Polityk wobec manifestacji przynależności religijnej
Wśród wypowiedzi internautów przeważało przekonanie, że politycy i tak nie realizują tego, co wynika z Ewangelii, a zatem – naiwnie wnioskowano – że nie powinni podawać swej przynależności religijnej. Rzeczywiście, polityk, który chwali się z tego, że jest katolikiem, a nie realizuje w swej działalności politycznej i ogólnie publicznej nauczania Kościoła Rzymsko-Katolickiego, jest zdrajcą wiary i daje złe świadectwo, grzesząc ciężko odrzuceniem nauki Magisterium Kościoła oraz upublicznianiem takich negatywnych postaw. To jednak nikogo nie zwalnia z obowiązku publicznego dawania świadectwa o wierze katolickiej i realizacji nauczania Kościoła, albowiem: życie trzeba dostosowywać do wiary, a nie wiarę do życia.
Polityk musi publicznie świadczyć o wierze
Czym byłaby nasza wiara bez ludzi, którzy publicznie się do niej przyznają? Czy miałaby jeszcze rację bytu w świecie różnych, często zmieszanych ze sobą ideologii? Fakt, że ktoś grzeszy nie zwalnia go z obowiązku ewangelizacji, choć obciąża go ciężar winy powstałej ze zła, popełnionego uczynkiem, mową lub myślą. Kto grzeszy publicznie, winien jest nadto grzechu zgorszenia publicznego. I lepiej by było - według wartościujących słów z Biblii - zawiesić mu kamień młyński u szyi i wrzucić w morze, niż pozwolić na taką demoralizację (nie chodzi tu jednak o pozbawianie kogoś życia, bo to grzech ciężki – fragment ten ukazuje stopień zagrożenia, spowodowanego zgorszeniem – a stosunek Kościoła do prawa karnego to już inna sprawa - por. np. KKK 2266, 2267 – wersja najnowsza). Czy jednak przez takich ludzi wszyscy politycy katoliccy mają „chować głowy w piasek” i popełniać grzech zaniechania, udając publicznie, że Pan Bóg i Kościół w ich życiu nie istnieją?!
Tezy wycofania świadectwa wiary z polityki głoszą przecież fałszywi prorocy promujący dziś cywilizację śmierci, wrogowie Pana Boga i Kościoła. Kto się pod tym podpisuje, ten staje się nieprzyjacielem Jezusa Chrystusa, który polecił nam, by dawać świadectwo naszej wiary, ewangelizować, by nastawać w porę i nie w porę, po to, żeby głos Chrystusa był słyszalny po wszystkie czasy na całej ziemi. I owszem, w państwach totalitarnych ten głos musi płynąć z ukrycia, bo inaczej już z powodu samego Źródła, skąd wychodzi, zostałby zablokowany (a może i w Polsce nadal panuje totalitaryzm!!! - blokowanie środowiska Radia Maryja daje podstawy do takich sądów). Jeśli jednak państwo mieni się być demokratycznym, a Katolikom, zwłaszcza katolickim politykom, odmawia się możliwości publicznego przyznawania do wiary, to mamy do czynienia w pogwałceniem konstytucyjnego prawa do wolności wyznania. Poza tym obywatele mają prawo i obowiązek moralny dowiedzieć się, w co wierzy człowiek, na którego chcą głosować. Bo przecież Katolik powinien głosować na Katolika! – dodajmy uczciwego, prawego, bogobojnego, wiernego Panu Bogu i Jego wartościom, mądrego, profesjonalistę, posiadającego odpowiednie cechy psychiczne i wiedzę. A więc jak wiele trzeba wiedzieć o naszym kandydacie. Czy to w ogóle możliwe, by tak poznać kogoś, kto jest nam często zupełnie obcy? Trzeba jednak szukać, dowiadywać się, pytać zaufanych osób, osób głęboko wierzących i mądrych życiowo, nie liberałów czy katoliberałów (a na pewno nie postkomunistów!), a więc ludzi zagubionych moralnie, którzy sami wymagają pomocy (choć się niejednokrotnie