdzie były władze miasta w te dni, władze, które chętnie pokazują się w kościele na Mszach Świętych np. w Uroczystość NMP Królowej Polski czy w rocznicę Zbrodni Katyńskiej (co im się chwali), a nie potrafią powstrzymać tak wielkiej akcji propagandowej, wrogiej Kościołowi?! Czy nie mieli nic do powiedzenia? Trzeba tu oczywiście zaznaczyć, że grzech ponosili zarówno ci, którzy ten niedzielny handel organizowali, reklamowali, wydawali nań zezwolenie (jeśli takie wystawiono) oraz – jeżeli tacy byli – kupowali.
Odpowiedzialność moralna jest…
Grzeszą też ci, którzy dopuszczają i realizują reklamy piwa (po których drastycznie wzrosło jego spożycie w Polsce) czy innych alkoholi oraz wprowadzający do reklam elementy erotyczne i tworzący sztuczne potrzeby u nabywców (reklama ma informować o towarze, a nie zmuszać do zakupu metodami manipulacji psychologicznej). Grzeszą ci, którzy przyjmują i drukują w ogólnopolskich mediach i lokalnych gazetach niemoralne reklamy, zamiast zastrzec, że nie drukują niemoralnych ogłoszeń. Czy to zbyt wiele jak na Katolika?! Jak na człowieka przyzwoitego?! Tymczasem zamiast tego ludzie o totalnie zagłuszonych sumieniach piszą, że nie ponoszą odpowiedzialności za treść drukowanych ogłoszeń i wydaje im się, że są moralnie usprawiedliwieni (gdy chodzi o wiarygodność ogłoszenia, to zrozumiałe, ale moralnej odpowiedzialności nie da się uniknąć). Nie chcą zrozumieć, że odpowiedzialności moralnej nie da się przerzucić na innych. Każdy, kto przykłada rękę do grzechu, ponosi winę moralną (to dotyczy też powyżej omawianych reklam w lokalnym piśmie olkuskim – jakkolwiek piszę tu tylko o winie obiektywnej, subiektywnie każdy musi sam określić swoją sytuację moralną). Zwolnić go z zaciągnięcia grzechu może tylko zagrożenie życia – własnego lub innych, ze wszystkimi moralnymi uwarunkowaniami (jw.). Oczywiście tu główną winę ponoszą ustawodawcy, a więc władze państwowe. To oni przymykają oczy na niemoralne ogłoszenia i nie wprowadzają konsekwencji karnych za tego typu nadużycia. Nie da się przerzucić odpowiedzialności moralnej za drukowane ogłoszenie tylko na tego, kto się reklamuje. Grzech to nie jest pojęcie wirtualne. On powstaje w konkretnych okolicznościach poprzez podejmowanie konkretnych decyzji woli. Jeśli ktoś twierdzi, że nie ponosi moralnej odpowiedzialności za drukowane ogłoszenie, ten tym samym stwierdza, że jest zniewolony! W wolnym państwie, w jakim żyjemy jedyna formą zniewolenia powinien być nałóg. Ale i z tym powinniśmy walczyć jako Naród, wspólnie, nie pozostawiając chorych samym sobie. Zatem, czy redaktorzy gazet reklamowych (i innych zamieszczających ogłoszenia) są w jakimś dziwnym nałogu demoralizacji czy też są zniewoleni przez pracodawców? A kto zniewolił pracodawców? Czy im ktoś kazał ustanawiać niemoralne przepisy reklamowania? Moralność katolicka w tym względzie jest jasna i oczywista. Tylko ostatecznie zagrożenie życia – odpowiedzialnie przewidziane (bez nadużyć w żadną stronę!) - pozwala, by pracownik bez winy moralnej mógł pozostawać w niemoralnym stosunku pracy.
Grzeszą producenci, hurtownicy i sprzedawcy papierosów oraz wszyscy, mający jakikolwiek wpływ na to, że narkotyki papierosowe są wprowadzane do oficjalnego obiegu – a wiec i politycy. Wszak naukowcy już dawno odkryli, że papierosy nie tylko szkodzą bezpośrednio lecz są też substancjami narkotycznymi, uzależniającymi, czyli trzeba je nanieść na listę narkotyków i zakazać, tak jak zakazane są wszystkie pozostałe narkotyki. Nie jest też prawdą, że palenie uspokaja. Papierosy (podobnie jak inne narkotyki!) powodują tylko przeniesienie problemów do podświadomości, co sprawia, że problem nie zmniejsza się lecz narasta, a palacz chcąc go zagłuszyć, nawet bez bezpośredniej świadomości istnienia problemu, pali coraz więcej.
W kwestii zatrudnienia zagrożeniem są też wszelkie wpływy magii czy okultyzmu. Jakkolwiek upadli aniołowie starają się wywierać negatywny wpływ na owoce każdej ludzkiej pracy, to służenie im bezpośrednio jest już rzeczywistym buntem przeciw Panu Bogu. Ludzie, którzy temu ulegają, jak np. bioenergoterapeuci, wróżki, astrolodzy, okultyści, czyli osoby kierujące się diabelskimi mocami, opowiadają się, pośrednio czy bezpośrednio, po stronie zła, sprzeciwiają się Bogu.
* * *
Wszystko, co napisałem i napiszę w tym artykule nie ma na celu pozbawienia kogokolwiek dobrego imienia. Grzech jest sprawą indywidualną i tylko poszczególne osoby mogą określić swój osobisty stosunek do winy moralnej. Liczę, że tak zrobią. Podając tytuły gazet (gdyż tu mamy wszystko jasno wydrukowane) oraz pisząc o niemoralnych wydarzeniach publicznych w Olkuszu chodziło mi jedynie o ukazanie struktur grzechu, których twórcami są konkretni ludzie, ale nie mi oceniać którzy ludzie. Nie zamierzam bowiem nikogo z tego miejsca oskarżać o cokolwiek. Pragnę, by wszystkich ludzi zjednoczyła Prawda Chrystusowa, zwłaszcza dziś, po śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II, który zawsze dążył do jedności, ale także zawsze przypominał wymagania Ewangelii, bez których nie zbudujemy ani demokracji, ani wolności ani szczęścia wiecznego.
Innym problemem jest dziś znikoma świadomość wiedzy religijnej wśród samych Katolików. Tymczasem problem moralności pracy zawodowej jest niejednokrotnie bardzo złożony. Wchodzą tu w grę różne zasady etyki katolickiej, opartej na Piśmie Świętym i nauczaniu Magisterium Kościoła. Dlatego właśnie tak ważne jest, aby bardzo uważać zarówno przy organizowaniu miejsc pracy, jak i poszukiwaniu odpowiedniej pracy oraz wykonywaniu jej. Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże i tylko realizując Słowo Boże potrafi się spełnić życiowo.