upierają przy swoim). Ale wiara katolicka jest pierwsza; od stwierdzenia czy dany polityk ją posiada Katolik zaczyna poszukiwania właściwych osób do sprawowania władzy w państwie. Później – „im głębiej w las, tym więcej drzew”, ale nie zrażajmy się trudnościami, nie rezygnujmy, gdy wydaje się nam, że już nie ma na kogo głosować w wyborach. Pozwólmy się prowadzić w świat polityki Duchowi Świętemu. On najlepiej ten świat zna i najlepiej doradzi. Tylko dobrze słuchajmy i nie zagłuszajmy sumień. Czytajmy katolickie gazety, one mogą dawać różne propozycje; nie ignorujmy ich, bo chociaż nie ze wszystkimi musimy się utożsamiać, to widzimy zakres pola mentalności katolickiej w polityce. Słuchajmy rad biskupów, księży, teologów, ludzi żyjących wiarą. Bo jeśli tu się o jakichś politykach pozytywnie mówi, jeśli oni prezentują wartości katolickie (a nie „nowoczesne” - czyli niemoralne), to znaczy, że to nasi współbracia w wierze – za wyjątkiem, rzecz jasna, ukrytych w Kościele masonów, liberałów czy libertynów, dążących potajemnie do zniszczenia prawdziwej wiary. Nie wszyscy Katolicy muszą być z jednej partii - choć stałoby się najlepiej, dla naszej wiary i Ojczyzny, gdyby tak było, gdyby się zjednoczyli - ale najważniejsze, by wszyscy byli jednego BOŻEGO Ducha - bliscy sobie w wyznawanej wierze, w jednej Prawdzie i w wartościach moralnych; uważając jednak na prądy katoliberalne w propagandzie medialnej (np. niejednokrotnie nowy kanał religia.tv /stacja o religiach, a nie stacja katolicka; mieszająca różne poglądy; powiązana jedną firmą z ostro liberalnym TVN/, Tygodnik Powszechny /dziś/, TVP /znów – lipiec 2009 – zaatakowała w bloku informacyjnym środowisko Radia Maryja – jego założyciela Ojca Tadeusza Rydzyka; dzieje się tak, gdyż z powrotem przejmują telewizję publiczną liberałowie/), które próbują (świadomie czy nie) rozsadzić naszą wiarę od środka, a pod pozorem wartości szerzą nieraz półprawdy oraz antywartości.
Kościół ma moralny obowiązek kształtować życie polityczne wiernych
Obok prób wprowadzania mentalnego zakazu publicznego określania przynależności religijnej przez polityków, słyszymy często głosy zabraniające rzekomego „wtrącania się” Kościoła do polityki. Obie te sprawy idą razem i wywodzą się z tego samego obozu ideologii wrogich Kościołowi Katolickiemu. Na świecie ok. 90% ludzi wierzy w jakąś istotę duchową. I we wszystkich suwerennie i demokratycznie wybieranych władzach państwowych ma to bezpośrednie przełożenie na rządzących polityków, nie kryjących, w Kogo - lub może nieraz w co – wierzą (w Europie Zachodniej coraz częściej jest to „coś”, a nie Ktoś). Jakkolwiek duże znaczenie mają tu media, które nieraz tak potrafią przedstawić wrogów panującej w państwie religii (np. w Polsce), by wyglądali - nie dając prawdziwego świadectwa wiary - na ich wyznawców, co także przekłada się, w większym bądź mniejszym stopniu, na wynik wyborczy. Uważajmy więc, nie tylko, co o kim słyszymy, ale PRZEDE WSZYSTKIM, OD KOGO to słyszymy, czy jako Katolicy mamy prawo zaufać tej informacji – a może tylko plotce (której rozsiewanie jest grzechem) – o danej osobie, ubiegającej się o mandat np. parlamentarny czy samorządowy. Bo przekonanie, że się będzie dobrym politykiem, parlamentarzystą itp. nie jest grzechem, ale może być realizowane pod warunkiem, że jest zgodne z wolą Bożą! A czy Katolicy zawsze głosują zgodnie z wolą Bożą?