W Liście Episkopatu Polski na temat bezrobocia czytamy m.in.: „Po dwunastu latach przemian systemowych w Polsce musimy stwierdzić, że wielu ludzi odpowiedzialnych za kształt życia publicznego bezkrytycznie uwierzyło, że upadek marksizmu oznacza automatycznie powstanie sprawiedliwego społeczeństwa oraz zaufało mechanizmom wolnorynkowym, które we wszystkich dziedzinach miały zagwarantować dobro każdego i wszystkich. W miejsce ideologii kolektywnej pojawiła się wypaczona wersja liberalizmu, która przekształciła się w liberalną ideologię, głoszoną często w jej zwulgaryzowanej formie, ujmującej rzeczywistość niemal wyłącznie w kategoriach ekonomicznych. W ten sposób niezbędny dla kraju rozwój utożsamiano jedynie ze wzrostem gospodarczym”. W Liście czytamy też: „Państwo ma prawo i obowiązek interweniować” dla dobra wspólnego „w sytuacji niesprawiedliwego podziału i dystrybucji pracy”. „Świat pracy potrzebuje ludzi prawego sumienia”. A także: „Zysk nie jest jedynym regulatorem życia przedsiębiorstwa; obok niego należy brać pod uwagę czynniki ludzkie i moralne, które z perspektywy dłuższego czasu okazują się przynajmniej równie istotne dla życia przedsiębiorstwa”.
* * *
PS. Ludzie zboczeni z nowego gniazda demona nieczystości w naszym mieście (bo o starym gnieździe pisałem kilka lat temu) znów dali o sobie znać (pisałem o nich powyżej). Nic ich nie nauczyło odejście do Nieba Ojca Świętego Jana Pawła II. Ponownie ogłaszali na plakatach, że w piątek 20 maja miał się odbyć striptiz męski (to samo, co zapowiadano na dzień śmierci Papieża). Uważam, że władze miasta Olkusza mają moralny obowiązek zamknąć to gniazdo nieczystości, tym bardziej, że ci chorzy na seksualne uzależnienie ludzie (bo jakże ich inaczej nazwać!), próbujący z nałogu seksualnego zrobić normę społeczną, zajmują lokal w centrum naszego miasta i wciąż serwują Olkuszanom nowe niemoralne propozycje grzesznych rozrywek (nie tylko przeciw szóstemu Przykazaniu Bożemu!, ale np. dyskoteki w piątek, dzień pokuty z powodu śmierci Jezusa Chrystusa – gdy Przykazanie Kościelne zabrania urządzania zabaw w tym dniu; jak i w Wielkim Poście).
Część 2: Uczciwość wobec Stwórcy
Współczesny świat jest często uzależniony od działań korupcyjnych. To utrudnia, a nieraz nawet uniemożliwia zmniejszenie bezrobocia, jak też możliwość znalezienia uczciwej pracy przez Katolików.
W pierwszej części poruszyłem temat moralności w miejscu pracy, dotykając wielu przykładów odchodzenia od właściwych zachowań. Nie da się budować zdrowego państwa demokratycznego bez wartości, o czym przypomniał Ojciec Święty Jan Paweł II, gdy przemawiał do polskich parlamentarzystów w sejmie. Wielu próbowało wypaczać jego słowa, umniejszając ich znaczenie, albo wprost ograniczając do jednego sformułowania: tolerancji – a do tego rozumianej jako folgowanie wszelkiemu złu moralnemu w imię źle pojmowanej wolności. I chociaż są wyjątkowe sytuacje, które nie naruszają norm etycznych, choć literalnie stanowią ich przekroczenie, jak np. praca w niedzielę w szpitalach, aptekach czy Domach Pomocy Społecznej albo w lokalach gastronomicznych, to próba gwałcenia zasad Prawa Bożego zawsze ostatecznie obraca się przeciw człowiekowi (w sytuacjach wyjątkowych, jak np. powyższe, zasady te są zachowane).
Propozycje korupcyjne
Innym poważnym problemem są zachowania niemoralne w pracy i w związku z wykonywaną pracą, także pomimo tego, że same warunki pracy odpowiadają katolickim normom etycznym. Zacząć należy od zachowań korupcyjnych, które dziś przeżerają wprost naszą sferę gospodarczo-polityczną i wnikają w mentalność społeczną wielu środowisk, także ludzi nazywających się katolikami.
Za grzech korupcji odpowiada moralnie ten, kto w sposób nieuczciwy, naruszający normy współżycia społecznego i Prawo Pana Boga bierze i ten kto w taki sposób daje określone dobro - łapówkę lub przedstawianą inną propozycję korupcyjną. Odnośnie dającego, sytuacja zagrożenia życia może jednak nieraz spowodować, że mieszkaniec skorumpowanego państwa (jak np. komunistycznego PRL-u), wręczając łapówkę nie ponosi moralnej winy, jakkolwiek musi tu zaistnieć sytuacja bezwzględnej konieczności (postawa heroizmu w takiej sytuacji jest dobrowolna; podjęcie jej w sposób odpowiedzialny stanowi o wyjątkowej świętości). W systemach demokratycznych obywatel danego kraju nie grzeszy, jeśli jest zmuszony do korupcji pod groźbą utraty życia, lecz sytuacja taka trwa tylko do momentu unieszkodliwienia agresora (powstałe zło trzeba odpowiednio naprawić).
Trzeba jednak pamiętać, że są to wyjątki. Mieszkańcy wolnego państwa, wobec propozycji korupcyjnych, zazwyczaj mają wybór. W takiej sytuacji osoba wręczająca łapówkę - czy inną propozycję korupcyjną – grzeszy podwójnie: po pierwsze występuje przeciw cnocie uczciwości oraz narusza właściwy podział własności przedmiotów, dóbr czy usług; po drugie gorszy otrzymującego łapówkę (zwłaszcza, gdy ten dotąd ich nie przyjmował) i występuje przeciw miłości bliźniego. Zgorszenie to może spowodować albo złamanie człowieka słabej wiary i początek przyjmowania przez niego łapówek, albo ogólne osłabienie moralne z akcentem na brak wzajemnego zaufania.
To samo dotyczy przyjmującego łapówkę czy inną propozycję korupcyjną – lub domagającego się jej. Obok naruszenia cnoty uczciwości (jak wyżej) gorszy on (jeszcze bardziej) dającego łapówkę, współtworząc w perspektywie społecznej struktury grzechu - które oznaczają, że wiele osób popełnia te same grzechy, co nikogo z nich oczywiście nie zwalnia z odpowiedzialności moralnej ani nie zmniejsza nikomu ponoszonej winy; wręcz przeciwnie, wina wzrasta wraz ze wzrostem ilości osób niejako współgrzeszących - każdy kolejny „twórca” struktur grzechu ponosi też bowiem winę za uspołecznienie i popularyzację grzechu, którego struktury buduje.