Udział w życiu politycznym jest obowiązkiem Kościoła Katolickiego, a więc każdego Katolika. Każdy uczestniczy w tym życiu na swój sposób (najczęściej idąc do urn wyborczych), ale kto by uważał, że Kościół nie ma prawa mieszać się do polityki, ten popełnia grzech ciężki, płynący ze złamania czwartego Przykazania Bożego, nakazującego obok oddawania czci rodzicom, także troszczenie się i działanie na rzecz dobra własnej Ojczyzny. Ojczyznę trzeba bowiem traktować jak szerszą rodzinę, dalszą niż rodzina naturalna, ale bliższą niż rodziny innych narodów (w przypadku małżeństw dwunarodowych dane rodziny naturalne należą do dwu szerszych rodzin narodowych i rodzice powinni wtedy wychowywać dzieci tak, by bliskie im były kultury obu narodów - przy jednolitym, prawdziwym systemie wartości). Nikt jednak nie ma prawa odmawiać komukolwiek, a więc i wiernym Kościoła Katolickiego, mówienia o działalności politycznej. Cywilizacja śmierci tak się rozpanoszyła, że gdy ksiądz podczas kazania porusza tematy polityczne, pseudokatolicy zaraz się obruszają, a przecież to oni są winni, bo nie ufają Kościołowi tylko pogańskim, zakłamanym mediom, które im wmówiły, że Kościół – rozumiany błędnie jako tylko hierarchia – nie powinien się mieszać do polityki. Tymczasem ksiądz ma nie tylko prawo, ale i obowiązek poruszać właściwe jego profesji tematy polityczne. Fakt, że księża nie mogą startować w wyborach politycznych nie czyni z nich jakichś odmieńców, zasklepionych w murach kościołów i zamkniętych na to, co się dzieje w świecie. Definicja polityki wszak mówi, że polityka, to działanie na rzecz dobra wspólnego. Księża też mają przecież obowiązek działać na rzecz dobra wspólnego, tyle że nie z ław sejmowych, senackich, z wypowiedzi medialnych, prezydenckiej mównicy czy w ogóle ze struktur życia państwowego, ale z ołtarza, ambony, książki lub mediów katolickich, czasem świeckich (gdy zostaną dopuszczeni do mediów, które nie walczą z Kościołem) i życia parafialnego.
Kościół musi bronić czystości polityki
Media antykatolickie pomieszały wielu katolikom w głowach, gdy chodzi o konieczność ewangelizacji świata polityki. Pytam się więc tych wrogów Kościoła, udających katolików, a pod pozorem „świętego oburzenia” zionących szatańskim jadem nienawiści do Kościoła, gdzie tu jest sprawiedliwość, jeśli dziennikarz (czy tzw. „autorytet” medialny) w TVN-ie ma prawo mówić o polityce, dążącej do zniszczenia Kościoła, a ksiądz z ambony nie ma prawa mu się przeciwstawić, broniąc polityki szanującej Kościół, prawdziwe wartości i naukę Kościoła w życiu politycznym?! Wszak jeśli nawet jakiś ksiądz zostanie dopuszczony do mediów, to tylko na moment, a dalej toczy się niejednokrotnie wciąż wrogi Kościołowi beton zakłamanych poglądów i podstępnych półprawd. Gdzie kapłan ma bronić stanowiska Kościoła w życiu politycznym, jeśli nie z ambony?! Dlaczego wszyscy wrogowie Kościoła porównują wypowiedzi księży o polityce do wypowiedzi polityków – choć takie porównanie jest zakłamaną manipulacją. Skoro w mediach trwa zmasowana nagonka na wartości głoszone w Kościele, to największą obroną Kościoła jest Słowo z ambony. Niestety, większość mediów w Polsce po okrągłym stole przejęli komuniści i ich sprzymierzeńcy do władzy – liberałowie, którym w głowach się nie mieści, że prawdę o ich publicznej działalności może odkrywać ksiądz podczas Słowa po Ewangelii. Katolikom, gdy chodzi o rozeznanie obecnej sytuacji polityczno-społecznej, tak jak za komuny, pozostało głównie słuchanie kazań w czasie Mszy Św. Wprawdzie są media katolickie, ale to jest nikły procent w stosunku do tzw. mediów świeckich. Największą tragedią współczesnego Kościoła jest to, że diabelskie media wmówiły wielu Polakom, także katolikom, że księdzu na ambonie trzeba zamknąć usta w kwestiach polityczno-moralnych, a więc najważniejszych dla istnienia Narodu i wiary w nim. Tymczasem popularne dziś kojarzenie polityki z czymś złym, mówienie, że polityka jest brudna wzięło się właśnie stąd, że za mało się mówi o polityce w Kościele, że wyrzucono politykę z Kościoła! - i dlatego właśnie brakuje wśród wierzących powszechnego rozeznania jak w szczegółach ma się zachowywać dobry, katolicki polityk, na którego powinien zagłosować Katolik – bo o konkretach często się milczy – i to na życzenie głośnych pseudokatolików, wrogów Kościoła, którzy, jak osoba szatana, przebrani w strój Baranka, weszli do świątyni Pana i tu brużdżą, rozsiewając diabelski odór piekła. Bez prawdziwej wiedzy o polityce, bez dokładnego zrozumienia mechanizmów jej działania i głoszonych wartości (czy ukrytych antywartości), bez poznania zagrożeń płynących też - obok wartości – z hołdowania wolności, z tak wychwalanego systemu demokracji, trudno o skuteczną ewangelizację w Ojczyźnie!