Formy korupcji
„Wymienia się trzy podstawowe formy korupcji: urzędniczą, komercyjną i polityczną”. W pierwszym przypadku urzędnik domaga się (bezpośrednio lub „domyślnie” – że tak trzeba) korzyści lub przyjmuje ją w zamian za wykonanie tego, co do niego należy w związku z wykonywaną pracą (np. niesłuszne uprzywilejowanie kogoś – przyp. TW) lub niezgodnie z obowiązującą go pragmatyką służbową, wewnętrznymi przepisami instytucji albo normami prawa. „O korupcji komercyjnej można mówić wtedy, gdy przedsiębiorcy, handlowcy lub ludzie biznesu przekupują urzędników lub przedstawicieli władzy, aby zapewnić sobie korzystne warunki działania. Korupcja polityczna to przekupywanie najrozmaitszymi sposobami wyborców przez polityków w celu uzyskania ich poparcia. Puste i bezpodstawne obietnice kogoś, kto ubiega się o wysoki urząd państwowy, są uznawane za formę korupcji politycznej. Inną formą korupcji politycznej jest dostosowywanie głoszonych poglądów do audytorium, przed którym polityk występuje. Prawo znacznie rzadziej ingeruje w korupcję polityczną niż w dwie pozostałe” jej odmiany. A Ojciec Święty Jan Paweł II w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju 1997 r. nawoływał do polityków: „Nie stawiajcie na pierwszym miejscu osobistych korzyści, ulegając pokusie korupcji, a nade wszystko rozstrzygajcie najtrudniejsze nawet problemy na drodze pokoju i pojednania”. Z punktu widzenia moralnego korupcja godzi w sprawiedliwość rozdzielczą. Skala nadużyć rozciąga się od nielegalnych transakcji, pozornie drobnych nadużyć, jak naciąganie recept na medykamenty, piractwo fonograficzne i inne, niedozwolone kasyna (które zawsze są czymś złym – przyp. TW), spekulujące giełdy, gry hazardowe, przemyt, po nadużycia na skalę przemysłową, oszustwa celne i podatkowe, handel narkotykami i prostytucję, a na niepraworządnym dochodzeniu do władzy, nadużywaniu piastowanych urzędów czy obchodzeniu obowiązujących reguł w sprawowaniu urzędów kończąc. Pamiętać trzeba, że liberalistyczno-modernistyczny zamach na wrażliwość moralną, na kategorie etyczne zakłada, że przestrzeń międzyludzka, społeczna ma zachować charakter nijaki, pusty, ma nie podlegać jakimkolwiek ocenom moralnym. Przy takim podejściu upada jednak uznawanie dobra wspólnego i wszelkich zasad społeczno-moralnych (powyższy akapit na podst. książki: „Korupcja. Problem społeczno-moralny”, praca p. red. Ks. Alojzego Marcola, Wydawnictwo Św. Krzyża; cytat z wypowiedzi Jana Pawła II: „Orędzia Ojca Świętego Jana Pawła II”, tom I).
Nie da się zatem żyć w świecie likwidując wszelkie normy etyczne, obowiązujące wszystkich ludzi. Im więcej wspólnych norm etycznych przestrzega społeczeństwo, tym wyższy poziom życia osobowego reprezentuje - a więc życia, w którym szanuje się człowieka, jako osobę ludzką, a nie jako np. narzędzie pracy lub przedmiot pożądania seksualnego. Zachowanie podmiotowości człowieka, traktowanie go z pełną godnością osoby ludzkiej, Dziecka Bożego, wymaga, aby każdy człowiek realizował w pełnym wymiarze wszystko to, co wynika z przełożenia ogólnych norm etycznych na szczegółowe odniesienia praktyczne. To przełożenie musi się jednak dokonywać w oparciu o ścisły system zależności moralnych. Brak użycia tego systemu w przekładaniu ogólnych norm etycznych na codzienność życia sprawia, że wielu Katolików błędnie interpretuje wymagania moralne i całe nauczanie Jezusa Chrystusa. Ten błąd sprawia też, że nie potrafimy wcielać w życie nauk Ojca Świętego Jana Pawła II, co dziś jest często spotykane.
Dodatkowo, po śmierci Papieża Polaka, która stała się wielkimi Rekolekcjami Umierania, zabrakło nieraz elementu czujności wobec zła. A pamiętać musimy, że czas żałoby po Ojcu Świętym, obfitujący w wiele nawróceń i zrywania z grzechem, to był także czas porażki szatana (jako osoby, ale pisany z małej litery, gdyż czyste zło nie zasługuje na dużą literę – TW). A szatan i inni upadli aniołowie tak łatwo nie rezygnują. Po wypędzeniu chcą wrócić, a gdy nie znajdują miejsca, wówczas zbierają inne złe duchy i wspólnie próbują człowieka z powrotem nakłaniać do zła. Taki jest sposób działania diabła, który mamy opisany w Piśmie Świętym. Obalić złe moce możemy tylko prawdziwym nawróceniem, wiernym trwaniem przy Panu Bogu i czujnością wobec kuszącego nas zła (dobrze, gdy opanujemy rozeznanie duchowe, na podst. np. „Ćwiczeń Duchownych” Św. Ignacego Loyoli).
Część 3: Wypaczone teorie w pracy zawodowej
Jak wcześniej zauważyłem, przy wysokim bezrobociu w Polsce nie toczy się wcale dyskusja na temat moralności w pracy. Wiele sekt i grup parareligijnych wykorzystuje tę sytuację, utrudniając nam życie w miejscu pracy, a nieraz nawet czyniąc je trudnym do zniesienia. Podobnie zachowują się niektórzy ateiści oraz ludzie zagubieni religijnie. A przecież prawda jest taka, że praca zawodowa zbliża nas do Pana Boga i Jego Królestwa w Niebie albo od Niego oddala. Może być miejscem zbawienia lub potępienia wiecznego. Ostatecznie także rozwiązanie kwestii bezrobocia jest uzależnione od wierności normom moralnym.
Wszystko zależy od nas. Czy będziemy w imię praw rynku zapominać o prawach człowieka? – przed czym ostrzegał Ojciec Święty Jan Paweł II w Sosnowcu (1999 r. /„VII pielgrzymka Jana Pawła II do Ojczyzny”/). Czy pozwolimy się zniewolić ludziom owładniętym diabelskimi pokusami niszczenia prawdziwego dobra? Czy też staniemy się prawdziwymi współpracownikami Pana Boga, którzy rozsądnie gospodarują powierzonym im w zarząd światem (a może kiedyś jakąś częścią wszechświata?).
Praca a sekty
Problemem, na który rzadko dziś zwraca się uwagę jest praca zawodowa członków różnych sekt, zwłaszcza w zakładach, gdzie pracuje większa grupa pracowników lub istnieje inna forma wywierania wpływu na poszczególne osoby i społeczeństwo. Zazwyczaj wszelkie trudności z tym związane próbuje się przerzucić na prywatne stosunki pracownicze, ale to nie jest właściwe podejście, gdyż mamy tu niejednokrotnie do czynienia z przestępstwem łamania pracowniczych praw człowieka. Szczególnie niebezpieczne jest zajmowanie wyższych stanowisk przez osoby należące do sekt (a także osoby wierzące w nie istnienie Boga, wierne zasadom jakiejś odmiany ateizmu wojującego). Takie stanowisko wzmacnia pozycję sekty, ruchu w społeczeństwie – a raczej w jego zlaicyzowanej części – i pozwala na dyskryminację osób nie należących do grupy (w sektach nie istnieje pojęcie ekumenizmu i nie ma prawdziwej wolności). Trzeba też uważać, by miejsce pracy nie stało się terenem werbunku do sekty.
Wśród wielu niebezpiecznych ruchów religijnych wymienia się choćby sekty: scjentologów, masonerii, Świadków Jehowy, a także cały sekciarski ruch New Age (ten ostatni posiada wielu zwolenników, ale jest często mało zdoktrynowany przy dużej różnorodności, przez co niejasny, nawet dla wielu jego członków – i wewnętrznie sprzeczny). Szczególne zagrożenie stanowią sekty przepełnione nienawiścią do Kościoła Rzymsko-Katolickiego i walczące z nim - przez co widać bezpośredni ich związek z szatanem (jego osobę piszę z małej litery, gdyż jest on czystym złem). Do takich sekt należą np. sataniści, masoni i ŚwiadkowieJehowy. Każda grupa religijna wyznająca prawdziwego Boga nie szuka z nikim wojny, ale pragnie pokoju ze wszystkimi. Tymczasem, przykładowo, Świadkowie Jehowy ostentacyjnie opowiadają się przeciwko zbrojeniom, lecz z jeszcze większą siłą i z nienawiścią walczą z naszym Kościołem. Gdyby się wyzbyli tej nienawiści, z pewnością dostrzegliby, że nie tylko oni są ludźmi, że nie tylko oni pragną pokoju i miłości na świecie (pytanie: co te słowa dla nich znaczą?!), ale wtedy zapewne musieliby rozwiązać sektę (zbudowaną na tej nienawiści!).
Obok powyższych grup do wielkich nadużyć moralnych dochodzi w sektach ekonomicznych, jak np. Amway. Niezależnie od tych ruchów, opartych na strukturach ekonomiczno-doktrynalnych, wiele sekt prowadzi działalność handlową, związaną z funkcjonowaniem sekty na polu społecznym, a zwłaszcza medialnym (sprzedaż książek, gazet sekty itd., czasem nachalne rozdawnictwo), np. sekty: Hare Kriszna czy Świadkowie Jehowy. Imperium ekonomiczne tworzy sekta Moona - Kościół Zjednoczenia.
Praca wobec New Age - itd.…
Szczególnie niebezpieczny, zwłaszcza w świecie mediów jest sekciarski ruch New Age, dla którego: „nowoczesna technika jest narzędziem propagandy i nowym mitem” (z książki: „Drogami sekt” , Ks. Profesora Andrzeja Zwolińskiego). „Ze względu na to, że ruch New Age tak bardzo koncentruje się na komunikacji z naturą i kosmicznej znajomości uniwersalnego dobra – negując tym samym objawione treści wiary chrześcijańskiej – nie może być on postrzegany jako pozytywny lub nieszkodliwy (z dokumentu Stolicy Apostolskiej: „Jezus Chrystus dawcą wody życia. Chrześcijańska refleksja na temat New Age”, Papieska Rada Kultury, Papieska Rada do spraw Dialogu Międzyreligijnego).
Duże zagrożenie społeczne stanowi muzyka New Age (z dala trzeba się trzymać od każdej niebezpiecznej formy muzyki, nie tylko New Age, rzecz jasna, a przede wszystkim od tej najgorszej, czyli satanistycznej), jak też filmy, zwłaszcza z gatunku science-fiction – tzn. te z nich, które zawierają treści New Age. Często nawet się nad tym nie zastanawiamy, że np. pewne poglądy w sadze „Gwiezdnych wojen” idealnie pasują do tego nurtu. A filmów takich jest więcej (Ks. Prof. Zwoliński w powyższej książce, obok przytoczonej sagi, wymienia m.in.: „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, „E. T.”, „Odyseja kosmiczna 2000”, „Wojownicze Żółwie Ninja”, „Niekończąca się historia”, „Indiana Jones i świątynia potępienia”, „2001”, „2010”, „Odmienne stany świadomości”). Władza nad produkcją twórczości filmowej i mediami skupiona głównie, zarówno w rękach wyznawców sekciarskiego ruchu New Age jak i różnych niedowiarków, liberałów itp., sprawia, że dziś z wielkim trudem przebija się twórczość ludzi mających grzbiet moralny, prawdziwych Chrześcijan.
Jakkolwiek pofantazjować zawsze można, to dobrze jest uważać, żeby nasze fantazjowanie nie okazało się jakąś diabelską rzeczywistością duchową. I oczywiście nie przesadzajmy z tym uciekaniem w świat nierealny, gdyż to grozi zaniedbaniem tego, co jest rzeczywiste i wymaga od nas jasnej, konkretnej i odważnej postawy wiary. Nadmierna fascynacja fikcją może nawet stać się nieraz powodem tworzenia fikcji duchowej.
A spójrzmy, kto tworzy muzykę i filmy z wątkami New Age? Czy ci ludzie potrafiliby połączyć te swoje wizje z np. życiem parafii, do której – przynajmniej terytorialnie – należą? Gdzie tam jest miejsce na Pana Boga i całą rzeczywistość duchową? Przecież jeśli Katolik chce pofantazjować, to nawet tam musi pamiętać, że w każdym wyobrażeniu musi być miejsce na Stwórcę, na prawdę, która od Niego ostatecznie pochodzi, a bez Niego nic by nie istniało. I oczywiście człowiek wierzący nie może szerzyć zgorszenia swoją fantazją. A to dziś może się okazać często trudniejsze niż nam się wydaje. Dla chrześcijanina najważniejsze jest TERAZ. Tylko tu spotykamy się z Panem Bogiem i otrzymujemy specjalną Łaskę, która pomaga nam pełnić wolę Stwórcy na każdy dzień życia.
W to TERAZ może też próbować ingerować diabeł, by nas od niego odsunąć – wynęcić lub wystraszyć - w świat wyobraźni. Podobno nawet tak zwane „porwania” ludzi przez UFO - choć nie jest chyba w żadnym stopniu potwierdzona ich prawdziwość - można przypisać upadłym aniołom. Zdarzało się ponoć, iż ludzie po takich „spotkaniach” odchodzili od wiary w Boga i zaczynali się zachowywać tak, jak osoby opętane przez diabła. Albo rzekomo kazano porwanemu wyrzucić Krzyż (por.: „UFO w perspektywie chrześcijańskiej”) Co o tym myśleć? Trudno „gdybać”, ale lepiej uważać z nadmiernym fantazjowaniem. Zwłaszcza połączonym z New Age, niejasnymi kultami, magią itd.
Musimy też uważać, gdy mamy do czynienia z kimś, kto szuka środków utrzymania, tworząc filmy i książki oparte na fałszywej idei nieistnienia Pana Boga; a te stanowią dziś chyba większość literatury science-fiction – ponieważ albo neguje się w takich produkcjach istnienie Boga, albo nie porusza się wcale tego tematu, albo też wypacza się Jego rolę w istnieniu wszechświata i wpływaniu na jego „losy”. A nieraz próbuje się tłumaczyć tajemnicę Boga na sposób materialny, naukowy, techniczny, co jest już kompletnym nonsensem, ponieważ stanowi próbę ograniczania wszechwiedzącego Stwórcy do rozmiarów myślenia stworzeń rozumnych - ale tylko stworzeń i nic ponad to. Niektórzy tworzą teorie przyszłych osiągnięć po to tylko, by uciec od prawdy o Bogu, gdy tymczasem ta prawda jest tuż obok nas, trzeba ją tylko chcieć dojrzeć.