Dlaczego nikt nie czyni zarzutów wynoszonemu dziś na ołtarze Ks. Jerzemu Popiełuszce, że mówił w kościele o polityce (w czasach, gdy naprawdę trudno i niebezpiecznie było mówić prawdę na ten temat)? A jeśli dziś jest tak bardzo lepiej niż wtedy, to w którym miejscu? Czy dziś ksiądz może mówić w kościele o polityce, a wierni będą go słuchać z zapartym tchem, jak niegdyś Ks. J. Popiełuszki? Jemu zagrażali komuniści. A nam wygrażają pseudokatolicy, próbujący ze Świątyni Pana zrobić jaskinię zbójców, w której głoszenie Prawdy zastąpić chcą głoszeniem pustosłowia i własnych zachcianek – na „chwałę” szatanowi, zamiast na chwałę Panu Bogu. Wmawia się nam, że jest wolność słowa, tylko że w telewizji niejednokrotnie ukazuje się w pełni tylko to, co nie godzi we wrogów Kościoła. Jeśli coś narusza wartości chrześcijańskie, zdaje się być dopuszczalne w imię – zakłamanej! - wolności, a obrońcy wiary często są lekceważeni i pomijani milczeniem. To dlatego nie mogą się dostać prawdziwi świeccy Katolicy do władzy. Oni są, ale nie ma dla nich miejsca, bo mówią za dużo Prawdy, są zbyt ewangeliczni, jak na „politykę” - i niszczy się ich politycznie. W naszym kraju panuje tolerancja dla zła. Gdy w największych instytucjach dochodzi do konfrontacji wartości z antywartościami, zazwyczaj wygrywają antywartości. Promuje się chorobę homoseksualną jako normę (por. Ikea /informacja za: Radio Maryja 23.02.2009/), zabijanie dzieci poprzez proces in vitro nazywa się leczeniem bezpłodności (co jest oczywistym kłamstwem!), dopuszcza się aborcję, czyli morderstwa na nienarodzonych (także w dyskusji o in vitro), sprzedaje się pornografię w kioskach i nadaje w diabelskich stacjach telewizyjnych pornograficzne programy, reklamuje się piwo, rozpijając Naród, nie wszędzie też imię Pana Jezusa i miłość człowieka do Niego są dopuszczalne (por. firma Milka /informacja za: Radio Maryja, jw./), zmusza się pracowników do pracy w niedziele i święta, drukuje się horoskopy, pozwala się na reklamy okultystów (np. diabelskich targów w Krakowie) - wróżek, bioenergoterapeutów (jak tygodnik lokalny Przegląd Olkuski, który mocno został w to zaangażowany /może więc należałoby zmienić nazwę raczej na przegląd okultystyczny?/) itd. Jeśli ludzie się nie opamiętają, czeka ich wielkie nieszczęście, przed którym przestrzegał wielokrotnie Pan Jezus i Matka Boża w ostatnich objawieniach prywatnych (m.in. Służebnicy Bożej Rozalii Celakównej i późniejszych). A jeszcze zamyka się usta kapłanom, by nie przestrzegali przed nadchodzącym kataklizmem! Niech się Naród utopi we własnym grzechu. Niech zginie w polityce nienawiści i zdrady narodowej. Bo nie wolno z ambony ostrzegać, że zła polityka prowadzi do niewoli grzechu, do potępienia wiecznego. Czy więc potrzebni są kolejni następcy Księdza Popiełuszki, żebyśmy z ambony mogli usłyszeć, co w polityce jest dobrem, a co złem?! A dlaczego za komuny wiedzieliśmy, że komunizm to zło? Bo nam to przecież księża z ambon głosili! I największy z nich – Sługa Boży Ojciec Święty Jan Paweł II. Ale nie on sam. Tak jak on mówiły całe rzesze, wiernych Kościołowi i papieżowi, kapłanów. Dziś próbuje się oddzielić Naród od Kościoła kłamstwem, że jakoby Kościół nie może się mieszać do polityki. Ale polityka potrzebuje Kościoła! Przecież to od decyzji politycznych zależy postępowanie moralne lub niemoralne obywateli. I Episkopat, Ksiądz ma obowiązek ostrzegać, gdy w państwie dopuszcza się niemoralne prawa. Jak zresztą ostrzegać ma każdy Katolik. Każdy na swoim miejscu. Ksiądz z ambony, nauczyciel w szkole, polityk z mównicy, policjant przy zdarzeniu, lekarz w gabinecie a dziennikarz w mediach… .