Moralność wobec pracy zawodowej…
…jest problemem bardzo szerokim i wielowymiarowym. W kolejnych częściach artykułu staram się zaznaczyć jedynie istotne zagadnienia. Wciąż pojawiają się nowe płaszczyzny zagrożeń, mało dotąd znane. Pojawiają się one wraz z kolejnymi etapami postępu cywilizacyjnego. Z jednej strony odczuwamy satysfakcję z tego, że żyjemy w „nowoczesnych” czasach. Z drugiej jednak ta nasza „nowoczesność” przysparza nam wciąż nowych problemów. Pojawiają się zagrożenia moralne, których wcześniej nie było albo stanowiły margines życia społecznego.
Jako Katolicy musimy być stale czujni, aby dostrzegać nie tylko ŻE się coś zmienia, ale także JAK się coś zmienia i na jakich zasadach. Jeśli widzimy np., że wielu pracowników wykorzystuje papier biurowy i telefon zakładu do prywatnego użytku, na koszt zakładu pracy - bez zgody właściciela (w placówkach państwowych właścicielem jest społeczeństwo, dany naród), albo w filmach stają się nieraz „normą” sceny zboczone, łóżkowe i często epatuje z tych produkcji przemoc, to trzeba się zapytać, dlaczego? Dlaczego sklepy są nieraz otwierane w niedziele? Dlaczego zmusza się pracowników do nieuczciwej pracy? Czasem wprost do harówki za marne „grosze”? Dlaczego zboczeńcy prowadzą lokale publiczne, proponując w nich niemoralne „rozrywki”? I gdzie jest prawo rzekomo wolnego kraju, które by zakazywało łamania wszelkich norm etycznych, a nie tylko niektórych?
Praca zawodowa ma być także, jak całe ludzkie życie, miejscem Zbawienia człowieka. Albo więc przez pracę zbliżamy się do Pana Boga i Jego Królestwa w Niebie, albo się oddalamy. To zależy konkretnie od nas. Nie od jakichś struktur pracy, nie od pracodawcy. Musimy sobie wreszcie – po latach komunistycznej mentalności niewolników systemu – uświadomić, że to od naszej uczciwości moralnej w miejscu pracy i w okresie poszukiwania pracy, zależy przyszłość każdego z nas oraz całej naszej Ojczyzny. A ostatecznie także przyszłość świata.
Od każdego z nas zależy Zbawienie własne i innych ludzi. To my tworzymy struktury społeczne. Widzieliśmy jak jest nas wielu podczas pielgrzymek do Polski Ojca Świętego Jana Pawła II. Teraz On pielgrzymuje do naszych serc i nawołuje do jedności w Prawdzie i Miłości wzajemnej. Nawołuje, byśmy się zjednoczyli, aby świat zobaczył, że jest nas wielu nie tylko na placu odprawianej wspólnie Eucharystii, ale i na placu wartości, na placu boju o własne Westerplatte sumienia. I jak pokonaliśmy komunizm we wspólnym zjednoczeniu pod wodzą Jana Pawła II, tak dziś możemy pokonać wszelkie struktury zła na świecie pod duchowym przywództwem tegoż samego Przewodnika Wiary, naszego drogiego Ojca Świętego, który z Domu Ojca Niebieskiego pragnie nam wskazywać drogę i wyprasza dla nas u Pana Boga Łaski zwycięstwa nad złem.
I zwyciężymy, ale musimy przede wszystkim podjąć walkę, pokazać, że jesteśmy prawdziwymi uczniami Jezusa Chrystusa. Nie wolno nam się zniechęcać potęgą zła w świecie. Ona upadnie wobec jeszcze większej potęgi Stwórcy. Potrzeba nam dziś wielkiej Nadziei, przepełnionej radością z powodu Zbawienia, którego doświadczymy, gdy wytrwamy w wierności Prawdzie Bożej, przełożonej na konkret życia codziennego.
* * *
Panie Boże, proszę, prowadź nas drogą Twojej Miłości, w Prawdzie Twych pouczeń, dodaj nam sił do stawiania oporu zakusom złego. Przymnóż nam Wiary, Panie, napełnij nasze serca Twoją Nadzieją i radością duchową. Ześlij nam Łaskę zjednoczenia, byśmy nie pragnęli nikogo potępiać, nawet, gdy ma zupełnie inne poglądy od naszych, nawet, gdy wiemy, że źle postępuje. Daj nam umiejętność prowadzenia dialogu ponad podziałami, bo przecież nie ma człowieka na świecie, którego Byś Panie nie kochał. Pomóż nam z miłością ostrzegać przed złem. Naucz nas kochać wszystkich ludzi Twoją Miłością, Panie. I przez wstawiennictwo Matki Bożej oraz Ojca Świętego Jana Pawła II obdarz nas prawdziwą jednością. Proszę, Spraw Panie.
Część 4: Katolik nie kupuje w niedzielę
W jaki sposób rozumiemy Trzecie Przykazanie Boże „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”? Czy rzeczywiście potrafimy godnie święcić Dzień Pański i wszystkie dni świąteczne? Jakże często katolicy łamią ten świąteczny nakaz, a co gorsza, nieraz nawet zmuszają innych, by go nie przestrzegali.
Gdyby Pan Bóg uważał, że w niedziele i święta wystarczy tylko pójść do kościoła i nic więcej, to nie mówiłby o świętowaniu. Przecież Msze Święte są odprawiane codziennie. I choć te niedzielne są bardziej uroczyste, to Chrystus zawsze tak samo przychodzi w czasie Przeistoczenia. Gdyby chodziło tylko o obowiązek brania udziału w Przenajświętszej Ofierze to nie byłoby mowy o „dniu” w tekście Przykazania. Bo przecież Katolika nie tylko obowiązuje uczestniczenie w niedzielnej Eucharystii – szczycie świętowania, ale i wyjątkowe potraktowanie całego tego dnia. Dziś mamy zegarki, mierzymy czas, a więc możemy dokładnie określić, że niedziela, Dzień Pański, dzień świętowania i świątecznego odpoczynku, zaczyna się równo o północy i kończy też równo o północy - dobę później.
Duchowy miernik Czasu Zbawienia
Dlaczego mamy świętować niedzielę? W Roku Eucharystii jest to szczególnie ważne pytanie, ale nie tylko w tym Roku, zawsze musimy o nim pamiętać. A zwłaszcza umieć sobie na nie zawsze z całą pewnością właściwie odpowiedzieć. W Liście Apostolskim o świętowaniu niedzieli Ojciec Święty Jan Paweł II zapisał: „DZIEŃ PAŃSKI (…) jest Paschą tygodnia, podczas której świętujemy zwycięstwo Chrystusa nad grzechem i śmiercią, dopełnienie w Nim dzieła pierwszego stworzenia i początek <>” (nr1). Słowa te przerastają nas, można by powiedzieć. Ten dzień powinien być dla nas, wierzących wskaźnikiem upływu czasu. Czasu, który zbliża się z każdą chwilą ku granicy przejścia do świata nadprzyrodzonego. Niedziele i święta pozwalają nam w duchowy sposób mierzyć upływający czas Historii Zbawienia. Czy więc godnie te dni przeżywamy?