Świadectwo wiary zobowiązuje
Katolicki polityk ma obowiązek dawać świadectwo wiary. Ale to dawanie świadectwa zobowiązuje. Bo nie tylko słowem daje się świadectwo wiary, ale i czynem. Polityk największe świadectwo wiary daje podczas głosowania w parlamencie, pracy w biurze poselskim czy senatorskim i podczas wywiadów dla prasy czy konferencji prasowych. Pamiętam, jak za poprzedniej, skróconej kadencji sejmu polityk LPR-u, gdy dziennikarze, w temacie aborcji, pytali czyją własnością jest poczęte dziecko (zaraz po poczęciu), odpowiedział jasno, że Pan Bóg je stworzył więc Pana Boga, a kobieta nie ma prawa go zabić, bo to nie jest już jej ciało. To była informacja medialna (ciekawe ile gazet ją przekazało – a jeśli już, to z jakim komentarzem), ale to było też prawdziwe świadectwo wiary. I nie na darmo Kościół MA PRAWO zachęcać do popierania danych partii. Nie zawsze mówi się o nich z nazwy. Ale trzeba wiernym jakoś pokazać, gdzie są w partiach prawdziwi Katolicy, a gdzie oszukańcy! I tu bardzo ważne jest świadectwo wiary polityków katolickich. Jak mówią o wartościach?, czy są wierni nauczaniu Kościoła czy może diabłem „podszytym” współczesnym „wartościom”? Czy mówią w sposób jasny o sprawach moralnych, czy też mieszają, manipulują, kręcą, unikają takich tematów, żeby tylko ich kto nie zdemaskował za wcześnie (czyli zazwyczaj przed wyborami)? I dlatego potrzebujemy prawdy o politykach płynącej z Kościoła, prawdy sukcesywnie pogłębianej!, bo Katolik ma obowiązek przede wszystkim wierzyć i ufać Kościołowi Katolickiemu, a nie świeckim mediom, które nie jeden raz już wypaczyły i wypaczają Prawdę.
Za komuny trudniej było mówić, bo zabraniano, ale łatwiej było zrozumieć, bo tylko jeden był polityczny oszust - PZPR. I gdy ksiądz powiedział „oni”, to już wszystko było jasne. Dziś „oni” – i ich „ideowi” następcy - pochowali się „po dziurach” i wyskakują, jak „diabeł z koszyka”, pociągając za „sznurki” (medialne, prawnicze, gospodarcze, biznesowe /bo z nakradzionych za komuny pieniędzy stali się dziś biznesmenami/ itp.) - które im okrągły stół zagwarantował i nikt dotąd nie odebrał - gdy tylko im się ktoś sprzeciwi. Pochowali się pod gołosłownymi obietnicami, pod manipulacjami politycznymi, pod blokadami medialnymi, a nawet nieraz w partiach, które mają rodowód katolicki, żeby zniszczyć, rozbić od środka dobre dzieło, już od zarania jego istnienia - a już na pewno, gdy ono rozkwita, gdy partia rośnie w siłę. I później się dziwujemy, że politycy powoływali się na Katolicyzm, że Kościół niejako popierał dane ugrupowanie polityczne, a tu takie afery wychodzą. A co to, czyżby się wielce obrażeni „katolicy” nagle obudzili?! Nie wiedzą, że każdy człowiek jest grzeszny; że komunizm nie upadł całkiem, a tylko zmienił barwy; że im większe Dzieło Boże – w tym przypadku POLITYCZNE DZIEŁO BOŻE – to tym mocniej będzie atakowane przez siły ciemności?! Ledwie coś zaczęto naprawiać za koalicji PiS-owskiej, a już jest zablokowane. Przed poprzednią kadencją parlamentu Naród już źle wybrał. Zbuntował się przeciw temu, co było wcześniej (liberałowie, komuniści - złe zarządzanie), to fakt, ale zbuntował się NAIWNIE I GŁUPIO. Powybierał wielu różnych liberałów, ludzi niepewnych (por. Samoobrona). I choć prawica miała władzę, to niewiele mogła zmienić. A zmienić trzeba było wszystko. Udało się minimalnie naprostować media publiczne, to patrzmy, co z nimi robili ludzie Samoobrony (czyli „konia trojańskiego” byłej koalicji PiS-u), co robią rządzący (2009 rok) liberałowie, których, niby w „nagrodę”, dostała od Narodu nasza Ojczyzna. Aby się z powrotem dobrać do mediów publicznych władze wolą je zlikwidować niż zostawić w miarę wolne od swojego wpływu. Ileż tu zakłamania i manipulacji. Ileż gry pozorami.
Czy już Polakom naprawdę nie zależy na wiernych Bogu i Ojczyźnie politykach, na patriotach, którzy mają odwagę dawać publicznie świadectwo swojej wiary i moralności Katolickiej? Jeśli tak, to Polska już jest żywym trupem… (?!).
Tomasz Wilczyński