Jak traktować świętowanie niedzieli? Przede wszystkim w sercu, w przestrzeni naszego życia duchowego. A stąd dopiero rozprzestrzeniać świętość Dnia Pańskiego na życie materialne. Staje bowiem przed nami Pan Bóg, który jest Miłością Miłosierną. Staje Ten, który jest Prawdą i Sprawiedliwością. I mówi: świętuj, bo Ja jestem Twoim Bogiem. I nie z pychy to mówi, lecz z pokornej miłości. Na cóż Mu, Temu, który jest Doskonałością, hołdy ludzkie? To nie Jemu, ale nam jest bardzo potrzebne wielbienie Boga, oddawanie Mu najwyższej czci. Człowiek tak bowiem jest zbudowany, że potrafi docenić tylko to, co szanuje, potrafi kochać to, w czym postrzega wartość osobistą. Dlatego też przed słowem „świętuj” Pan Bóg stawia słowo „kochaj”. Kochaj swego Pana Boga, kochaj bliźniego i w końcu siebie kochaj. Ale kochaj osobę, a więc wartość. Doceń to, kim jest Bóg i jego stworzenia, ludzie, czyli obdarz ich szacunkiem każdemu odpowiednim - na pierwszym miejscu Stwórca, później człowiek.
Ale miłość przekracza wszelkie granice. A więc Bóg, który jest doskonały, pragnie naszej miłości i płynącego z niej uwielbienia. Choć nie potrzebuje, to pragnie. A to pragnienie Boga jest jak wulkan gorącej lawy, która może wszystko zniszczyć, co Mu się ostatecznie sprzeciwi, ale może też ocalić. I tak Bóg posłał swego Syna, wyniszczył się dla nas z miłości. Bo pragnie, by człowiek kochał Boga.
Jak świętujemy?
Jak kochamy Pana Boga. Jak Go czcimy? Spójrzmy na to, jak świętujemy niedziele i święta. Czy posiadamy odpowiednie rozeznanie o tym, co pomaga, a co przeszkadza nam w świętowaniu?
Jakże mają czelność nazywać siebie katolikami ludzie, którzy w niedziele i święta chodzą na zakupy do hipermarketów?!! Przecież to jest zaprzeczeniem naszej wiary!! Jak mają odwagę przyznawać się do religii Chrystusa ci, którzy handlują i kupują w dni świąteczne na bazarach czy giełdach (samochodowych, komputerowych itd.).
Trudności z oceną moralną
Żaden zakład pracy nie może być czynny w niedziele i święta, jeśli nie jest to konieczne, według norm etycznych. A zatem rozważmy konkretne sytuacje.
Zazwyczaj najwięcej trudności w ocenie moralnej sprawia wielu katolikom kupowanie w niedziele i święta. Niektórzy próbują np. „stopniować”, że kupują w niedziele, a nie kupują w większe święta, jak np. Boże Ciało, Wielkanoc itp. A Pan Bóg przecież nie powiedział: świętuj mniej w niedziele, a bardziej w inne święta. Przykazanie jednoznacznie zabrania tego, żeby łamać obowiązek świętowania, który dotyczy tak samo niedzieli jak i świąt (tak jak okres pokuty nie jest wcale mniej ważny we wszystkie piątki roku niż w Wielkim Poście, stosownie do przepisów odnośnie danych dni). Albo też są osoby, które tworzą sobie nowe znaczenia słów i uważają przykładowo, że „coś” kupić w niedzielę można, lecz tylko robić zakupów nie można. To wszystko są oczywiście sztuczne podziały, które wynikają z relatywizowania się norm społecznych, w których handel niedzielny zaczyna stanowić coraz większą procentowo strukturę. Gdy go nie było, nie istniała też tego typu sztuczna dyskusja!, której źródłem jest po prostu uleganie cywilizacji śmierci, strukturom grzechu, a pośrednio – czasem bezpośrednio – kuszeniu przez upadłych aniołów.
W niedziele nie kupujemy
Zastanówmy się głębiej, dlaczego nie wolno kupować w niedziele i święta? Wyłączając z tego rozważania, rzecz jasna, kwestie aptek (gdy coś trzeba koniecznie kupić) czy gastronomii oraz świątecznego wypoczynku w formie rozrywek, „które najbardziej odpowiadają życiu zgodnemu z nakazami Ewangelii” (Ojciec Święty Jan Paweł II, List Apostolski o świętowaniu niedzieli). Odnośnie tego ostatniego przykładu – ale nie tylko - trudno by było przecież np. w niedzielę zamknąć parki rozrywki dla dzieci, zgasić telewizję nadającą dobry film czy relację z modlitwy Anioł Pański z Ojcem Świętym itd. Ale pamiętajmy, żeby te rozrywki - i nie tylko - były naprawdę godne Katolików, Dzieci Bożych.
Poza tymi oczywistymi wyjątkami sztuczne poszukiwanie okazji do tego, żeby udać się do sklepu w niedzielę czy święto (czy inaczej łamać Trzecie Przykazanie) jest zawsze nadużyciem moralnym. Katolik powinien pamiętać dlaczego nie może kupować w te szczególne dni. Powinien nie tylko wiedzieć, że to jest Dzień Pański, ale też winien znać powody, dla których nie może zmuszać sprzedawcy do obsługiwania go w taki dzień. I dlaczego sam nie może kupować.
Ja zazwyczaj wobec takich sytuacji mam dwojaką argumentację. Pierwszy argument powinien przekonać prawdziwych Katolików, a drugi, mam nadzieję, dotrze, obok tych prawdziwie wierzących oczywiście, do nibykatolików, ludzi, którzy uważają się za Katolików, ale jak przyjdzie opowiedzieć się za wiarą, to już mają w głowach tak namieszane (zwłaszcza przez diabła, któremu się dają wodzić za nos, i media liberałów, stanowiące dziś większość w Polsce), że nie rozumieją czym jest Kościół, do którego się przyznają.
Dobry środek i cel
Tak więc, każdy Katolik powinien znać podstawy etyki katolickiej. Jedna z zasad tej etyki mówi, że nie wolno dążyć złymi środkami do dobrego celu - następna zabrania dobrymi środkami zdążać do złego celu. Tu interesuje nas najpierw ta pierwsza zasada. Jeśli pragniemy coś kupić w sklepie, by zaspokoić codzienne potrzeby, co jest słusznym celem, to nie możemy wykorzystywać w tym celu dnia świątecznego, jakim jest niedziela czy święto, gdyż jest to zły środek do realizacji tego, swoją drogą, jak najbardziej dobrego celu, jakim jest np. zaspokojenie głodu. Dla Katolika sklep otwarty w niedzielę czy święto jest zamknięty. A więc nawet wejść tam mu nie wolno, żeby pooglądać!, gdyż staje się wtedy żywą reklamą handlu niedzielno-świątecznego! Nikt się bowiem zazwyczaj nie zastanawia czy człowiek, który jest w sklepie kupuje coś czy nie, ale już jego obecność sprawia, że ludzie słabej wiary otrzymują silną pokusę popełnienia grzechu względu społecznego, o którym mówi teologia moralna, gdyż łatwiej jest grzeszyć w grupie i naiwnie się uniewinniać tym, że i inni „to robią” (nawet jeśli „tylko” oglądamy towary, to zachęta jest!). Prawdziwemu Katolikowi wystarczy jednak, że sklep w niedzielę, święto powinien być zamknięty, i dla Katolika JEST zamknięty. W taki sposób myśli Dziecko Boże – prosto.
Przypominam oczywiście to, co już wcześniej pisałem, że zagrożenie życia pozwala nam nawet, by ukraść, gdyż wtedy zarówno cel – ratowanie życia – jak i środek do tego celu – własność czyjaś, która w momencie zagrożenia życia samoczynnie przechodzi na własność potrzebującego (według zasady wyższości ochrony życia przed zasadą własności) - są dobre. Gdy będzie możliwość, trzeba oddać. Zasady tej nie wolno jednak naginać czy przewidywać jej zaistnienie, w tym celu, by nie podjąć innych środków zaradczych, a tych jest w dzisiejszych czasach naprawdę bardzo wiele. Trzeba tylko logicznie pomyśleć.
Ostatecznym celem życia człowieka jest Pan Bóg i zbawienie. A zatem i w tym rozumieniu nie wolno nam wykorzystywać środka, jakim jest sprzedawca pracujący dla nas w niedzielę czy święto, po to, by osiągnąć cel naszego życia – przejście do życia nadprzyrodzonego w Niebie (jak pragniemy). Pamiętajmy, że sprzedawca, pracujący w niedzielę czy święto – za wyjątkiem wcześniej wymienionych sytuacji – obiektywnie grzeszy (subiektywnie zależy to od tego, czy ta praca jest konieczna do przeżycia jego i tych, których utrzymuje, czy też nie jest). A zatem, gdy u niego w taki dzień kupujemy, mamy współudział w jego grzechu – obiektywnym, który staje się naszym grzechem osobistym, gdyż jeśli nie sprzedawca, to ktoś, kto mu kazał pracować w ten dzień grzeszy i my mamy współudział w tym grzechu. Jeśli grzeszy i pracodawca, i sprzedawca, to mamy podwójny współudział, a więc, jeśli posiadamy taką wiedzę, to mamy dwa grzechy; bez tej wiedzy grzech jest jeden. Osobną sprawą, choć tu łączną, jest grzech kupowania w sklepie w niedziele i święta. To jest już nasza osobista wina. Wymiana handlowa sama z siebie nie licuje z Dniem Świętym. Pan Jezus nie tylko dlatego wyrzucił przekupniów ze Świątyni, że grzeszyli sprzedając, ale też – i przede wszystkim – dlatego, że wykonywali czynność nie odpowiednią do miejsca (i czasu – dziś są to niedziele i święta, wówczas jeszcze nie wyznaczone), w którym ją realizowali. Pamiętajmy, że Chrystus wyrzucał ze Świątyni zarówno sprzedających, jak i kupujących (por. Mk 11, 15). Sprzedawca nie grzeszyłby, gdyby sama „publiczna” wymiana handlowa, ze swej natury, wykonywana w Dni Święte, nie była obciążona grzechem (w wyjątkowych sytuacjach – apteki, gastronomia, bilety autobusowe itp. - trzeba brać pod uwagę kolejność wartości moralnych – ważna tu jest godziwość czynu). Przecież nie każda praca jest zabroniona w Dni Święte – pracują lekarze, pracownicy gastronomii, mediów itp. (ale odpowiednio i bez przesady!). Niedzielną służbę przy Ołtarzu pełnią kapłani. Grzechem jest praca określona jako niekonieczna, a to jej OKREŚLENIE wynika z charakteru pracy. Nie chodzi tu tylko o pracę zawodową, lecz każdą czynność nie odpowiadającą Dniom Św. – taką czynnością jest m.in. wymiana handlowa na gruncie społecznym – grzeszą więc obiektywnie i pracujący sprzedawcy i kupujący klienci (ocena indywidualna - zależnie jw.).
Kwestię powyżej przedstawionych podwójnych grzechów można zobrazować np. takim przykładem: Jeśli ktoś czci hipermarkety na równi z Bogiem – bo jak wiemy dla niektórych dziś stały się one nowymi świątyniami – i robi tam zakupy w niedzielę, to grzeszy tym czynem zarówno przeciw pierwszemu jak i trzeciemu Przykazaniu. Powinien się zatem spowiadać, że kupował w niedzielę w hipermarkecie, któremu oddawał cześć równą Bogu. Podobnie, gdy ktoś np. rzuci oszczerstwo, to grzeszy już przez to, że skłamał, a jeśli ten ktoś, kogo ono dotknęło, przez to, przykładowo, straci pracę, to jest drugi grzech i, jeśli grzeszący o tym wie, musi się spowiadać, iż powiedział oszczerstwo w wyniku czego ktoś stracił pracę.
Jeśli przyjmiemy z kolei, że dobrym środkiem jest np. zaspokojenie lekkiego głodu lub przyjemności - czy większego głodu ale nie grożącego śmiercią, a złym celem kupno produktu w sklepie w niedzielę czy święto - gdy kupowanie jest dla kogoś celem samym w sobie, wówczas osoba ta powinna dostrzec, że musi wybrać inny cel, równie dobry jak środek, czyli zakup towaru w inny dzień tygodnia, najlepiej wcześniej (inna sprawa to przydatność zakupu). Dlaczego dawniej sklepy były zawsze zamknięte w niedziele i święta, a ludzie mieli co jeść w te dni? Zresztą, co tu dużo pisać. Zawsze można iść w niedzielę do baru. Jak jest taka gospodyni (albo gospodarz może), która myśli o „niebieskich migdałach” zamiast o tym, co trzeba kupić czy dokupić na niedzielny obiad, to niech nie czuje się później poniżona jak rodzina musi się w taki dzień gdzieś stołować albo jeść byle co. Gorzej z niemowlętami, bo gdy braknie w niedzielę mleka i jest ostateczna konieczność, żeby nie umarło, to występuje sytuacja (wyżej przedstawiona) ratowania życia. Jeśli owo mleko jest w aptece, to nie trzeba kupować w sklepie, gdyż apteka ze swej natury otwarta w takie dni dla wyjątkowych przypadków, przynajmniej jedna w mieście, jest w tej sytuacji bardziej właściwym miejscem zakupu, niż sklep.
Żeby przeżyć
Gdy chodzi o kupowanie w sklepie, kiedy wystąpi rzeczywista konieczność związana z ostatecznym zagrożeniem życia, a nie ma innych możliwości zdobycia tego, co potrzeba, to przecież także, choć może to zabrzmieć dla kogoś dziwnie, ale przecież - jeśliby to była jedyna możliwość - to dla ratowania życia można nawet wejść do zamkniętego sklepu i wziąć to, co do przeżycia jest najbardziej niezbędne (jak np. konający na pustyni mógłby rozbić automat z napojami, nie mając drobnych, żeby przeżyć). Później oczywiście trzeba zabezpieczyć sklep przed ewentualnymi kradzieżami, pokryć wyrządzone szkody, zawrzeć ugodę z właścicielem. Myślę, że i przedstawiciele prawa stanowionego łagodniej spojrzą na taką sytuację. Ale powtarzam, dotyczy to tylko wyjątkowych sytuacji, a takie dziś prawie wcale się nie zdarzają . Lepiej przecież już, choć nie zawsze łatwiej, dowiedzieć się, gdzie mieszka sprzedawca, przedstawić sytuację i poprosić o możliwość zakupienia tego, co jest niezbędne do przeżycia.
Myślę, że najlepszym rozwiązaniem w takich sytuacjach byłoby zostawianie na Dni Świąteczne w zamkniętym sklepie adresu i telefonu kontaktowego do sprzedawcy, który by mógł w nagłych przypadkach przyjść do sklepu i sprzedać to, co jest niezbędne do przeżycia potrzebującemu. Trudność może nieraz stanowić odległość dojazdu sprzedawcy z domu do sklepu, ale myślę, że przynajmniej jeden czy kilka sklepów spożywczych w danej miejscowości ma personel zamieszkały na miejscu. Mogliby więc sprzedawcy umówić się (biorąc pod uwagę to, że zamknięto by najpierw wszystkie sklepy – nocne i inne – w niedziele i święta, żeby nie grzeszyć handlem w te dni), że w kolejne Dni Święte będzie ktoś potrafiący obsługiwać, przez cały dzień w domu sprzedawcy lub właściciela jednego ze sklepów (osoby te mogą być do dyspozycji wymiennie, tak, żeby każdy uczestniczył w owe dni w Eucharystii – lub też z ok. godzinną przerwą na Mszę Świętą, w końcu sklep spożywczy to nie pogotowie ratunkowe i zazwyczaj nawet zagrożenie życia nie jest tu natychmiastowe).
Przy dzisiejszym rozpasaniu moralnym społeczeństwa, sprzedawca miałby zapewne co chwilę telefon lub nieproszonych gości pod domem, dlatego dobrze by było zamieścić informację, że sprzedawca jest do dyspozycji tylko w sytuacjach zagrożenia życia – i tego konsekwentnie przestrzegać, wymagając od zgłaszających się podania przyczyny oraz tego, jaki towar ze sklepu jest potrzebny (sprzedaż czegoś ponad to, co jest wymagane do przeżycia byłaby już grzechem – gdyby chodziło np. o alkohol, to nie jest to z pewnością produkt pierwszej potrzeby. Stąd m.in. dzisiejsze udawanie, jakoby przynajmniej jeden sklep spożywczy w niedziele i święta miał być czynny w danej miejscowości, nie znajduje moralnego uzasadnienia, gdyż skłania raczej ludzi słabej wiary i różnych odstępców, ateistów itp. do kupowania w Dni Święte bez ograniczeń, niż ludzi będących w rzeczywistej potrzebie - którym wystarczyłaby powyżej przedstawiona forma organizacji – a obecnie sytuacja tylko skłania do tego, by łatwiej zapominać o zakupie czegoś niezbędnego do przeżycia w Dni Święte, bo przecież zawsze „można kupić” w niedzielę czy święto – tak, tylko za jaką cenę?!! Gdyby nie było handlu w takie dni, to większość osób kilka razy więcej by pomyślała, co trzeba kupić wcześniej, bo później jest Dzień Święty i mniej by było tzw. zapominalskich, bo o konieczności przeżycia – swojej i najbliższych - raczej każdy pamięta! I nie róbmy z tego znowu takiego masowego problemu, przecież dorośli, zdrowi ludzie przeżyją cały dzień i więcej bez jedzenia, a nawet picia; np. w Wielki Piątek niektórzy z nich z własnej woli rezygnują nawet z trzech przysługujących im posiłków /w tym jednego do syta/ i nic im się nie dzieje – gdy są zdrowi, powtarzam, i nie chorują poważnie, a brak posiłku nie spowoduje pośrednio czy bezpośrednio utraty życia).
Oczywiście na dzień dzisiejszy wystarczy, gdy ktoś w sytuacji zagrożenia życia - swojego czy innej osoby – wejdzie i kupi coś potrzebnego – bez winy osobistej – w jednym z czynnych w niedziele i święta sklepów (ale kupi wyłącznie to, co jest niezbędne do przeżycia!). Wówczas grzeszą obiektywnie tylko sprzedający czy właściciele sklepu (wina osobista – jak wyżej). W tej sytuacji potrzeba bowiem najpierw zabezpieczyć człowiekowi możliwość przeżycia. Heroizm i męczeństwo nie są wymagane (w sytuacji, gdy potrzebuje ktoś czegoś sam dla siebie i sobie odmówi, ale nie chce umrzeć), a tylko dopuszczane w wyjątkowych sytuacjach, jako szczególny wyraz świadectwa miłości do Pana Boga, ale miłości odpowiedzialnej za siebie i za innych (podobnie jak, przykładowo, pierwsi chrześcijanie, których zmuszano do odstąpienia od nakazów wiary – tak gdyby nas ktoś dziś np. zmuszał pod groźbą śmierci, by złamać Przykazanie i kupić coś w Dzień Święty – oby nie nastały takie czasy - to moglibyśmy stać się męczennikami za wiarę, nie godząc się na to w imię Jezusa Chrystusa, naszego Pana).
Z miłosierdziem do sprzedawcy
Drugi tok argumentacji dotyczy okazania miłosierdzia dla sprzedawcy, który musi pracować w niedzielę czy święto i obsługiwać klientów. Przecież, jeśli nie kupię nic w taki dzień, to on będzie mógł w jakiś sposób wypocząć, chociaż częściowo. A przynajmniej ja będę miał czyste sumienie, że nie przeze mnie sprzedawca musi w niedzielę pracować. W końcu jeśli nawet prawodawca zmusza do pracy w niedzielę lub święto pracownika sklepu - który bez tej pracy umarłby z głodu czy nie wyżywiłby rodziny w inny sposób – to niedoszły klient może zrezygnować z kupowania w sklepie, żeby sprzedawca chociaż w ten sposób mógł wypocząć. To jest przecież realizacja wołania Jana Pawła II o wyobraźnię miłosierdzia.
Sam miałem kiedyś możliwość doświadczyć jak wygląda praca w luźniejszy dzień w sklepie. Wprawdzie nie w niedzielę, ale już w sobotę sprzedawcy mieli zazwyczaj mniej pracy. W piątek się wszystko przygotowywało, dokładało, żeby w sobotę jak najmniej robić. A co dopiero, gdy dziś oni muszą pracować w niedziele. Zastanówmy się nad tym wszystkim… .
Tomasz Wilczyński